Rina otworzyła oczy i
nasłuchiwała. Słońce wpadało przez okno, ale musiało być wcześnie. Ludzie już
krzątali się po korytarzu, głośno rozmawiając i przepychając się, co skutkowało
kilkukrotnym wpadnięciem na drzwi do ich pokoju.
– Zawsze wstajesz o
szóstej?
Dziewczyna podskoczyła do
góry, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to tylko Andreas.
– Nie rób tak! – oburzyła
się, nie zważając na smacznie chrapiącą obok Julię.
– Daj spokój, jesteśmy
drużyną. Wyluzuj, nie zjem cię.
Odparła mu westchnięciem
bez aprobaty. Nienawidziła, jak ktoś ją tak straszył. Całe dzieciństwo była
budzona o czwartej i wyprowadzana na szkolenie i gimnastykę. Kiedy jej
przełożony w szkole dla podwładnych Dziewcząt miał dobry humor, budził je,
nasyłając pszczelarzy lub perkusistów.
– Słuchaj, ja po prostu…
Chyba muszę wyluzować. Masz rację.
Na twarzy Andreasa
zagościło coś w rodzaju dumy. W końcu nieczęsto przyznawała mu rację. Właściwie
rzadko kwestionowała w ogóle zdanie innych.
– Julka, wstawaj, śpiochu.
Musimy wyruszać. – Szepnął chłopak nad uchem blondynki. Wyglądało to bardzo
słodko: niczym tata i córka. A przynajmniej ich książkowe ideały.
– Co… And, daj mi
minutkę. Albo w sumie nie. Pokażę wam, jak wygląda fajne śniadanie w moich cza…
stronach, Ameryce. – wymruczała półsennie. Następnie podniosła się na jednym
ramieniu, odgarniając włosy z twarzy.
~♠~
Julia przygotowała im
pyszne śniadanie. Andreas nigdy czegoś takiego nie jadł – chleb z warzywami i
mięsem. Dziwna kompozycja, ale pyszna. Tylko Rina siedziała ponuro, wpatrując
się w swoją kanapkę.
– Zjedz coś, proszę cię.
Czeka nas długa droga, sama tak mówiłaś – powiedział.
– Dajcie mi spokój,
dobrze? Czemu od początku obydwoje się mnie czepiacie.
– Może dlatego – zaczęła
Julia, biorąc łyka wody ze szklanej butelki – że się martwimy? Bez ciebie nie
dotrzemy do celu przed Barbossą i tym wszystkim.
Nastała błoga cisza, nie
licząc wrzasków z korytarza. Miły początek dnia jak zwykle musiał być zepsuty
przez tę nadętą dziewczynę. Andreas zaczynał powoli mieć jej dosyć. Ale z
drugiej strony… Może powinien jej jakoś zadośćuczynić tamto spotkanie w
niewoli, rok temu? Przecież zostawił ją na pastwę losu. A w dodatku miała
ciężką przeszłość.
– Wciąż nie rozumiem,
czemu nam pomagasz, Revellon. Łamacz nie jest ci do niczego potrzebny. I nie
próbuj mi wmówić, że z „dobrego serca”. Dobre serce jest tylko w książkach.
– Wcale nie!
– Nie zmieniaj tematu.
Siedemnastolatka ukryła
twarz w dłoniach i ciężko westchnęła. Wyglądała jak ofiara trzęsienia ziemi,
która właśnie traciła całą rodzinę. Andreas miał wrażenie, że zaraz się
rozpłacze.
– Nawet nie mogę wam
zaufać, a nawet gdybym powiedziała, nie uwierzycie – powiedziała łamiącym się
głosem. Rina nagle poderwała się z miejsca, jakby właśnie usłyszała coś, o czym
myślała od dawna. Feroux był w stanie sobie wyobrazić, jak miliony myśli latają
w mózgu japonki.
– Możesz – powiedział
Andreas stanowczo, chcąc dodać dziewczynie otuchy. Prawdę mówiąc nie wiedział,
czy sam może zaufać sobie, ale chciał w końcu zrobić coś dobrego. Postara się
dla niej.
– No dobra, mi też możesz
– Hong chciała chyba wypowiedzieć to wyluzowanym, przyjaznym tonem, ale nie
była w stanie ukryć podniecenia.
Blondynka westchnęła,
odgarniając włosy do tyłu, a po jej policzku spłynęła łza.
– Nie jestem stąd. Nie
jestem z tego wieku, a nawet tysiąclecia. Jestem z przyszłości.
