piątek, 28 kwietnia 2017

35. Prawdziwa miłość

http://mediaresources.idiva.com/media/content/2011/Jan/fifa_recpies_sandwich.jpg


Rina otworzyła oczy i nasłuchiwała. Słońce wpadało przez okno, ale musiało być wcześnie. Ludzie już krzątali się po korytarzu, głośno rozmawiając i przepychając się, co skutkowało kilkukrotnym wpadnięciem na drzwi do ich pokoju.
– Zawsze wstajesz o szóstej?
Dziewczyna podskoczyła do góry, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to tylko Andreas.
– Nie rób tak! – oburzyła się, nie zważając na smacznie chrapiącą obok Julię.
– Daj spokój, jesteśmy drużyną. Wyluzuj, nie zjem cię.
Odparła mu westchnięciem bez aprobaty. Nienawidziła, jak ktoś ją tak straszył. Całe dzieciństwo była budzona o czwartej i wyprowadzana na szkolenie i gimnastykę. Kiedy jej przełożony w szkole dla podwładnych Dziewcząt miał dobry humor, budził je, nasyłając pszczelarzy lub perkusistów.
– Słuchaj, ja po prostu… Chyba muszę wyluzować. Masz rację.
Na twarzy Andreasa zagościło coś w rodzaju dumy. W końcu nieczęsto przyznawała mu rację. Właściwie rzadko kwestionowała w ogóle zdanie innych.
– Julka, wstawaj, śpiochu. Musimy wyruszać. – Szepnął chłopak nad uchem blondynki. Wyglądało to bardzo słodko: niczym tata i córka. A przynajmniej ich książkowe ideały.
– Co… And, daj mi minutkę. Albo w sumie nie. Pokażę wam, jak wygląda fajne śniadanie w moich cza… stronach, Ameryce. – wymruczała półsennie. Następnie podniosła się na jednym ramieniu, odgarniając włosy z twarzy.

~~

Julia przygotowała im pyszne śniadanie. Andreas nigdy czegoś takiego nie jadł – chleb z warzywami i mięsem. Dziwna kompozycja, ale pyszna. Tylko Rina siedziała ponuro, wpatrując się w swoją kanapkę.
– Zjedz coś, proszę cię. Czeka nas długa droga, sama tak mówiłaś – powiedział.
– Dajcie mi spokój, dobrze? Czemu od początku obydwoje się mnie czepiacie.
– Może dlatego – zaczęła Julia, biorąc łyka wody ze szklanej butelki – że się martwimy? Bez ciebie nie dotrzemy do celu przed Barbossą i tym wszystkim.
Nastała błoga cisza, nie licząc wrzasków z korytarza. Miły początek dnia jak zwykle musiał być zepsuty przez tę nadętą dziewczynę. Andreas zaczynał powoli mieć jej dosyć. Ale z drugiej strony… Może powinien jej jakoś zadośćuczynić tamto spotkanie w niewoli, rok temu? Przecież zostawił ją na pastwę losu. A w dodatku miała ciężką przeszłość.
– Wciąż nie rozumiem, czemu nam pomagasz, Revellon. Łamacz nie jest ci do niczego potrzebny. I nie próbuj mi wmówić, że z „dobrego serca”. Dobre serce jest tylko w książkach.
– Wcale nie!
– Nie zmieniaj tematu.
Siedemnastolatka ukryła twarz w dłoniach i ciężko westchnęła. Wyglądała jak ofiara trzęsienia ziemi, która właśnie traciła całą rodzinę. Andreas miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
– Nawet nie mogę wam zaufać, a nawet gdybym powiedziała, nie uwierzycie – powiedziała łamiącym się głosem. Rina nagle poderwała się z miejsca, jakby właśnie usłyszała coś, o czym myślała od dawna. Feroux był w stanie sobie wyobrazić, jak miliony myśli latają w mózgu japonki.
– Możesz – powiedział Andreas stanowczo, chcąc dodać dziewczynie otuchy. Prawdę mówiąc nie wiedział, czy sam może zaufać sobie, ale chciał w końcu zrobić coś dobrego. Postara się dla niej.
– No dobra, mi też możesz – Hong chciała chyba wypowiedzieć to wyluzowanym, przyjaznym tonem, ale nie była w stanie ukryć podniecenia.
Blondynka westchnęła, odgarniając włosy do tyłu, a po jej policzku spłynęła łza.
– Nie jestem stąd. Nie jestem z tego wieku, a nawet tysiąclecia. Jestem z przyszłości.

