wtorek, 30 sierpnia 2016

05. Pieśń Lettego



https://67.media.tumblr.com/ae73f13c24e5417cc7867b78c901deee/tumblr_mknqmnHSKG1qj5ambo1_500.gif 
– Co ty wyprawiasz? – Angelica złapała Jacka za kołnierz, przystawiając mu nóż do gardła. Miała tego dosyć. Już powoli zaczynała żałować, że zabrała się ze Sparrowem. – Ta dziewczyna jest niebezpieczna! A ty, zamiast interweniować, bawisz się w najlepsze! – Pchnęła go w kierunku ściany.
– Rumu? – przystawił jej przed nos butelkę z alkoholem. Malon chwyciła ją, po czym z całej siły rzuciła o ziemię. Drobinki szkła rozsypały się po pokładzie.
– Nie żartuj sobie ze mnie. – warknęła.
– Ależ skąd! Nie śmiał bym. – Oberwał z liścia.
– Widziałeś przecież, co stało się z busolą. Ta cała Julia może znać coś, co jest poza zasięgiem nawet twojego kompasu. – W jej głosie słychać było nutę satysfakcji. Wbrew pozorom cieszyła się z tego, że istnieje coś, czego nie wie Jack.
– No to sobie weź tą dziewczynę. O, mam kurs – stwierdził. – Gibbs, skręćmy nieco na zachód! – Kompan posłusznie wykonał polecenie.
– Czego szukasz, Sparrow? – Twarz Angeliki znalazła się niebezpiecznie blisko twarzy Jacka. – Wiem dobrze, że jesteś zagubiony. – na jej ustach pojawił się wrogi uśmieszek. – Może wreszcie ci się w tym pustym łbie poprzewracało i widzisz, jak puste są twoje cele?
– Szukam wskazówki Lettego. – odparł, bawiąc się pustą już butelką rumu – Pierwszej z pięciu. Wprawdzie nie jestem do końca pewien, czym jest skarb Lettego, ale istnieją pewne legendy…
– Sama ci je opowiadałam – odsunęła się od niego, a cały jej gniew wyparował. Nie cierpiała, jak to robił. Sparrow miał dar cofania całej złości Angeliki w jednej sekundzie. Owijał ją sobie wokół palca, a ona mu na to pozwalała. Jednak nie mogła teraz mu tego pokazać.

Hej, ho! Kto wesoło patrzy w jutro, kto?
Hej, ho! Kto widzi dobro, zło?
Marynarz stary młodnieje,
Młoda niewiasta dobro sieje,
Tu przybyć musiała,
Duszę swą ofiarowała.
Hej, ho! Zabłąkana dusza blednie…
Hej, ho! Drogą jest przepowiednia.
Skarb cenny, cenniejszy niż złoto i niebo!
Posiadać go może wybraniec Lettego…
Hej, ho!

Cudowne dźwięki starej pieśni wydobyły się z ust Malon.
– To musi coś oznaczać, jak na mój gust. To może płyńmy po tę wskazówkę! – W Jacku zapaliła się lampka chciwości.
Otworzył busolę. Wskazywała północ.
– Zmieniłem zdanie! Płyniemy na północ! Tam musi być wskazówka. – Teraz był tego pewien. Kompas ani trochę nie poruszył igłą. Angelica została w tyle, teraz liczył się tylko skarb.

