Andreas był zachwycony czekoladą.
Smakowała jak idealne niebo. Rina pochłonęła całą tabliczkę sama, a Julia
podzieliła się drugą z nim. Panowała luźna atmosfera. Odkąd Rina powiedziała
swoją historię, coś między nimi trzema pękło. Jakieś niewidzialne bariery,
które tłumiły szczerość.
Jednak nawet to nie pozwoliło
chłopakowi na wyznanie o spotkaniu z tamtą ciemnoskórą czarownicą w łaźni.
– Julia, powiesz mi, jak jest w przyszłości?
– spytała w końcu Hong. To pytanie musiało w końcu paść, ale Feroux nie
przypuszczał, że z ust japonki. Obstawiałby siebie.
– No cóż… jest… inaczej. Prawie nikt
nie używa wozów konnych, w miastach wznoszone są wysokie budynki, można
porozumiewać się przez telefony… Ciężko zawrzeć to wszystko w jednym opisie.
Chciałabym wam kiedyś… pokazać przyszłość. Moje rodzinne miasto. Właściwie stan
– jak sama nazwa mówi – są to Stany Zjednoczone. Kalifornia.
Andreasowi zaświtała w głowie bardzo
prosta myśl. Zaraz potem załamał się, że wcześniej na to nie wpadł. Przecież
może pozwolić Julii użyć Łamacza, jeśli weźmie go ze sobą. Potem Revellon
zostanie w swoich czasach, a Andreas wróci.
– And, słyszysz mnie jeszcze? – Rina
dotknęła jego twarzy, a on się wzdrygnął. Palce dziewczyny były zimne i
miękkie, delikatne. Paznokcie miała idealnie obcięte. – czemu gapisz się na
moją rękę?
To wyrwało go z zamyślenia.
– A, nic. Zagapiłem się.
– Ciężko nie zauważyć – mruknęła
sarkastycznie Julia.
Oddalali się coraz bardziej od
miasta, więc z czasem musieli zaprzestać rozmów. Temperatura spadła na tyle, że
ujrzeli obłoczki pary wydobywające się z ich ust. Otulili się sianem, żeby nie
zamarznąć. Niebo pokryło się gwiazdami. Julia zwinęła się w kłębek i zasnęła.
Rina wciąż wpatrywała się w horyzont. W świetle księżyca jej oczy wydawały się
jeszcze większe i czarniejsze. Była drobna i niska, ale silna psychicznie i
fizycznie.
– Przepraszam, że cię tam zostawiłem…
Za naszym pierwszym spotkaniem – mruknął.
– Nie musisz przepraszać. Tak czy
inaczej się to skończy… tak samo – szepnęła. W jej głosie pobrzmiewała nuta
zrezygnowania.
– Możesz mi powiedzieć w końcu, o co
chodzi? – spytał. – Rina, wiem, że mi nie ufasz, ale aż tak bardzo…?
– Ufam ci. Po prostu nie chcę cię w
to jeszcze wciągać. To zbyt wcześnie.
– Jestem starszy – zauważył.
– To może cię zniszczyć… Prawda bywa
bardziej bolesna niż pęk kłamstw. A jeśli jej nie poznasz, możesz uniknąć…
– Przestań. Chcę znać prawdę. Nie
jestem jak ty. I nic mnie nie obchodzi, że to może mnie zniszczyć. Czy ja w
ogóle powinienem żyć? Tak naprawdę nic dobrego w życiu mi się nie przytrafiło –
powiedział tonem pełnym emocji, których już nie próbował ukryć. Zarumienił się,
ale japonka najwyraźniej tego nie zauważyła. Milczała.
Zimny wiatr zdmuchnął mu włosy na
twarz. Ku jego zdziwieniu, Mandarina odgarnęła je odruchowo. Uśmiechnęła się
smutno, jakby chciała powiedzieć „jesteś jeszcze taki młody i niedoświadczony,
chłopczyku…”. Ale zamiast tego wymamrotała:
– Pamiętasz swoich rodziców? Albo
chociażby urywki swoich narodzin?
Zdziwiło go to pytanie.
– Nie. A powinienem?
– Cóż, może dlatego, że nie miałeś
rodziców. Tak naprawdę nie jesteś człowiekiem. Ani ty, ani ja.
Feroux zdusił okrzyk. Wiedział, że
słowa przyjaciółki brzmią głupio, ale ona nigdy nie żartowała. Jego serce
podskoczyło do góry, widząc jej zaniepokojony wzrok. Mówiła dalej.
– Jesteśmy częściami istoty
istnienia. Istnieje 24 przedstawicieli na całym świecie. Wiesz, jak alfabet.