~~

Anna jeszcze nigdy nie była w takim miejscu jak to. Odrzucało ją tu praktycznie wszystko, ale z drugiej strony była ciekawa. Takie miejsce było zupełną zagadką. Kobiety lekkich obyczajów, niechlujni mężczyźni, ukryci wśród pospólstwa bohaterowie. Takie rzeczy czytało się tylko w książkach. Zobaczyć te warstwy społeczne na żywo… niesamowite!
– Oj. Pozwól na moment – krzyknął nagle Sparrow po czym schował się za plecami Brookley. Już miała się wydrzeć i uderzyć go w twarz, ale nie musiała.
Przed nią stanęły dwie damy. Nie były zbyt piękne na twarzy, co próbowały ukryć mocnymi szminkami (musiały być więc dość zamożne, skoro miały taki produkt) na małych ustach. Ubrały się w suknie z końca poprzedniego stulecia – jedna w zieloną fałdowaną, druga w żółtą. Najwyraźniej wszystko miało skupiać się wokół dekoltów, które były ogromne, wycięte w kwadrat. Kobiety nie wyglądały na zadowolone a Anna uświadomiła sobie, że jest ubrana w dość prostą, niebieską suknię w stylu sprzed dwóch lat, przez co wygląda jak jedna z piratów i zapewne te babki będą coś do niej miały, ale one tylko mruknęły z niesmakiem.
– Chyba chowasz coś, z czym musimy wyjaśnić parę spraw – przemówiła ta żółta. – Witaj, Jack.
– Och, Rosallinda! Ile to już minęło, co?
– Odkąd mnie wykorzystałeś czy odkąd uciekłeś i wyjaśniłeś wszystkie kłamstwa?! – warknęła, po czym trafiła dłonią precyzyjnie w policzek kapitana, który zatoczył się do tyłu. Zielona dama zrobiła to samo i odeszły, unosząc wysoko nosy.
Zapanowała niezręczna cisza, a księżniczka spostrzegła, że nawet jej się podobała ta sytuacja. Parsknęła śmiechem, a w ślad za nią Gibbs i Angelika.
– Cóż, można powiedzieć, że zasłużyłem. – Pokiwał głową. – No, ale chodźmy w końcu do „ Warkotu krowy”, to najlepsza knajpa w okolicy, jak nie i na całej Tortudze. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy spotkali tam właśnie Barbossę.
Anna wzruszyła ramionami i ruszyła za Jackiem. W sumie robiło się coraz ciekawiej. Szybki obrót wielu spraw pozwalał jej nie myśleć o Ojcu i Andrewie. W końcu, jeśli odnajdzie ten Łamacz, będzie mogła cofnąć czas i wszystko naprawić. Pozostaje tylko pytanie: czy chce być znowu tamtą Anną? To siedzi głęboko w jej przeszłości, ale mimo wszystko jest teoretycznie tą samą, głupią księżniczką.
Nie sądzisz, że zachowujesz się trochę… egocentrycznie? – odezwał się ktoś w jej głowie. Może to sumienie albo wyobraźnia, ale podsunęło Brookley kolejny, inny tor myślenia.
– Hola, hola! Twarz w całości ci niemiła? – Gibbs złapał ją za rękę i pociągnął do tyłu, ochraniając tym samym przed zderzeniem z drzwiami knajpy.
– Dziękuję – mruknęła, a Sparrow uchylił drzwiczki i wpełzli do knajpy.
Była z pozoru taka sama jak wszystkie inne brudne knajpy, ale coś było nie tak. Na pewno więcej ludzi, większe pomieszczenie, ale przed jej oczami coś mignęło. Cień kogoś, kogo znała. Bardzo możliwe, że był to Barbossa.
– Rozglądajcie się uważnie, ale zachować pozory – rzucił Jack i ruszył przed siebie, lustrując wzrokiem społeczeństwo. Higiena była tu jeszcze gorsza niż w La Calle, a zapach sprawiał, że Anna się dusiła. Ciężko się skupić w takim miejscu, pomyślała. Jednak nie chciała przepuścić temu łajdakowi, który zniszczył jej życie.
Znów to uczucie. Wytężyła wzrok. Nie… to nie mogła być prawda. Stanęła jak wryta, wpatrując się pustym wzrokiem w Andrewa, całującego się z jedną z kelnerek o dużym dekolcie i mocnym makijażu (dla jasności: tak, wtedy zamożni ludzie stosowali makijaż, w nieco innej formie niż dzisiaj, ale tak). Zrozumiałaby każdego innego, ale ANDREWA? Był porządnym mężczyzną z królewskiego rodu! Teraz wyglądał na bynajmniej nietrzeźwego.