~~

Po policzkach Anny spływały wielkie łzy. Właśnie została haniebnie porwana, poniżona i pobita. Ci wstrętni piraci… gdyby tylko był tu Chris! Mieli się pobrać już za kilka dni.
Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? I tak zginie z głodu i z pragnienia. Była na jakimś obślizgłym statku wśród piratów. Brookley nienawidziła piratów. Nie dbali o higienę osobistą, zachowywali się poniżej poziomu kultury, okropnie śmierdzieli i nie mieli szacunku dla dam.
Drzwiczki od więziennej celi otwarły się, a do środka wszedł pirat.
Anna nigdy nie widziała pirata na żywo, nie licząc ostatniego razu, kiedy to została porwana. Ten miał ohydnie żółte zęby, rzadką brodę, krzywą, pomarszczoną twarz i malutkie, obrzydliwe oczka. Jakby tego wszystkiego było mało, był odrażający zapachem.
– Czego chcesz?! – oburzyła się, gdy ten wszedł do środka. Gwałtownie wstała i oparła się o ścianę.
Hector zaśmiał się sucho.
– Spokojnie. Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to na miejscu, w Port Royal. – jego ciężkie kroki powodowały skrzypienie podłogi – Chciałbym raczej… zawrzeć umowę, jakby to ująć.
Brookley nie miała najmniejszej ochoty zawierać jakiekolwiek umowy. Tym bardziej z tym dziadem.
Nie mam ochoty zawierać z tobą umów. – warknęła, na co Barbossa znów się zaśmiał.
– Nic nie wiesz o piratach, perełeczko. A teraz ruszaj się, zjemy kolację! – uśmiechnął się, na co Anna spojrzała z odrazą.
– Nie jestem głodna. I nie jem takich tłustych potraw jak wy.
– Cóż, w takim razie… Ty będziesz naszą potrawą – Mówiąc to wyciągnął słynną „Szablę Czarnobrodego”.
Dziewczyna drgnęła. W końcu zmuszona była pójść za kapitanem.
– Dobrze więc. – spuściła głowę. Była zbyt słaba. Nie umiała się obchodzić z takimi przypadkami jak Hector.
– Wiedziałem że się zgodzisz. Chodź, chodź.
Zaprowadzono ją do nawet sporego pomieszczenia, w którym miała odbyć się kolacja. Ku jej zaskoczeniu stoły były pozastawiane po brzegi świeżymi owocami, warzywami i mięsem. Wszystko było kulturalnie podane.
Dwudziestolatka otworzyła usta. Stała tak dobre kilka sekund, po czym przypomniała sobie, z jakiego powodu tu jest. Jej honor został splamiony, nie ma powodów do wdzięczności.
– Cóż, uczta musi mieć smak, nie tylko wygląd. – skrzyżowała ręce na piersi.
Barbossę to bawiło. Ta „księżniczka” nie miała zielonego pojęcia o życiu poza pałacami. Uważała zniewagę za wielkie przestępstwo. W pirackim świecie była to normalność. Aby przetrwać należało potrafić się odgryźć. Zemścić. Ta damulka będzie miała poważne problemy.
Właściwie po co ją tu sprowadził?
Wiązało się to z pewną przepowiednią, którą otrzymał od przemytników na Tortudze…

~~

Julia siedziała skulona w kącie, między workami ze zbożem. Przyglądała się hucznej balandze, którą urządził Kapitan. Pijana załoga śpiewała stare pieśni, śmiała się i jeszcze raz piła. Rum był wszędzie, nawet ona dostała butelkę. Oczywiście nie wzięła ani łyka. Była niepełnoletnia. Ale im to nie przeszkadzało. Pili w zaparte.
Zastanowiła się, czemu akurat ona tu trafiła. Miała być to jakaś kara? Ale za co? Raczej nie zrobiła nic aż tak złego. Fakt, zdarzały jej się głupie pomysły, ale to jak każdemu siedemnastolatkowi.
Zaczęła się zastanawiać nad słowami Willa. „Jesteś w posiadaniu magicznego Łamacza Czasu”. Czy to możliwe? Zapewne. Bo niby jakim innym sposobem się tu znalazła? Przez pierwsze kilka godzin myślała, że to tylko sen. Ale w końcu uświadomiła sobie, że to twarda rzeczywistość.
W dodatku prawie popsuła magiczny kompas, wskazujący to, czego najbardziej się pragnie. Jeśli nawet coś takiego nie działa… nie była w stanie nawet o tym myśleć. Co z jej rodziną? Przyjaciółmi?
– Chcesz jeszcze buteleczkę? – koło niej pojawił się Jack Sparrow.
– Nie. – odpowiedziała cicho.
– A coś ty taka przy… bita? – zatoczył się, po czym wziął kolejnego łyka trunku.
– Jesteś pijany! – stwierdziła, robiąc skrzywioną minę. Sparrow jedynie podniósł na nią wzrok, po czym wrócił do picia.
Revellon westchnęła. Chyba będzie musiała się z tym pogodzić…
Biła się z myślami. Jedna część jej świadomości podpowiadała: „Myśl, co robić! Musisz się wziąć w garść i starać o powrót do domu!”, a druga: „Masz okazję, możesz sobie tego pirata owinąć wokół palca. Masz potencjał, co chcesz się marnować?”.
– Ech, odczepcie się. Idę porozmawiać z kimś, kto mi na pewno pomoże – z kobietą.