~♠~
Anna jeszcze nigdy nie
była w takim miejscu jak to. Odrzucało ją tu praktycznie wszystko, ale z drugiej
strony była ciekawa. Takie miejsce było zupełną zagadką. Kobiety lekkich
obyczajów, niechlujni mężczyźni, ukryci wśród pospólstwa bohaterowie. Takie
rzeczy czytało się tylko w książkach. Zobaczyć te warstwy społeczne na żywo…
niesamowite!
– Oj. Pozwól na moment –
krzyknął nagle Sparrow po czym schował się za plecami Brookley. Już miała się
wydrzeć i uderzyć go w twarz, ale nie musiała.
Przed nią stanęły dwie
damy. Nie były zbyt piękne na twarzy, co próbowały ukryć mocnymi szminkami
(musiały być więc dość zamożne, skoro miały taki produkt) na małych ustach.
Ubrały się w suknie z końca poprzedniego stulecia – jedna w zieloną fałdowaną,
druga w żółtą. Najwyraźniej wszystko miało skupiać się wokół dekoltów, które
były ogromne, wycięte w kwadrat. Kobiety nie wyglądały na zadowolone a Anna
uświadomiła sobie, że jest ubrana w dość prostą, niebieską suknię w stylu
sprzed dwóch lat, przez co wygląda jak jedna z piratów i zapewne te babki będą
coś do niej miały, ale one tylko mruknęły z niesmakiem.
– Chyba chowasz coś, z
czym musimy wyjaśnić parę spraw – przemówiła ta żółta. – Witaj, Jack.
– Och, Rosallinda! Ile to
już minęło, co?
– Odkąd mnie
wykorzystałeś czy odkąd uciekłeś i wyjaśniłeś wszystkie kłamstwa?! – warknęła,
po czym trafiła dłonią precyzyjnie w policzek kapitana, który zatoczył się do
tyłu. Zielona dama zrobiła to samo i odeszły, unosząc wysoko nosy.
Zapanowała niezręczna
cisza, a księżniczka spostrzegła, że nawet jej się podobała ta sytuacja.
Parsknęła śmiechem, a w ślad za nią Gibbs i Angelika.
– Cóż, można powiedzieć,
że zasłużyłem. – Pokiwał głową. – No, ale chodźmy w końcu do „ Warkotu krowy”,
to najlepsza knajpa w okolicy, jak nie i na całej Tortudze. Nie zdziwiłbym się,
gdybyśmy spotkali tam właśnie Barbossę.
Anna wzruszyła ramionami
i ruszyła za Jackiem. W sumie robiło się coraz ciekawiej. Szybki obrót wielu
spraw pozwalał jej nie myśleć o Ojcu i Andrewie. W końcu, jeśli odnajdzie ten
Łamacz, będzie mogła cofnąć czas i wszystko naprawić. Pozostaje tylko pytanie:
czy chce być znowu tamtą Anną? To siedzi głęboko w jej przeszłości, ale mimo
wszystko jest teoretycznie tą samą, głupią księżniczką.
– Nie sądzisz, że zachowujesz się trochę… egocentrycznie? – odezwał się
ktoś w jej głowie. Może to sumienie albo wyobraźnia, ale podsunęło Brookley
kolejny, inny tor myślenia.
– Hola, hola! Twarz w
całości ci niemiła? – Gibbs złapał ją za rękę i pociągnął do tyłu, ochraniając
tym samym przed zderzeniem z drzwiami knajpy.
– Dziękuję – mruknęła, a
Sparrow uchylił drzwiczki i wpełzli do knajpy.
Była z pozoru taka sama
jak wszystkie inne brudne knajpy, ale coś było nie tak. Na pewno więcej ludzi,
większe pomieszczenie, ale przed jej oczami coś mignęło. Cień kogoś, kogo
znała. Bardzo możliwe, że był to Barbossa.
– Rozglądajcie się uważnie,
ale zachować pozory – rzucił Jack i ruszył przed siebie, lustrując wzrokiem
społeczeństwo. Higiena była tu jeszcze gorsza niż w La Calle, a zapach
sprawiał, że Anna się dusiła. Ciężko się
skupić w takim miejscu, pomyślała. Jednak nie chciała przepuścić temu
łajdakowi, który zniszczył jej życie.
Znów to uczucie. Wytężyła
wzrok. Nie… to nie mogła być prawda. Stanęła jak wryta, wpatrując się pustym
wzrokiem w Andrewa, całującego się z jedną z kelnerek o dużym dekolcie i mocnym
makijażu (dla jasności: tak, wtedy zamożni ludzie stosowali
makijaż, w nieco innej formie niż dzisiaj, ale tak). Zrozumiałaby każdego
innego, ale ANDREWA? