sobota, 13 sierpnia 2016

02. Nieoczekiwane spotkanie

https://i.ytimg.com/vi/QAZEbwFuMRY/maxresdefault.jpg

– Widzisz zachód słońca? Już niedługo „Holender” zniknie w rozbłysku zielonego światła. Znajdziemy się na wodach, których nie można znaleźć na mapie. Nie możesz z nami płynąć. Jak mówiłem, mogę ci pomóc. Ale daj mi Łamacz Czasu.
– Nie możesz mi po prostu pomóc? Przecież mówię, że nie mam niczego takiego.  – Oburzyła się, na co Turner zaśmiał się sucho.
– Byłem kiedyś taki jak ty. Bezgranicznie wierzyłem w dobroć ludzi. Ale to naiwne myślenie. Ludzie to potworni egoiści, wiesz? A my jesteśmy piratami, co oznacza, że nie obejdzie się bez zapłaty. Musisz być w posiadaniu tego kompasu. Nawet jeśli nie wiesz, gdzie go masz.
Dziewczynie przypomniał się biały pierścień z mocą zmieniania się w torbę. Już chciała go oddać, ale coś czuła, że może się jej przydać. A Julia nie była szarą myszką, potrafiła walczyć o swoje. Wiedziała, że znalazła się w jakimś koszmarnym XVII wieku, na pokładzie piratów. Oni chcą zabrać jej coś, czego nigdy nie miała. Szaleństwo.
I wtedy coś przyszło jej do głowy. Skoro to wszystko jest szaloną prawdą, to czemu by tak nie zrobić czegoś strasznie głupiego, co może ocalić jej życie?
– Wybaczcie, panowie, ale ja już będę lecieć. Bywajcie! – To mówiąc porwała jedną z bliżej stojących szalup i zepchnęła ją do wody. Następnie sama w mgnieniu oka znalazła się za burtą. Dobyła wioseł i zaczęła odpływać jak najdalej okrętu.
– Gonimy ją, kapitanie? – Spytał sternik.
– Nie. Już nie ma czasu.
„Latający Holender” znikł w rozbłysku zielonego światła, zostawiając na środku oceanu samotną szalupę z jedną pasażerką, która najprawdopodobniej była w posiadaniu najniebezpieczniejszego przedmiotu w dziejach.

~~

„Czarna Perła” spokojnie płynęła przed siebie. Wokół było spokojnie, nawet zbyt spokojnie. Jedynie lekka bryza dęła w żagle potężnego okrętu.
Kapitan wciąż się zastanawiał, jakim to cudem tak zmieniła się pogoda. Najpierw przez trzy dni szalały burze, a teraz nagle spokój i cisza. Podejrzana sprawa. Jak na jego gust miało to związek z siłami nadnaturalnymi.
Na horyzoncie nie było widać żadnych statków. Ani tych pirackich, ani tych królewskich. Zapewne wszyscy są u wybrzeży Isla De Muerta, gdzie toczy się wojna oddziałów honorowych przeciwko piratom. Prawie cały trybunał braci stawił się tam, by postrzelać trochę do królewskich kapitanów. Prawie oznacza siedmiu na dziewięciu członków.
Tymi wyjątkami byli dwaj piraci: Hector Barbossa, który przesiadywał na Tortudze, oraz on sam – pirat, któremu nie nudziło się aż tak bardzo, i któremu nie odbiło aż tak bardzo, żeby marnować swój cenny czas na jakieś zwalczanie wrogów. 
Teraz bowiem zmierzał do skarbu, którym była jedna z pięciu wskazówek Lettego. Po prawdzie nie miał pojęcia, do czego mu się to przyda, ale wiedział, że na tym zyska. Fajnie mieć coś, czego inni nie mają.
Patrzył właśnie na swój kompas, kiedy jeden z majtków zawołał:
– Kapitanie, widzę ląd!
– Świetnie. A więc cumujemy, panie Smiss! – Odparł, nawet nie spoglądając na wyspę, do której właśnie się zbliżali. Skupił się na swojej busoli, która doprowadzała właściciela tego, czego najbardziej pragnie.
– Em… Jack, nie wydaję ci się, że cel naszej wyprawy jest w dość dziwnym miejscu? – Odezwał się Gibbs, mrużąc oczy.
Sparrow oderwał wzrok od swojego magicznego kompasu, patrząc na wyspę. Uniósł wysoko brwi, po czym zwrócił się do Joshonny’ego:
– Gibbs, czy ta wyspa nie jest czasem tą wyspą, o której właśnie myślę?
– Obawiam się, że to właśnie ona, kapitanie. – odparł.
Cóż, najwyraźniej… – spojrzał z niepokojem na busolę – Najwyraźniej zaszła potrzeba, aby ta właśnie rzecz znalazła się na tej właśnie wyspie, co oznacza, że tu jest nasz cel, i właśnie tu najeży się udać, aby zdobyć to, po co tu przybyliśmy.
Mężczyzna potrzebował chwili, aby to zrozumieć.
– Tak mi się zdaje.
– Świetnie. Więc weź się łaskawie za wiosła, a Raghetti niech zajmie się szalupą. Ciach, ciach! – Pogonił ich, a sam włożył swój kapelusz i swym charakterystycznym krokiem przechadzał się po pokładzie.
Niezbyt wierzył w to, że właśnie tam znajduje się skarb. No, może poza zapasem rumu, który był na miarę ton złota. Gdyby było tam coś więcej, zapewne by to zauważył podczas swojego pobytu na tej przeklętej wyspie. Był przecież Kapitanem Jackiem Sparrowem. Miał jednak pewne podejrzenia, co do kierunku, który wskazywała mu busola. A to bardzo mu się nie podobało.

