poniedziałek, 31 lipca 2017

38. Negocjacje



http://25.media.tumblr.com/838d7073c1374fc397ce24c3107e12bd/tumblr_n2es8xC70k1suqc0co4_r1_250.gif

Anna miała ochotę uciec, ale wiedziała, że nie da rady tego zrobić z Andrewem. Barbossa otoczył ją ze wszystkich stron. Słyszała odgłosy walki zza dębowych drzwi baru – w środku już rozpętała się bójka. Tłuczone szkło, brzdęk szabli i krzyki… Byli w szarym punkcie. Jack, Angelika i Gibbs mogli już pewnie układać swoje nekrologi.
– Całkiem miłe spotkanie, nieprawdaż? Co u ciebie? – Wyszczerzył się Hector, głaszcząc szorstką dłonią ramę Brookley. Dziewczyna natychmiast się zamachnęła i już miała uderzyć pirata w twarz, kiedy jej łokieć napotkał coś twardego. Była to szczęka Andrewa, który stał tuż za nią. Zamarła, a Deveron jakby odżył. Potrząsnął głową i rozejrzał się dookoła. Zrozumiał, co się dzieje. Mógł obronić swoją ukochaną.
To znaczy, dostał taką okazję. Jeśli chodzi o umiejętności, to bardzo wątpliwe było, że sam jeden da radę pokonać tuzin piratów i zombie, którzy walki uczyli się zabijania praktycznie od kołyski.
– Dobra – Deveron przyjął postawę sugerującą targowanie się. – Czego chcecie?
– Och, chcesz się targować, księciulku? – zarechotał Hector.
– Błagam, czy wszyscy piraci muszą mnie tak nazywać? – jęknął.
– Jeśli stąd uciekniemy obiecuję, że też będę cię nazywała księciulkiem! – wymamrotała w panice Anna. Ten sarkazm w jej głosie tak ją przestraszył, że zatoczyła się do tyłu.
Andrew wyglądał, jakby próbował się skupić, ale wyglądał na równie zaskoczonego jak sama Brookley. Dziewczyna musiała przyznać, że mimo, że znajdowała się w zupełnie beznadziejnej sytuacji, nie czuła takiej pustki. Przecież on był obok.
– A więc! Targowanie. To nie będzie trudne. Proś o co chcesz, chłopczyku, ale ja w zamian biorę ją – wskazał na Annę.
Nie zdziwiła się. To było do przewidzenia. Hector potrzebuje jej do rytuału Łamacza Czasu.
Tylko że jeszcze kilka dni temu uważano, że ona nie jest potrzebna do tych obrządków.
– Nie ma mowy. Nie targuję ludźmi. A szczególnie księżniczkami. A szczególnie Anną Brookley – powiedział twardo.
– Jakie to urocze. Ale wydaje mi się, że nie macie wyjścia.
Pstryknął palcami, a nieumarli strażnicy natychmiast rzucili się na nich.
– STOP! – wrzasnęła Anna. Nie chciała tego robić, ale nie było innego sposobu na uratowanie ich obojga. – Nie jestem potrzebna do tego twojego rytuału. Nie jestem Wybraną. Nie jestem Ci potrzebna, więc mnie wypuść! Razem z Andrewem!
Przez jedną krótką chwilę Barbossa się zawahał, ale szybko ukrył swoje podejrzenia.
– Nie wiesz tego na pewno, panieneczko. Jeśli jednak okażesz się nam do czegoś przydatna, przeżyjesz. Nie masz już chyba drogi ucieczki, prawda? – Rozejrzał się dookoła, po czym wybuchnął niekontrolowanym śmiechem wraz ze swoją załogą.
– Nie myśl że tak łatwo mnie złamiesz. Nie…
Nagle rozległo się głośne BUM i zza drzwi wypadło coś dużego. To był Jack. Rzucił się na Barbossę, a zaskoczona załoga Hectora odskoczyła do tyłu.
– Jack! – To była Angelika, która trzymała w ręce zakrwawioną szablę. Anna wzdrygnęła się na ten widok, ale nie miała czasu na emocje. Chwyciła Andrewa za jedną rękę i rzucili się biegiem przed siebie. Sparrow i Hector siłowali się z tyłu, podczas gdy Gibbs z Angeliką wybiegli z baru.
– AAAAAGRCH! – warknął Barbossa, triumfalnie przyciskając klatkę piersiową Jacka butem do ziemi. – Witaj ponownie, Jaaaaack.
– Hector! Cóż za niespodzianka. Jak zdrówko? – odparł kapitan „Perły”, wierzgając się na ziemi.
Anna próbowała ogarnąć, co tam się jeszcze działo, ale nie mogła jednocześnie biec  całej siły i rejestrować rozmowy z tyłu. And nie był w najlepszym stanie. Jedyną rzeczą, której w tej chwili chciała, był mały pokoik i zupełna samotność. Miała dosyć tego pirackiego bałaganu. Życie w pałacu zawsze było prostsze, wygodniejsze i bezpieczniejsze.
– Annie, nie… Poczekaj. Gdzie się nauczyłaś tak biegać? – Zdyszany Deveron przystanął na chwilę. Anna dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak daleko udało im się dobiec.
– Nigdzie – odparła. – Po prostu… Jestem zdesperowana. Nie chciałam, żeby przeze mnie Ci się to stało. Teraz jeszcze musisz uciekać przed nimi…
– Nic się nie stało. Z tobą warto uciekać nawet przed Barbossą. – Pocałował ją w czoło. Był to bardzo czuły gest, ale Annie kojarzył się tylko z ich pocałunkiem w pracowni księcia, co od razu ją speszyło.
– Lepiej się schowajmy. Nigdzie nie jesteśmy teraz bezpieczni.
– I co chcesz zrobić dalej? – wysapał. – Pójdziesz za nimi? Ze Sparrowem? Kto Ci teraz udzieli ratunku?
Serce Brookley przyspieszyło, gdy pomyślała o ojcu. Już go nie było. Czuła jakby wyrwano z niej kawałek serca i pozostawiono krwawiącą ranę, a ona próbowała zakryć brudną szmatą tę ranę. Ale krew wciąż się lała. Ale mogła to przecież naprawić! Wystarczyło znaleźć Łamacz Czasu. Mogła cofnąć to wszystko.
– Chyba wiem, co chcę zrobić. Powiem ci, obiecuję. Ale proszę, nie możemy teraz tu stać. Tortuga to pijacka i niebezpieczna wyspa. Barbossa chce mnie do rytuału, do którego nie jestem potrzebna. Tego wszystkiego jest tak dużo… Proszę, chociaż posłuchaj!
Skinął lekko głową i ruszyli przed siebie, szukając schronienia na tym niecywilizowanym kawałku ziemi.