Każdy ma swoją literę grecką. Rodzimy się z samego serca słońca. Każde z nas ma
inne zadanie. Elipson na przykład opiekuje się ludźmi. Gamma ma władzę nad
wodą… Różnimy się od siebie bardzo. Niektórzy mają swoje armie i królestwa,
jak, na przykład Elipson. Ale to ma swoją przyczynę. Tak samo jak ja.
– Masz armię? – spytał z
niedowierzaniem, mając wrażenie, że to jedyne, co jest w stanie z siebie
wydusić.
Dziewczyna roześmiała się czystym
śmiechem radości, jakiego chyba nigdy u niej nie słyszał. Była taka naturalna i
zwyczajna teraz.
– Nie, idioto. Po co mi armia. To nie
moje zadanie, jak Elipsona.
Próbował to przetworzyć w głowie. Po
pierwszym szoku już nie czuł praktycznie nic. Nie przerażało go to. W końcu…
jeśli należy do tego dziwnego alfabetu, po prostu musi spełniać jakieś zadanie.
To nie oznacza końca świata.
– Ty ich znasz? Te wszystkie litery?
– To są ludzie. To znaczy… Z pozoru
ludzie. I nie. Tylko kilku.
Zastanowił się chwilę, po czym
zapytał najbardziej intrygujące go pytanie.
– Rina, kim ty jesteś? Kim ja jestem?
Milczała przez kolejne kilka minut.
Julia zaszeleściła sianem i przekręciła się
na drugi bok, sapiąc spokojnie. Podobało mu się to, że spała sobie
smacznie. Czuł się w obowiązku teraz ją wspierać.
– Jesteśmy najważniejszymi. Alfą i
Omegą. Ja jestem Alfą. Moim zadaniem jest chronić Julię… wybraną. Dlatego wiem
tyle o wybranych. A ty masz to samo zadanie. Do końca.
Nie podobało mu się to „do końca”,
ale uznał, że nie będzie pytał. Taka dawka nowości mu starczy. Serce waliło mu
jak młot.
– Powiesz Julii? – spytał jedynie.
– Nie możemy jej powiedzieć. To nic
nie da. Tylko pogorszy sytuację. Proszę, obiecaj.– szepnęła.
– Nie ma problemu – odburknął. PO
chwili zauważył wyciągniętą rękę Riny i usłyszał jej chrząknięcie. Zrobił
głupią minę.
– Och, błagam. Przysięga to
przysięga. Musimy sobie uścisnąć dłonie. – Przewróciła oczami.
– Nie przypominam sobie czegoś
takiego… Ale nigdy nie byłem zbyt dobrym uczniem, więc powiedzmy, że ci wierzę –
zaśmiał się pod nosem.
Dłoń Hong była ciepła i gładka, a
mimo to miała stalowy uścisk. Puścili dłonie i dopiero teraz Andreas się
zorientował, jak żałośnie musiało to wyglądać z boku. Mimowolnie się
zarumienił.
– Jeszcze dwie godziny drogi do Reggendrad
– powiedziała w końcu.
– No to dobrze. Mam już szczerze
dosyć tej dziwacznej misji… Chciałbym już mieć święty spokój – mruknął zirytowany.
– Droga wolna, panie leniu. Ale teraz
znasz swoje zadanie, więc nie sądzę, żeby Władza Główna była zadowolona z
twoich poczynań – odparła ostro Rina. Znów zamieniła się w tą twardą babkę,
która, mimo, że była najmłodsza, utrzymywała całą trójkę w kupie i wiedziała,
do czego dążą. Dopiero po chwili Feroux pomyślał, że mógł ją urazić, narzekając
na towarzystwo. W ciemnych oczach przyjaciółki widział złość, czujność i coś
jakby… żal? Zawód?
– Rina, nie mówię, że was nie lubię.
Po prostu… wiesz.
– Nie wiem – westchnęła i położyła
się na sianie bez słowa. Wiedział, że nie śpi, bo księżyc odbijał się wyraźnie
w jej wielkich, czarnych oczach. Nie odezwała się już do samego końca podróży
do Reggendrad.
__________________________
Hej!
Wielki powrót Magdy!
Nie wiem co powiedzieć. Strasznie przepraszam za tą przerwę.
Jeśli się ogarnę to jutro zrobię korektę i dodam obrazek. A tymczasem spadam... W następnym rozdziale na pewno będzie więcej informacji.
Niech Moc będzie z wami!
__________________________
Hej!
Wielki powrót Magdy!
Nie wiem co powiedzieć. Strasznie przepraszam za tą przerwę.
Jeśli się ogarnę to jutro zrobię korektę i dodam obrazek. A tymczasem spadam... W następnym rozdziale na pewno będzie więcej informacji.
Niech Moc będzie z wami!