Niewiele myśląc podeszła i z całej siły uderzyła go w policzek.
– CO TY WYPRAWIASZ? – wydarła się, ale nie zrobiło to żadnego wrażenia na pozostałych klientach.
– Anna… Poczekaj… – kolejny raz oberwał.
Czemu jesteś tutaj?! Co z twoim ojcem, całą tą sprawą?! Jak…
Rozpłakała się, chowając twarz w dłoniach. Tyle pytań… A ona dopiero po chwili zorientowała się, że nie płacze z przygnębienia, ale ze szczęścia, że widzi Deverona. Nade wszystko bała się o niego, a teraz on staje przed nią – i tu wchodzi sprawa drugiego rzędu, czyli cała reszta.
– Możesz mi wyjaśnić…
Nie zdążyła dokończyć, ginąc w pocałunku mężczyzny. Czuła się jak w niebie: teraz nic innego nie miało znaczenia. Jack, Angelika, Gibbs, Barbossa, łamacz… Po prostu poczuła w końcu to coś: miłość, bezwarunkową. Taką, która przychodzi naturalnie. Pokonuje złości, smutki, kilometry i wszystkie przeciwności. To jest coś, czego nigdy nie doświadczyła. A raczej czegoś, czego nie potrafiła dać. Nie pokochała nikogo tak.
– Jack Sparrow powiedział wszystkim o nas. Mój ojciec nie zdołał uciszyć ludu, dla dobra nas wszystkich kazał mi jak najszybciej uciekać. Ludzie krzyczeli, że nie żyjesz, że porwali cię piraci. Trafiłem tu jako niewolnik, porwany przez jakichś zagranicznych kupców. Uciekłem i udałem się tu, straciłem zupełnie wszystko i nie wiedziałem jak wrócić, po prostu…
– Nigdy tak nie rób, nawet jeśli jesteś w stanie krytycznym. Nie zasługuję na to. – Spojrzała z pogardą na ową kelnerkę, już kręcącą się koło innego mężczyzny. – To grzech, And. Nie jesteś taki jak oni. Chodź ze mną. Ja też trafiłam tu przez trudy. Mój ojciec nie żyje. Myślałam tylko o tym, żebyś był cały. Nigdy nie sądziłam, że spotkamy się w takich okolicznościach.
– Przyznam, że ja też nie. Jesteś tu sama? – spytał powoli uspokajając się po agresywnych ciosach Brookley.
– Nie, nie jest – uśmiechnął się do niego Sparrow, pojawiając się obok znikąd. – Ale nie biorę za nią odpowiedzialności – mruknął.
– Ty…
– Spokojnie, chłoptasiu. Panienka pracuje z nami, więc jeśli ci życie miłe… Chociaż, jak sądzę, aktualnie niezbyt miłe… Tak czy siak, chyba nie chcesz, żeby twoja laleczka pożegnała się z życiem? – postukał się po kieszeni, w której spoczywał bezpiecznie pistolet.
– Jest pusty.
– Och, doprawdy? – Zmarszczył brwi, po czym wyciągnął broń, uważnie ją oglądając. – Ach, Angelika… – mruknął z dezaprobatą.
– Kapitanie, chyba jest tu ktoś, z kim można by pomówić – Odezwał się Gibbs.
Ich oczom ukazał się jeden z zombie z załogi Hectora, siedzący przy zwyczajnym, barmańskim stoliku.

~~~~~~~***********~~~~~~~~ 
Cześć!
Na wstępie: tak, wiem. Nie było rozdziału w środę, ale co ja poradzę, że wciągnęły mnie "dary Anioła". Ale dzięki czytaniu mam wenę!
Poza tym w głowie po cichu rodzi mi się pomysł na nowe opowiadanie, ale mało szans, że je zacznę. 
Co do rozdziału, to nie sprawdzałam go i jest ostatnim, który napisałam. Jeszcze nigdy nie miałam takich zaległości tutaj, na Piratach, ale... Po prostu szkoła. Do 18 maja będzie ciężko, chociaż teraz mam tydzień przerwy, więc może coś napiszę ^^ A jak już wrócę z wycieczki to pewnie w szkole będzie luźniej, bo powystawiane wszystkie oceny i tak dalej. 
TAK BLISKO WAKACJE. TAK BLISKO!!!
Dobra, do zobaczenia!

PS: czy tylko mi gwałtownie wzrasta apetyt patrząc na zdjęcie do rozdziału? XD

środa, 19 kwietnia 2017

34. Tajemnice więzi



Rina wyszła z łaźni ubrana w czarne spodnie, które Julia nazwała legginsami, grubą „bluzę” w kolorze białym, czarną skórzaną kurtkę i nowe buty. Były czarne z grubymi podeszwami, zrobionymi z gumy. Revellon nazwała to matersami czy jakoś tak. Ach, martensami.
Japonka czuła się świetnie po ciepłej kąpieli. Nowe, pachnące ubrania były bardzo wygodne i ciepłe. Oprócz tego mogła zjeść kanapkę z serem i przeróżnymi warzywami. To było pyszne.
Nagle coś zakręciło się w jej głowie ii upadła na lód. Dopiero po sekundzie spostrzegła, że wpadła na Andreasa.
– Hej, żyjesz? – spytał, podając dziewczynie rękę. Na twarzy miał szeroki uśmiech i wyglądał milion razy lepiej po umyciu. Miał tak samo dziwne ubrania co ona i Revellon, co dodatkowo utwierdziło szesnastolatkę w przekonaniu, że będą czarnymi owcami w mieście. Chociaż może… To przecież Wenecja.
– Żyję. – Uśmiechnęła się. Mimowolnie non stop myślała o ich pierwszym spotkaniu… Wśród rodu Aesangadragów. Oboje byli wzięci w niewolę. T ona go uwolniła. Ale Andreas? Zapomniał. Nawet nie podziękował. W sumie była na niego wściekła, jak sama została nakryta na próbie ucieczki, ale szybko przerodziła żal w determinację i jakoś zbiegła. Nigdy nie sądziła, że spotka akurat jego. To, czego się dowiedziała potem… Trochę powywracało jej w głowie. Wiedziała teraz najwięcej z całej trójki.
– Hej, lód ci uderzył do głowy? Jesteś tu? – Potrząsnęła głową, widząc, jak amerykanka macha jej ręką przed oczami.
– Tak. To znaczy nie. Chyba się zamyśliłam. – Wstała i otrzepała spodnie, przecierając oczy. – Chyba musimy się zdrzemnąć. Jutro o świcie ruszamy w głąb kontynentu.
– Piechotą? – spytała Julia.
– A potrafisz latać? Bo jeśli tak, to nie piechotą – mruknął sarkastycznie Feroux.
– Ta, potrafię. No dobra, to gdzie się zatrzymujemy na noc?
Rina rozejrzała się dookoła. Słońce chowało się już za horyzontem, a bezchmurne niebo mieniło się tysiącami kolorów. Tak wiele jeszcze ich czekało. Tyle trudu, męczarni i cierpienia… Chciała od tego uciec. Mogła usiąść na brzegu morza i wpatrywać się całą wieczność w wymyślne wzory nieboskłonu.
– Teraz wy myślcie, ja już mam dość. – Zakryła twarz rękami, pocierając oczy.
– Odważny krok. Znając mnie wylądujemy w jakiejś starej dziurze…
– Wiem – przerwała mu Julia.

Pomysł dziewczyny był dobry. Na początku.
Zatrzymali się w tanim motelu na obrzeżach miasta. Warunki były okropne, co zupełnie nie pasowało do dzikich tłumów gości, którzy się tu zatrzymywali.
– Zostały tylko dwa wolne pokoje. Są dwuosobowe. Rezerwować? – spytała recepcjonistka, która wyglądała, jakby od roku nie spała.
– Dwuosobowy? Ale nas jest troje…
– Rezerwujecie czy nie?! – warknął ktoś z tyłu. – Robi się kolejka.
Faktycznie, tłumy ludzi zebrały się na holu.
– Rezerwujemy.
Zapłacili jakimiś drobniakami Riny i już po chwili znaleźli się w pokoju numer 132. Łóżko były czyste a pościel wyprana, ale w kątach uśmiechały się do nich pająki na swoich sieciach. Podłoga zrobiona była z kilku zniszczonych desek i piasku. Tak – wszędzie piasek. Najgorsze było jednak to, że łóżko było tylko JEDNO.
– Nie zamierzam spać z dwoma osobami w jednym łóżku – powiedziała Julia, w której głowie zakwitły gimnazjalne skojarzenia.
– Kto co lubi – mruknął Andreas, który po chwili oberwał poduszką w twarz. – Ej!
– Bolało? Przepraszam, chciałam mocniej – zaśmiała się Revellon, uważnie przyglądając się wypchanej sianem pościeli.
– We wszystkich krajach i miejscach jakich byłem spotkałem tylko jedną dziewczynę podobną do ciebie, Julka. Zadziwiające, ile wykwintnych dam zrodził ten świat – westchnął.
– Kogo niby…? – rzuciła Chong, ale Revellon wcięła jej się w słowo.
– Po prostu żyjesz w niewłaściwych czasach. Albo miejscu. Na przykład w moim kraju normalne jest to, że kobiety noszą spodnie i uprawiają sporty. Mamy równouprawnienie. – Spojrzała ukradkiem na Rinę, która usiłowała odpiąć zamek błyskawiczny. Po czwartej nieudanej próbie siedemnastolatka parsknęła śmiechem.