~********~ 
Czemu tak szybko? A bo ktoś ma dzisiaj urodziny i to rozdział z dedykacją dla Sue! Wybacz, że zapomniałam... Ja i moje życie. Ale cóż, wstałam o siódmej więc musisz mi wybaczyć, nie ma opcji. Życzę ci wszystkiego najlepszego, abyś pisała dalej, bo robisz to świetnie, abyś NIE ZAWIESZAŁA Star Warsów, żeby Twoja pasja rosła i dużo weny życzę! 
NIECH MOC BĘDZIE Z TOBĄ!! ♥
PS: Ty wiesz, że ja zawsze pamiętam co jest 30 sierpnia, ale w te wakacje straciłam rachubę czasu :P

piątek, 26 sierpnia 2016

04. Nowy członek załogi

http://data.whicdn.com/images/27950923/original.gif


Julia stanęła na lądzie pierwszy raz, odkąd się tu znalazła. Było to całkiem przyjemne uczucie. Mokry piasek łaskotał ją w stopy.
Rozejrzała się. Była na jakiejś malutkiej wysepce. Wzdłuż brzegu rozciągała się plaża, a za nią był mały las z palmami. Jakieś kilkaset metrów dalej na wodzie kołysał się ogromny statek, który to przyczynił się do postoju tutaj.
Słyszała krzyki człowieka, ewidentnie męskie.
– No cóż… raz się żyje, trzeba ratować to swoje jedno jedyne życie. – Stwierdziła, po czym pobiegła co sił w kierunku ludzi. Była przygotowana na niepożądane akcje: wcześniej przypięła szablę i pistolet do pasa. Biały pierścień z funkcją torby włożyła na serdeczny palec prawej ręki.
Gdy była już wystarczająco blisko, przykucnęła za jednym z krzaków i uważnie przyjrzała się przybyszom.
Jeden z nich był niezbyt wysokim mężczyzną nieco po czterdziestce. Miał czarne włosy, miejscami przypominające dredy. Nie była w stanie dostrzec jego koloru oczu. Niemniej jednak twarz miał dość przystojną. Nosił ciężkie buty do kolan, raczej ciemne spodnie, rozpiętą, zwiewną koszulę w kolorze białym, oraz skórzaną kamizelkę. Na głowę włożył czerwoną bandanę i kapitański kapelusz.
Drugą z nich była Kobieta. Miała może 30 lat. Nosiła ubrania podobne do tego pierwszego, z wyglądu zaś była dość atrakcyjna. Długie, ciemne włosy spływały na jej ramiona. Oczy błyszczały w świetle księżyca. Mimo, że niebo było dość pochmurne, ten oświetlał całą przystań.
Trzecią osobą był niski, grubszy mężczyzna przed pięćdziesiątką. Miał niechlujnie ogoloną twarz, a jako ubrania miał jakieś szmaty. Dźwigał wielki wór na plecach.
Julia wytężyła słuch.
– …płynie szybciej... – Usłyszała głos kobiety.
– Wsiadajmy, kapitanie! – zawołał ten niski, po czym wrzucił do szalupy wielki wór. Rozległ się dźwięk uderzającego o siebie szkła. Ten pierwszy powiedział coś do dziewczyny, po czym wszyscy troje wsiedli do małej łódeczki.
Zrozumiała, że ma ostatnią szansę. Wyskoczyła zza zarośli i podbiegła do szalupy. Zdziwione spojrzenia wszystkich trzech wylądowały na Julii.
– Eee… Zdaje mi się, że… – Próbowała bezskutecznie skleić zdanie.
Mężczyzna o długich, czarnych dredach i ciemnych oczach uniósł brwi.
– A ty skąd się tu wzięłaś, skarbie? Wyglądasz znajomo. Groziłem ci już kiedyś? – Spytał, jak gdyby nigdy nic. Julia zrobiła przerażoną minę.
Szczerze, to wątpię, że się znamy. No chyba, że… – ugryzła się w język. Nie powinna wszystkim rozpowiadać o swoim pochodzeniu. – Zresztą nie. A wy kim jesteście?
– O mnie zapewne słyszałaś… – Zrobił minę, jakby oczekiwał odpowiedzi. – Ech, Kapitan Jack Sparrow. – Westchnął.
– Angelica Malon, Joshonny Gibbs – powiedział niski grubasek, wskazując najpierw na dziewczynę, potem na siebie.
– Aha, a ten okręt to wasz? – wskazała na ogromny statek, kołyszący się na wodzie.
– Tak…
– Nie. – przerwał Jack Angelice – To mój statek. Ten tu – wskazał na Gibbsa – To jeden z mojej załogi. A ta będzie przebywać na moim statku, jako gość. A tu – kopnął nogą wielki wór – znajduje się mój rum. KPW?
– Dobrze, nie wnikam. Mam tylko jedno pytanie: mogę się z wami zabrać? Bo tak trochę nie mam się gdzie podziać… – rzuciła prosto z mostu. Szczrze była z siebie dumna, że udało jej się cokolwiek powiedzieć, nie chowając się za krzakami.
– I to mi się podoba. – Sparrow uśmiechnął się w sposób, który sprawiał, że Julia cieszyła się, że nie są wrogami. – Witaj na pokładzie „Czarnej Perły”, złotko. Najpotężniejszego pirackiego okrętu w dziejach.

~~

– A więc jestem Julia Revellon. – zaczęła – Mam siedemnaście lat i… chyba tyle o mnie. – Wymamrotała. Nadal była w szoku, że ten pirat ją przyjął. 
Jack Sparrow zdawał się nie słuchać odpowiedzi na zadane przed chwilą pytanie. Uważnie przyglądał się swojemu kompasowi. Co dziwne, igła wcale nie wskazywała północy.
– Twój kompas jest zepsuty – stwierdziła, na co ten niski, Gibbs, odpowiedział śmiechem.
– Och, wszyscy tak myślą. Ale tak naprawdę – nachylił się nad jej uchem i powiedział stonowanym głosem – Tak naprawdę busola wcale nie jest zepsuta. Wskazuje to, czego najbardziej pragniesz.
Julia stanęła i zastanowiła się przez chwilę. Co by wskazała w jej rękach? Dobre pytanie. Teraz Revellon zdecydowanie najbardziej pragnęła wrócić do domu. Ale czy ten kompas wskaże jej przyszłość? To raczej nierealne.
– Czego najbardziej pragniesz, kapitanie? – spytała po chwili Sparrowa.
– Zdaje mi się, że… – spojrzał na obracającą się igiełkę – Rumu. – Joshonny pędem przyniósł dwie butelki alkoholu – jedną dla siebie, drugą dla Jacka.
Mężczyzna wypił pół butelki, po czym znów spojrzał na kompas. Wskazywał jeden kierunek – wschód.
– Kurs na wschód, panowie! – Zatoczył się. – A ty, młoda damo, czego najbardziej pragniesz? – uśmiechnął się, ukazując rząd złotych i srebrnych zębów. Julia już była w stanie stwierdzić, że to szaleniec. Pirat, który może być bardzo niebezpieczny. Nie był groźny z wyglądu. Charakterem nie wskazywał na to, żeby był jakoś szczególnie wrogi. Ale dziewczyna czuła, że Jack jest bardziej niebezpieczny, niż wszyscy inni, którzy zionęli grozą. Miał bowiem w sobie coś… wyjątkowego.
– Ja…? No w sumie, to… – Chwyciła busolę do ręki.
Igła z początku wskazywała nadal w kierunku wschodnim. Ale po chwili zaczęła się kręcić w kółko. Obracała się coraz szybciej i szybciej. Busola zrobiła się niebezpiecznie gorąca.  
Siedemnastolatka krzyknęła i upuściła przedmiot, który natychmiast przestała wariować.
Kapitan spojrzał na dziewczynę, robiąc wielkie oczy. Angelica, Gibbs i cała załoga gapiła się na Julię. Wszyscy zastygli w bezruchu.
– No, no. – Jack podniósł swój kompas z niezwykłym wdziękiem, niepasującym do mężczyzny – Chyba pora na małą przerwę, panowie. Przywiozłem nam zapas rumu! – Uśmiechnął się od ucha do ucha, na co załoga odpowiedziała niekontrolowanym okrzykiem radości, całkowicie zapominając, co właśnie się stało.



