poniedziałek, 15 maja 2017

Info + mini-bloopers

 Hej! Ze względów szkolnych (hehe) rozdział pojawi się najwcześniej w środę za tydzień (to będzie bodajże 24 maja). Jakoś w tym tgodniu mam ciągle co robić i niezbyt wenę na pisanie, ale jak tylko wrócę z wycieczki (czyli w sobotę) postaram się coś nabazgrolić. A przy okazji... łapcie bloopersy. Wiem, że marne, ale zawsze coś...

*notka z jakiegoś tam dnia marca XD*
A tak w środku życia pokażę Wam dla rozrywki niektóre z głupot które pisałam (są tak ogólnie zebrane). Są to twory mojej głowy kiedy kompletnie nie widziałam albo pomyliłam logikę z jej brakiem, co piszę, także chyba można się troszeczkę chociaż pośmiać :P


"Możemy się tak… skryć trochę?" ~ Rozdział 33

"Można go otworzyć, jak jakąś waliskę" ~ Rozdział 33

"...usiadł na jednym z wyznaczonych siedzonek." ~ Rozdział 33

"Do głowy wpadła jej się tylko jedna głowa" ~ Rozdział 34


"...wypachanej sianem poduszce" ~ Rozdział 34

 
 

sobota, 6 maja 2017

36. Powrót do wspomnień

http://villagedesmeuniers.com/wp-content/uploads/2016/10/nps-SP.Village-des-Meuniers145-1920x668.jpg


– Powinnam wam wcześniej powiedzieć, ale strasznie się bałam. Spotkałam wcześniej kogoś, kto chciał mnie wykorzystać z tego powodu. Prawdę mówiąc, wy też możecie to zrobić. Ale nie mogłam tego tak w sobie dusić. Nie wiem, co się dzieje z moją rodziną. Nie wiem, czy nie płaczą i nie myślą, że umarłam, a może zaginęłam. Zostawiłam wszystko to, zupełnie nikogo nie uprzedzając. To było straszne, ale się odnalazłam. Spotkałam Merillę, nimfę, która mi wyjaśniła, kim jestem. Jeśli nie odnajdę tego Łamacza, zostanę tu na zawsze! Nie zniosłabym… Całe moje plany i wszystko pozostałe legło w gruzach. Nie wiem odkąd tu jestem. Po prostu obudziłam się na środku morza, sama, w zupełnej ciszy. Jakimś cudem żyję. Ale nie chciałam nigdy tego wszystkiego! – Julia płakała rzewnymi łzami, wyrzucając z siebie wszystko. Cały ból, żal i gniew. Smutek i tęsknotę.
Ale oni zrobili coś, czego się absolutnie nie spodziewała. Po prostu ją przytulili. Bez żadnych słów, przekupstwa, szantażu, nie obrócili się przeciwko niej. Okazuje się, że kłamała przez tyle czasu, a oni tak po prostu jej wybaczają. Nie mogła ubrać w słowa tego, co czuła.
– Przepraszam za wszystko. Gdybym tylko wiedziała… Mogłabym ci pomóc. Wciąż mogę. Wiem wiele o Wybranych. Możesz nam zaufać.
– Wam mogę, ale wy mi…
– Kiedyś się przekonasz, że też możemy – odparł Andreas z niesamowitą iskierką w oku.
Zanim doszli do siebie minęło chyba z dobre pięć minut gadania o niczym, ale w końcu Revellon dowiedziała się, że jest dokładnie czternastego stycznia, a trafiła tu idealnie dwa tygodnie temu. Z jednej strony dobrze, ale z drugiej… to jednak trochę czasu. Mogło być gorzej, mówiła sobie w duchu.
– Ruszajmy. Mimo wszystko, wskazówka nie poczeka – powiedziała w końcu Rina Hong. – Po drodze porozmawiamy.

~~

– Gdzie jest Perła? – Jack stanowczo postawił sprawę, wpatrując się w obrzydliwą twarz zombie.
– Bardzo ciekawe, teraz młody piracik próbuje szantażu? Barbossa ma cię w kieszeni, śmieciu – odparł tamten, wlepiając w kapitana małe, czarne oczka.
– Tylko bez takich! Możesz mnie zabić, ale nie możesz mnie obrażać, ty gruby, zgniły… – przystanął na chwilę, myśląc nad dobraniem słowa, przy okazji wyjmując z pochwy pusty pistolet. – Nieumarły!
Wymierzył w przeciwnika bronią, na co tamten jedynie parsknął śmiechem.
– Błagam, przecież jest pusty – prychnął z pogardą i zaczerpnął porządnego łyka alkoholu.
– Skąd wiedziałeś? – spytała Angelika.
– Bo ty masz dwie – uśmiechnął się chłodno.
– Wiedziałem, że mi ją ukradłaś! – Jack spojrzał oskarżycielsko na Malon.
– A ja wiedziałam, że tak powiesz – odparła, a w jej głosie słychać było satysfakcję. Na chwilę odwróciła wzrok, rejestrując ruch za jednym ze słupów podtrzymujących sklepienie knajpy. Sparrow w pierwszej chwili nie wiedział o co chodzi, ale wolał tam nie patrzeć. Dopiero po chwili jego jakże podatny na dedukcję mózg zarejestrował Annę Brookley, która najwyraźniej próbowała wtopić się w tłum czy ów słup.
– Tak czy inaczej, beze mnie Barbossa jest nikim. Zabierając Perłę tylko pozbawił się możliwości zrobienia czegokolwiek!
– Słuchaj, Sparrow – muskularne monstrum uniosło się i zbliżyło twarz do twarzy Jacka. – Nie obchodzi mnie ani Perła, ani Łamacz, ale mój pan. Jeśli będzie mi kazał cię zetrzeć z tych brudnych desek, zrobię to, a jeśli nawet rozkaże kłaniać się przed tobą, nie zaprzeczę mu. Nie znasz czegoś takiego jak honor – warknął, a kapitan odsunął się od niego, robiąc głupią minę.
– Chyba czegoś takiego jak przerobienie na zgniłego snoba. Ach, domyślam się, że bycie zombi niesie ze sobą wiele trudów i poważną traumę. No ale cóż. Ja chyba będę się żegnał…
W tym momencie Sparrow walnął nieumarłego z całej siły w twarz, tak, że przekrzywił mu nos o 90 stopni.
– No… eee… Kapitanie… – Gibbs pozieleniał, patrząc na wściekłą minę zombie. Tamten jednak tylko usiadł  z powrotem przy stoliku, wlewając sobie do ust resztki trunku.
– Obawiam się, że po raz kolejny, Jack, wpakowałeś nas w cholerę – powiedziała ostro Angelika, rozglądając się dookoła. On też już wiedział – wszędzie pełno ludzi Hectora. To była pułapka.

~~

Anna z bijącym sercem przyjęła słowa Malon, pragnąc jeszcze bardziej zapaść się pod ziemię. Andrew, mimo wszystko, był teraz w stanie co najmniej niezdatnym do funkcjonowania, a co dopiero do bijatyki. Wiedziała, że dużo ćwiczył walkę na miecze, ale nie chciała go wciągać w to całe pirackie bagno. Tutaj mogli go zabić drewnianym kubkiem, gdy nie patrzył. Honor nie miał żadnego znaczenia.
– And, musimy się stąd jak najszybciej wydostać, słyszysz? Ci ludzie mnie porwali. – Wskazała na kilku z załogi Hectora, których pamiętała, ale księciu trudno chyba było ich odróżnić od pozostałych.
– Rozumiem. – Andrew wziął dwa głębokie wdechy. – A co z twoimi piratami?
– Nie są moi. – Wyrwało jej się, zanim zastanowiła się nad sensem wypowiedzi w takich okolicznościach. – Poradzą sobie. Po prostu stąd wyjdźmy.
Ruszyli pomału w stronę grubych, brudnych drzwi, wymijając pijaków, zaczepiające Deverona damy z ogromnymi dekoltami i  wszystkich pozostałych. Brookley patrzyła się w dół, starając się zasłonić twarz brązowymi włosami. Co jakiś czas jej przyjaciel chwiał się, ale nie mogła sprawdzić, czy z nadmiaru alkoholu we krwi czy przez potrącających go klientów knajpy.
Po kilku minutach wypadli na zewnątrz. Ogarnęła ich fala zimnego powietrza, ale zwrócili raczej uwagę na dopływ świeżego tlenu.
– Chodź, And. Musimy gdzieś się schować…
Osłupiała. Powoli uniosła wzrok tylko bo to, żeby zobaczyć znienawidzoną twarz Barbossy.
– Kopę lat, malutka. – Zaśmiał się.

~~

Droga okazała się być niesamowitym przeżyciem. Najpierw po prostu ogarnęli się i wyszli z motelu, jak go Julia nazwała, i ruszyli po prostu przed siebie. Rina doskonale orientowała się w terenie i potrafiła wskazać kierunki świata, co wzbudziło podziw w Andreasie. Sam nigdy nie uważał na wykładach w Cadolage, nie był zbyt inteligentny…
Ta myśl podsunęła mu kolejną, z zupełnie innego zakresu – Julia. Była taka dziwna, inna, a jednocześnie intrygująca. Mogła powiedzieć tyle rzeczy, dać im tyle rzeczy… teraz już wiedział, o czym powiedziała mu tamta kobieta w łaźni. Revellon może chcieć zdobyć Łamacz i przenieść się do… swojej epoki? Swojego świata? Nie miał pojęcia konkretnie do czego, ale ta myśl przyprawiała go o ból głowy. Po części ją rozumiał, bo może miała kochającą rodzinę i dom, której o  nigdy nie posiadał, i chciała tam wrócić. W końcu życie przeciętnego człowieka ponad 300 lat później musiało się różnić. Ale z drugiej strony… Po co wracać do przeszłości? Czy może… przyszłości, w tym przypadku? Andreas nigdy nie wróciłby do tamtych dni. Nie mógł zaprzeczyć, że tęsknił za Isabelle, Markiem i Daemonem z Cadolage, gdy jako dziesięciolatki ścigali się przez Łąkę i tworzyli bazy. Ale stłumił to w sobie, z czasem zapominając o tęsknocie. Żył teraźniejszością, to było wystarczające.
– Nasz środek transportu – mruknęła Rina, z niewielkim uśmieszkiem przyglądając się ulicy. Sunął po niej powoli muł, który przyczepiony był do wozu napakowanego sianem. Albo na odwrót – wóz był przyczepiony do muła. Na boku ktoś namalował czarną farbą napis „Przewozy paczek; Brunon Grees, droga: Sunmountain city, i z powrotem”.
– O rany, gościu chyba miał same jedynki z gramatyki – westchnęła Julia, przyglądając się przecinkowi przed „i” oraz zwrotowi „z powrotem”.
– Chyba żartujesz, że mamy jechać tym czymś, Rina? – odezwał się Andreas.
– Wcale nie. zobaczysz, jak dotrzemy do Reggendard będzie o wiele szybciej. – Ruszyła biegiem w kierunku „środku transportu”, co w sumie było zupełnie niepotrzebne, bo muł osiągał prędkość nie większą niż zdechła mucha w smole. Zgrabnie wskoczyła na stos siana, wykonując w powietrzu podwójne salto i z gracją opadając na miejsce.
Pozostałej dwójce nie poszło już tak cudownie. Julia prawie spadła, a Andreas ledwo się wgramolił, ale byli we troje. Jechali na miejsce, po drugą wskazówkę. To dobrze.
Kiedy minęła minuta i opadło pierwsze wrażenie, odezwała się Revellon:
– A teraz wytłumacz mi to wszystko.
Rina nawet nie próbowała protestować. Andreas pomyślał, że może poczuła się winna wyjaśnień siedemnastolatce.
– Jesteśmy w drodze na SunMountain, gdzie będzie druga wskazówka – Mówiła normalnym tonem, bo w gwarze Wenecji siedzący na mule człowiek nawet nie miał szans ich usłyszeć. – Reggendrad to miasto nieopodal. Tam zamienią muła na dwa potężne rumaki maści karej, a one pognają z prędkością geparda do celu.
– Skąd to wiesz? – spytał chłopak, po raz kolejny zadziwiony wiedzą Hong.
– Mój wujek… To znaczy… On nie był wujkiem z krwi, ale opiekował się mną, jak miałam jedenaście lat. On pracował jako woźnica w tej branży. Powoził właśnie na tej trasie. – Jej oczy zabłyszczały od zbierających się w nich łez, ale szesnastolatka trzymała się twardo. – Urodziłam się w plemieniu Gayashi, w południowej Japonii. Warunki życia małej dziewczynki były... ciężkie. Ale to nieistotne. W wieku jedenastu lat wreszcie zebrałam się na odwagę i uciekłam od nich. Tamci ludzie traktowali kobiety... Sami wiecie. W każdym razie wsiadłam w powóz ze świniami, które były hodowane przez plemię i dostarczane do różnych części świata. Z tego żyliśmy. Jakimś cudem trafiłam do Reggendrad, gdzie spotkałam po raz pierwszy wujka. Był taki dobry i smutny... Całe życie smutny. Ale przygarnął mnie do siebie po tym, jak powiedziałam mu prawdę o swoim pochodzeniu. – Wzięła głęboki oddech, z trudem powstrzymując się od płaczu. Kiedy miałam dwanaście lat, moje plemię znalazło mnie zupełnie przez przypadek. Za „kradzież” mnie, zabili wujka na moich oczach. Ale był szczęśliwy, kiedy umierał. Powiedział, że przez rok byłam dla niego córką, której nigdy nie miał i że czuł się spełniony. Dałam radę. Zostałam w plemieniu, ale nigdy nie traktowano mnie na równi z innymi. Mówiono, że jestem słabsza, bo dałam się porwać. Nie mieli pojęcia, że sama chciałam odejść. A ja nie mogłam im powiedzieć... W końcu napadli na nas Aesangadragowie. I to był koniec.
Zapanowała błoga cisza, pełna napięcia. Ale Rina nie wyglądała na skrępowaną czy winną, mówiąc im o tym. To już nie było to samo, co tydzień temu. Otworzyła się na nich: dwójka zupełnie od niej różnych, przypadkowych nastolatków.
– Może zjedzmy coś dla rozładowania atmosfery? Chyba mam czekoladę – stwierdziła, ściągając z palca pierścień Julia. Chyba oboje byli równie zszokowani, jak spokojnie zachowała się siedemnastolatka. W jej oczach można było dostrzec współczucie, które silnie próbowała maskować. Ale wiedzieli, czemu zmieniła temat. To było dobre posunięcie. Nikt nie chciał płaczącej japonki – Zaraz wam coś pokażę.

~~~~~~~**********~~~~~~~
Hej wszystkim!
Na początek święta rada:
Zawsze róbcie korektę rozdziału. Jak dziś zorientowałam się, że w poprzednim rozdziale zamiast imienia Andreas dałam Nicolas (hehe, pozdrawiam wszystkich z bloga Star Wars), przeżyłam szok. Musiałam to zmienić. Ach, i gdybym nie poprawiła tego rozdziału, straciłby sens. Tak, korekta rzecz święta. 
Poza tym: wiem, że nie było rozdziału w środę. Kolejny pewnie pojawi się dopiero w środę 17 maja, ponieważ w poniedziałek zaczyna się moja mega fala testów itp, które muszę zaliczyć (kto by się domyślił). Poza tym jestem aktualnie uzależniona od Darów Anioła, które dają wenę, ale zamiast pisać rozdziały czytam. Myślę, że od czerwca powinno się mniej więcej wszystko unormować.Dobra, to na tyle hot newsów.

Do zobaczenia!

Z dedykacją dla nowej czytelniczki Danae Quinn :*