~***~

Reggendrad było piękne. Julia nie przypuszczała, że coś takiego istniało w przeszłości. Domy były tutaj zrobione z białego kamienia. Światło wschodzącego słońca odbijało się od nich, a Julia była pewna, że takie zdjęcie na Instagramie zarobiłoby milion polubień.
– Zatrzyma się tam – Rina wskazała nieco niższy od reszty domek zrobiony z drewna. Był bardzo schludny, jak na – jak się potem okazało – stajnię dla koni.
– To co robimy? Mamy się zakopać w sianie?
– W żadnym razie. Po prostu wyskakujemy po cichu i spokojnie tak, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
Zrobili to, chociaż Julia miała niewielki problem z dyskrecją i spokojem. Nie była tak wytrenowana jak Andreas i Mandarina, co po raz kolejny dało się we znaki.
Spacerowali dalej uliczką w kierunku stajni. Po  drodze kupili świeże bułeczki za pieniądze Riny, które nadal brały się z niewiadomojakiego źródła.
Kiedy w końcu znaleźli się na Waldoor Street, przy której to usytuowana była owa stajnia, Julia wbiła wzrok w drzwi. Były lekko uchylone a za nimi coś się poruszało. Poczuła nieoczekiwaną potrzebę zobaczenia tego „czegoś”.
– Julka, ogarnij się. Nie idź tam. – Odezwał się Andreas. – Musimy poczekać.
Coś znów poruszyło się za drzwiami. PO chwili wyszły zza nich dwa czarne, piękne pegazy.
– Oto nasz transport na SunMountain, kochani – mruknęła Hong.

~~~~~~~~ ********~~~~~~~~
Cześć...
Nie no.
HEJ!
Co tam? Moje wakacje sa spoko. W czwartek znowu wyjeżdżam. Wiem, że nie było mnie wieki i nie obiecuję, że będę tu szybko. Staram się pisać, ale po prostu... nie wiem. Jest taka jedna historia, którą zaczęłam pisać oprócz blogów, ale ona na razie w ogóle się nie nadaje, także...
Pogubiłam się trochę w blogosferze. Przepraszam strasznie za to, że nie ma mnie przez miesiące, ale na prawdę próbuję pisać. Muszę odzyskać wenę. Chyba powinnam przeczytać całą historię od początku.

Proszę o czas XD Nie jestem w stanie teraz nagle wszystkiegonadrobić, chociaż bym chciała.
OCH, DOBRA. IDĘ ĆWICZYĆ NA PIANINIE.
Dedykacja dla wszystkich, którzy tu jeszcze są XD

PS: Przepraszam za błędy. poprawcie mnie jak coś.