~********~
I kolejny rozdział za nami.
Wiem, że dno.
To chyba rozdział, który najmniej mi się podoba z tych wszystkich, które dotychczas napisałam (a jest ich 9). Obiecuję, że następny będzie ciekawszy, bo pojawia się. Tam nowa bohaterka
Cóż, na dzisiaj to tyle.
Pozdrawiam, do następnego ;)
 

piątek, 19 sierpnia 2016

03. Wór rumu

https://cdn.globalexperiences.com/wp-content/uploads/anigif_optimized-29437-1441054804-7.gif 


– Sparrow! Ty parszywy… – Zaczęła Malon, gdy tylko zobaczyła, jak kapitan „Perły” i Joshonny Gibbs wysiadają z szalupy.
– Jeszcze tu jesteś? – powiedział Jack, nawet nie odrywając wzroku od swojej busoli. Najzwyczajniej w świecie zignorował Angelicę, która zrobiła się czerwona jak rozżarzony węgiel.
Kapitan zauważył jedną rzecz. To, czego najbardziej się obawiał.
Błyskawicznie zamknął swój magiczny kompas i ruszył przed siebie.
– Jack, jesteś pewien, że to dobra droga? – zaniepokoił się Gibbs, chwilę przed tym, jak oberwał butem Angeliki w twarz i padł nieprzytomny. Na to Sparrow zrobił swoją słynną pokerową twarz.
– Jeśli chcesz, możesz zabrać się z nami, skarbie. Ale nie wolno ci bić mojej załogi. A teraz łaskawie przestań się awanturować i…
– Mam ci pomagać? Po moim trupie! – wrzasnęła, po czym rzuciła kolejnym butem. Tym razem nie trafiła, trzewik przeleciał tuż przed nosem pirata.
– Pudło. – skomentował, po czym ruszył przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Wiedział już, co zrobić, aby wykręcić się z tej dziwacznej sytuacji z kierunkiem wskazywanym przez kompas.
Po chwili był na miejscu. Podskoczył dwa razy na drewnianym włazie, po czym otworzył go i wpełzł do środka.
Zapach starego, spróchniałego drewna i wilgotnej ziemi dotarł do czujnego nosa kapitana. Na prowizorycznych półkach stały butelki rumu. Na jego twarz wstąpił uśmiech. Uwielbiał rum. On zdecydowanie zasłużył na miano „rzeczy, której najbardziej pragnie Jack Sparrow”. Był doskonałą wymówką.
– Co, zachciało się rumu? Nie starczy ci to, co masz na statku? – do środka zajrzała Malon.
– Rumu nigdy za dużo. A poza tym muszę mieć czym poczęstować mojego gościa. – spojrzał na nią wymownie. Dziewczyna dopiero po chwili zrozumiała.
– O nie! Nigdzie się nie ruszam. – Pomyślała o tym, jak mówiła, że zabierze się stąd z każdym. Ale nie miała na myśli Sparrowa! Wszystkich, tylko nie jego.
Ale z drugiej strony… wrócił po nią. Czyli jednak coś dla niego znaczy. Bo to chyba oczywiste, że nie przypłynął na przeklętą wyspę dla rumu. Miał go pełno, a poza tym ten alkohol był wszędzie, zawsze mógł go ukraść z Tortugi czy z innych przystani.
– Przyznaj, wróciłeś tu po mnie. Zależy ci na mnie – zaczęła.
– Mylisz się. – zwrócił się do swojego kompana – Gibbs, zabierz cały rum na „Perłę”. Szybciej!
Jack minął Angelicę, po czym swoim charakterystycznym krokiem udał się w kierunku szalupy. – A tak wracając do tematu ciebie. Muszę przyznać, że wyglądasz od rzeczy, ale przybyłem tu po zupełnie inną rzecz. Chociaż w sumie jej tu nie ma, co oznacza, że przybyłem tu po rum.
Dziewczyna po raz kolejny się zastanowiła, czy Sparrow naprawdę jest takim idiotą, czy tylko go odgrywa. Pomimo wszystkiego, co jej zrobił, naprawdę nie umiała się teraz na niego gniewać. Całą złość wykrzyczała kilka minut temu. On był po prostu zbyt wielkim oryginałem, żeby się obrażać.
Niemniej jednak nie chciała dać mu całkowitej satysfakcji.
– Dobrze, mogę z tobą odpłynąć, skoro tak bardzo tego chcesz. – rzuciła.
– Cudownie. A więc… – spojrzał na Gibbsa, który właśnie podniósł się z ziemi i taszczył na plecach wielki wór butelek z ukochanym napojem Jacka. – Ruszajmy do celu. – Otworzył swoją busolę, która wskazywała na południe. Było to zadowalające. – Już tak późno? – spojrzał na rozgwieżdżone niebo.
– Tutaj czas płynie szybciej… – Malon wbiła wzrok w horyzont.
– Wsiadajmy, kapitanie! – sapnął Joshonny, wrzucając wór z rumem na szalupę.
– Panie przodem! – uśmiechnął się zalotnie kapitan.

~~

Julia przestała już wiosłować. Prąd morski sam niósł jej drobną szalupę przez ocean. Ona zaś siedziała i wpatrywała się w horyzont, szukając wzrokiem lądu. Mogła być to nawet najmniejsza wysepka, byle co. Ale na razie nic nie wypatrzyła.
Zastanowiła się nad słowami Turnera. Może cofnąć czas, może też go przyspieszyć. Z takim przedmiotem jak Łamacz może praktycznie wszystko. Przeszukała już torbę, w nadziei, że znajdzie tam upragniony „zegarek”, ale nic z tego. Poza tym, nawet gdyby tam był, to co z tego, skoro nie potrafi go obsłużyć?
Usiadła bezradnie na jednej z ławeczek szalupy. Co ma zrobić? Było już ciemno i zimno. Woda jak na złość się wzburzyła, a chmury na niebie nie sugerowały dobrej pogody. Co takiego zrobiła, że znalazła się w tym przeklętym XVIII wieku?!
Ale nagle zobaczyła coś w oddali. Na wodzie kołysał się wielki statek. Z początku pomyślała, że to „Latający Holender”, ale ten był nieco inny. Mniej przerażający, inaczej zbudowany.
Niedaleko znajdowała się…
– Nie, to niemożliwe... A jednak! Ląd! – Wykrzyknęła radośnie, po czym dobyła wioseł. Przebierała nimi w wodzie jak jeszcze nigdy. Czyli może szczęście nie opuściło jej całkowicie. Nie myślała już, kogo tam spotka. Mogą to być piraci, królowie, paparazzi… Miała już szczerze dość samotnego dryfowania.
– No dobra, co tym razem mnie czeka? – zastanowiła się, spoglądając na wysepkę.

~********~
Ruszyłam się i zabrałam za publikację.
Teraz właśnie piszę sobie rozdział siódmy, więc stwierdziłam, że dość obijania się.
Szczerze jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, uważam, że przemyślenia
Angeliki są tu na miejscu ^.^.

Rozdział dedykuję Florence, jeśli tu dotrze ;)