~~

Angelica siedziała samotnie w samym środku dżungli, na bezludnej wyspie. Odkąd ten parszywy pies Sparrow ją tu porzucił, żywiła się jedynie owocami morza, które cudem udało jej się zdobyć.
Myślała, że ten dureń Jack nadal ją kocha. Naiwnie wierzyła w to, że odwzajemni jej uczucia. Przecież uratował ją od śmierci, zabijając jej ojca. Nawet tego nie chciała, ale uznała to za znak, że coś jednak dla niego znaczy. Tyle że to był Sparrow. Przewidywalnością nie grzeszył. Zostawił ją samotną, ze złamanym sercem, i to bez możliwości popełnienia samobójstwa, ponieważ zmarnowała jedyną kulę.
Przypomniały jej się słowa Jacka: „Rum jest wszędzie. Nawet na bezludnych wyspach”. A jak wiadomo, rum przechowywany jest w szklanych butelkach. A szkło się tłucze. A gdy już stłucze się szkło, można wziąć jego kawałek i podciąć sobie żyły, gdyż jest dostatecznie ostry.
Z nową nadzieją wstała i rozpoczęła poszukiwania miejsca, w którym mogły znajdować się owe cudowne butelki. Nie byłoby również źle, gdyby przed śmiercią skosztowała alkoholu.
Ale coś ją zatrzymało. Krzyki ludzi. Czyli ma jeszcze szansę…
Pędem ruszyła na plażę. Zabrałaby się stąd z każdym, nawet największym łotrem. Wróci i pokaże Jackowi, że potrafi sobie poradzić. Tkwiła tu już dziesięć dni, a to było stanowczo za długo.
Wbiła wzrok w horyzont, wciąż pędząc ile sił przed siebie. I okazało się, że znowu miała pecha. Daleko na falach kołysała się ,,Czarna Perła".
Sparrow powrócił.
– Co za… – Obsypała pirata zdecydowanie nieświętymi epitetami. – Jak mnie już zostawił, to mógł nie wracać, skurczybyk!
I z tym radosnym zamiarem ruszyła na spotkanie ze starym znajomym.

~******~ 
I mamy rozdział 2.
Ostatnio mam mnóstwo weny na piratów, oraz zapas rozdziałów,
więc mogłabym teoretycznie wstawiać częściej... gdyby nie moje lenistwo 
i niechęć do pisania notek xD 
Jak widać mamy tu obraz Angeliki i Sparrowa... właśnie, mamy tu Jacka...
Nie jestem pewna, czy w pełni oddałam jego charakter, i nie jestem pewna, czy w ogóle
oddałam jego charakter, ale starałam się.
A, mamy nowy szablon, który jest cudowny!! ♥
Oczywiście jest to dzieło Wiki, jak na wszystkich pozostałych blogach.
No to co, to chyba koniec...
Do następnego ;)

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Rozdział super.
      Will to stary, piracki dziad, który chce wykorzystać młodą dziewczynę do swoich celów. Will dlaczego taki jesteś? Oglądam sobie właśnie "Klątwę Czarnej Perły" i ubolewam nad twoim zachowaniem teraz.
      Jack na jednej wyspie masz dwa swoje najukochańsze swoje skarby. Chociaż w sumie Madzi tam nie ma. :D
      Czekam na next.
      NMBZT!

      Usuń
  2. Noo. Dobrze ze na tym blogu się nie zaliczyłem nad komentarzami. Pomyśląskie. Emi mi komentuje? Nie. Zuza? Nie. A tobie tak 😊 Will zachowujesz się jak stary, zgrzybiały,fujasny, pierdiety, gówniany dziad! 😂😂😂 to zdanie: Cóż, najwyraźniej… – spojrzał z niepokojem na busolę – Najwyraźniej zaszła potrzeba, aby ta właśnie rzecz znalazła się na tej właśnie wyspie, co oznacza, że tu jest nasz cel, i właśnie tu najeży się udać, aby zdobyć to, po co tu przybyliśmy. Najlepsze! 😂 masz zaszczyt! Jesteś trzecia, bo maż komentarz z nowego telefonu! Kłania się mu! Dobra idę. ..paparazzi
    Olga i Mama
    Zabij Willa
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra ruszyłam tyłek do czytania😂
    Ze względu na to, że są to stare rozdziały moje komentarze będę krótkie.
    Rozdział mega i lecę czytać dalej 😘.

    Pozdrawiam serdecznie Boska Flo ❤

    OdpowiedzUsuń