– Pokaż, nie szarp tego. Dobra, robię instruktaż. – Z uśmiechem stanęła na jedynym krześle w pomieszczeniu, nie wierząc, że będzie uczyć rok młodszą koleżankę, jak obsługiwać się zwykłą kurtką. – A więc najpierw należy naciągnąć odzież tak, aby pasek zamka był pros… w linii prostej.
And i japonka popatrzyli po sobie jakby oceniali, jak wielkim idiotyzmem jest przedstawienie Julii, ale zrobili co kazała. W sumie ładne mieli te kurtki – czarne i skórzane. Świetnie grzały w zimowe dni.
– Teraz znajdźcie ten śmieszny… koniec. I pociągnijcie powoli. Serio, do tego potrzeba tyle wyczucia? To banalne.
– No tak. – Feroux ściągnął kurtkę i powiesił na odpadający od ściany gwóźdź. – Wracając do tematu tego łóżka… Może zrobimy zmiany czy coś? Albo jakąś wartę?
– Jesteśmy w hotelu pełnym ludzi, kto chciałby coś nam zrobić? – zaniepokoiła się blondynka, schodząc z krzesła, które zaczęło niebezpiecznie skrzypieć.
– Może… Spróbujemy jakoś to podzielić? Na początku nocy, w środku i do rana.
– Mam pomysł. Wy możecie położyć się we dwie, a ja wezmę to prześcieradło i ułożę się na podłodze. W Sumie tyle piasku sprawia, że czuję się jak na plaży, a to dodatkowy plus. – wtrącił się Andreas.
Julii zrobiło się przykro, ale nie było wyjścia. Sama ledwo trzymała się na nogach, a przecież nic takiego nie robili. Pobyt w Wenecji przez dwanaście godzin chyba nie mógł jej aż tak zmęczyć.
– Dobra, dzięki. – Westchnęła i rzuciła się na łóżko, ale zaraz wstała, jęcząc z bólu. – Z czego to jest zrobione?
– Idealne. – Rina zdawała się być zachwycona twardym posłaniem, które składało się z deski, na którą położono siano i przykryto prześcieradłem. – Nie narzekaj, jest świetne.
– miałam w domu lepsze. – odparła.
– Czyli coś sobie przypominasz? – uniosła brwi ta młodsza.
– Dobranoc. – Zakończyła Julia, zakrywając się dziurawym kocem i zamykając oczy.

~~

Mandarina nie mogła zasnąć. Wsłuchiwała się w ciche chrapanie swojej koleżanki, kroki i krzyki ludzi z zewnątrz, którzy wciąż naiwnie próbowali zarezerwować pokój. Teraz szesnastolatka była tak blisko i zarazem tak daleko prawdy o sobie i świecie… Przecież wiedziała, czym jest. Znała swoje emocje i uczucia. I była świadoma, że wcale nie powinno być tak, jak jest teraz.
– Śpisz już? – szepnął Feroux.
– Gdybym spała nie zadałbyś tego pytania.
– Może masz rację. Ale tylko może. – Wyglądał na niezadowolonego z odpowiedzi, ale westchnął tylko i spojrzał w sufit.
– Pamiętasz mnie, prawda? – spytał po chwili.
– O co ci chodzi?
– Nie udawaj, Rina. To ty mnie uratowałaś od Aesangadragów.
Dziewczyna zamilkła, a jej serce zabiło mocniej. On ją pamięta? Niedobrze… A może dobrze? Byłby chyba pierwszą osobą, którą naprawdę szanowała. I wcale nie dlatego, że zostawił ją samą w niewoli. Po prostu… Pierwszy wiedział cokolwiek o równouprawnieniu. Nie traktował ją jak śmiecia, jakim była. Jakim oboje byli.
– Nie sądziłem, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy, ale szczerze mówiąc chciałbym dowiedzieć się, co miałaś wtedy na myśli mówiąc, że jesteśmy marginesem istnienia, a jednocześnie jego centrum. Myślisz, że tak łatwo odpuszczam wyjaśnienia? – powiedział.
– And, nie wiem, czy to dobre miejsce. Ciężko o czymś takim mówić. To… Po prostu bardzo ciężko zrozumieć. Uwierz mi, nie chcesz być zupełnie zbity z tropu. Jak ja byłam…
– No, chyba nie mam nic do stracenia. Gadaj i nie marudź.
– Prędzej spiszesz sobie testament. Zapomnij, nie…
Nie przy Julii, rzecz jasna. Pozornie słodko śpiąca nastolatka mogła namieszać jak nikt inny.
– Ale…
– Nie ma ale. Kiedyś. Jeszcze nie ma ostatecznej chwili… I oby nigdy nie nadeszła.

~~~~~~~~********************~~~~~~~~~~~
Hej wam!
Wraacam po dwutygodniowej przerwie z nową siłą! Jeeej.
No w każdym razie nie sprawdzałam błędów bo jestem u Emily <3 (jak nie napiszesz komentarza to cię uduszęęęęęęee) no i ona ma głupi komputer, ale cóż. W każdym razie jest spoko, dużo wolnego, a plany na dzisiaj są bardzo ambitne, więc no fajnie. 
Dedykuję rozdział Batgirl :*

Do zobaczenia!

środa, 5 kwietnia 2017

33. Wątpliwości

Ice GIF - Find & Share on GIPHY


– Zdaje mi się, że mam prostszy sposób na nowe ubrania, ale… To trochę skomplikowane. Możemy się usunąć w cień? Bo to… wiecie, trochę taka tajemnica. – Zaczęła Julia niepewnie, robiąc kolejny krok w stronę wyjawienia tajemnicy, którą tak bardzo chciała ukryć. Musiała pokazać im torbę. Po prostu musiała… Co nie oznaczało od razu, że wyśpiewa całą prawdę, o nie. Torba – ok, ale reszta… Ach, ile ona teraz będzie musiała się nagadać i natłumaczyć, dlaczego to ma taką magiczną torbę, skąd ją ma, bla, bla, bla…
– Co masz na myśli? – spytała Rina, ale Revellon już ruszyła przed siebie. Targ mienił się kolorami i dziewczyna miała wrażenie, że wszyscy ludzie są pełni życia i otwarci.
Oczywiście było inaczej. Ogromna liczba przechodniów wodziła wzrokiem po Julii, jakby mieli w oczach skanery. Dopiero potem dziewczyna zrozumiała, że chodzi o buty. No tak, czarne, ale New Balance. Takie marki pozna się nawet kilkaset lat przed ich wyprodukowaniem.
Postanowiła jednak zignorować to wszystko: pomruki dam, które swoim wykwintnym włoskim zapewne wyrażały niezbyt pozytywne opinie na temat ubioru i… zapachu całej trójki, którego chyba nie mieli szans ukryć. Tak, musiało być naprawdę źle – byli w Wenecji, w której wodach pływało wiele różnych rzeczy, a ludzie z 1668-go pewnie kąpali się raz na tydzień…
Szli jednak dalej, uparcie szukając jakiegoś cichego załka czy choćby drzewa. Kto szuka drzew w Wenecji?
– No to co, chodźcie tu. – W myśli dziewczyny wdarł się Andreas, który wskazał na kamienny budynek, usytuowany dwie przecznice dalej. Z początku wydawało się, że to jakiś sąd czy muzeum, lecz w rzeczywistości trafili na łaźnie.
– Kąpiel. Tęskniłam – wymamrotała Rina.
Julia rozejrzała się dookoła, ale nie było tu wielu ludzi. Nikt nie powinien ich podsłuchać. Wzięła oddech i powiedziała cicho:
– Ten pierścień – uniosła prawą dłoń – Jest magiczny, jeśli tak mogę to ująć. Jak go zdejmę… Można go otworzyć, jak jakąś walizkę. W środku mam zapas ubrań, jedzenia, koców, picia i jeszcze paru rzeczy… Możemy coś z tej torby wziąć, ale… – zamknęła mocno oczy, przeklinając swój poplątany język.
– Czemu nie powiedziałaś tego wcześniej? Mogliśmy ominąć połowę niebezpieczeństw, które nas tu czekają! – zdenerwowała się Hong.
– A czemu ty od razu nie powiedziałaś nam, skąd pochodzisz i kim jesteś? – odgryzła się siedemnastolatka.
– Hej, stop! Czy wy wiecznie musicie się kłócić?! Idziemy się umyć i koniec tematów tajemnic. Chyba, że wolicie się pozagryzać – rzucił stanowczo Feroux i nie zatrzymując się, żwawym krokiem ruszył w kierunku łaźni. One, niewiele myśląc, wzruszyły ramionami i poszły w ślady chłopaka.

~~

Anna już drugi raz płynęła skradzionym statkiem, co zdecydowanie nie przypadło jej do gustu. Jackowi i Angelice to najwyraźniej nie przeszkadzało, a Gibbs nawet pewnie nie myślał, że robi coś złego. W głowie dziewczyny siedział jednak Andrew, którego zostawiła bez słowa… Ojciec, który umarł… Miała ochotę się załamać i rozpłakać, jak kiedyś. Tylko że teraz była kimś innym.
Anna Brookley – z pozoru to samo imię i nazwisko. Czym może sprawić, żeby znaczyło coś innego? Po dwudziestu latach?
– Chcę płynąć do La Calle – oświadczyła.
– Złotko, nie mam zamiaru wracać więcej do tej dziury – odparł Jack.
– Ale ja mam zamiar. Masz mnie tam zawieźć.
– Chwileczkę, chyba się nie zrozumieliśmy. To ja tu jestem kapitanem, a to Kapitan zawsze decyduje. Poza tym to mój statek, więc jeśli coś ci nie pasuje, to możesz śmiało wyskoczyć – oznajmił, przechadzając się chwiejnym krokiem po statku.
– Kto tak powiedział?
– Ja! – wykrzyknął Sparrow.
– Ale wykrzykując to nie byłeś kapitanem tego statku, więc twoje słowa są nieważne! A ja mam status szlachecki!
 – Ale ja mam coś jeszcze! Nie…
– Sparrow! Uspokójcie się. Chyba właśnie dobijamy do lądu. Tortuga – powiedziała Angelika, ucinając kłótnie.
Brookley chciała krzyczeć na kapitana, ale zapomniała o tym zaraz, gdy zobaczyła tę wyspę.
W oddali widać było budynki wykonane ze starego kamienia lub drewna, wszystko pobrudzone jakimś zielonym i brązowym płynem. Czarne smugi na budynkach świadczyły o zanieczyszczeniu miejsca. Ulice były zaludnione i brudne, a mieszkańcy wyglądali gorzej niż więźniowie w La Calle. Brud, nieprzyjemny zapach i brak higieny – idealny opis tego miejsca.
– Ach, Tortuga! – westchnął Jack – To jest życie! Gdyby nie te wszystkie pirackie potyczki… Zamieszkałbym tu sobie na starość… O! To świetny pomysł. Muszę dodać go do listy moich planów na starość. – oznajmił, po czym zwrócił się do dwudziestolatki: – Kto nie był na tej wyspie choć raz nie wie, co to życie.
Na pewno.

~~

Łaźnie były istnym rajem po tylu dniach podróży. Andreas ostatnio kąpał się… Cóż, jeszcze przed spotkaniem Aesangadragów… Czyli bardzo dawno temu. Potem ten napad żołnierzy włoskich, oszustwo, masowy mord… Więzienie, spotkanie dziewczyn, ucieczka… Chyba jedyna rzecz, która mu kiedykolwiek wyszła w życiu. No, może poza szczurem spod łóżka.
Julia i Rina poszły do przedziału kobiecego, więc był sam. Zamknął oczy, gdy ciepła woda spływała po jego karku i umięśnionym torsie. Revellon dała mu czarne spodnie, zaklinając na Czarną Perłę, że są męskie. Oprócz tego dostał białą koszulę, która nie miała rękawów, i brązową kurtkę. Ach, i takie… tam. Bieliznę. Bielizna. Przecież to szaleństwo. Nie był arystokratą, żeby to nosić. Ale cóż…
Temat bielizny przerodził się w zagadkę – kim właściwie były jego towarzyszki? Julia… Jeśli o nią chodzi to było łatwo – amerykanka, bogata, ale niewyedukowana. Trochę niezdarna, widać, że niedoświadczona. Ale Rina… Ta dziewczyna go zaintrygowała. Miał nieodparte wrażenie, że już kiedyś ją widział… Tylko gdzie? To przecież japonka. Są od siebie oddaleni o tysiące kilometrów.
Przez jego ciało przeszedł ciepły prąd wspomnień. Właściwie nie pamiętał swojego wczesnego dzieciństwa. Nigdy nie miał matki ani ojca – to znaczy, nie znał ich. Wychował się w ośrodku wojskowym w Cadolage, ale w wieku piętnastu lat uciekł, by rozpocząć normalne życie. Jednak to, jak widać, nie było mu dane. Chociaż, taki bieg zdarzeń jak teraz, mógł rozpocząć nowy rozdział w życiu chłopaka. Nową misję, cel. Łamacz Czasu? Świetnie! Może dowie się, kim byli jego krewni i bliscy? No i przy okazji pomorze światu przetrwać – jeśli to właśnie on, Andreas Feroux, posiądzie Łamacz, na pewno nie wykorzysta go do zapanowania nad Ziemią.
W jednej chili zrobiło się przeraźliwie zimno. Woda w kranach pozamarzała, podłoga i ściany były oblodzone. W samym środku dostrzegł kobietę. Była młoda i piękna, z ciemną skórą i bujnymi, brązowymi lokami. Jej oczy wyglądały jak czarne krople nafty, a wzrok miała stanowczy i wyniosły. Mimo takiej temperatury, nie nosiła nic oprócz zwiewnej, białej sukienki.
– Pokusa jest bardzo silna. Ale właśnie w ten sposób czują ją wszyscy inni: Sparrow, Barbossa, pan Rodriguez… – powiedziała, przesuwając palcem po zamarzniętej ścianie. Jej głos był niski i melodyjny.
– Mówisz o Łamaczu? Ja wcale nie… – urwał, bo właśnie uświadomił sobie, że tak naprawdę czuł ogromną pokusę. – W ogóle: kim ty jesteś? Dlaczego znalazłaś się tutaj i zamroziłaś łaźnię?
– Tak, o nim. Ale jak zamierzasz go zdobyć? Myślisz, że Julia zostawi ci go ot tak? Wykorzysta go i zabierze do innej epoki na kolejny tysiąc lat. – odparła.
Chłopak nic nie rozumiał. Co, do cholery, ma z tym wspólnego Julia? Ta mała, nieogarnięta osóbka?
– Kim jesteś? – powtórzył, nie dając za wygraną.
– Jestem tym, kogo Trybunał zamknął wiele lat temu. I co? Wypuścili mnie, oczekując łaski. Przez dziesięć lat czekałam na zupełną regenerację moich mocy. Teraz możemy współpracować. Ty i ja – podeszła niebezpiecznie blisko, przez ułamek sekundy dając wrażenie zupełnie innej osoby. Strasznej, pradawnej wieszczki. Jej wzrok się zamglił, włosy splątały, suknia zmieniła na skórzaną, porwaną płachtę, a twarz… Widniał na niej ten rodzaj uśmiechu, który sprzedają najwredniejsi władcy na audiencji.
– Nie należę do żadnego Trybunału.
– Dlatego proponuję współpracę. Nawet nie wiesz, jak oni mogą cię wykorzystać. Przemyśl to, drogi chłopcze. Mamy jeszcze czas, ale niedługo…
Nagły podmuch gorącego powietrza w jednej chwili rozpuścił cały lód, a łaźnia na powrót była zwykłą łaźnią, która nie zmieniła się ani trochę rzez te kilka minut.
Andreas jednak dostrzegł coś dziwnego. Coś, co go zaniepokoiło – niebezpieczna myśl, zrodzona w jego własnej głowie.

~~~~~~~*******~~~~~~~~
Cześć :P
Na początek bad news: za tydzień nie będzie rozdziału. Dlaczego? A dlatego, że po prostu nauka nie daje mi żyć i został tylko JEDEN w zapasie, ale podczas przerwy Wielkanocnej na pewno coś dla Was wyskrobię. W ramach zadośćuczynienia mogę potem wstawić dwa rozdziały np. co dwa dni. Naiszcie, czy to Wam odpowiada.
Teraz Good News:
nie ma takich. Znaczy niby są, ale nie w moim przypadku XD Muszę zabrać się za oceny więc... No Teraz po prostu będzie tydzień przerwy więc no.
Do zobaczenia za tydzień i dedykacja dla Emily <33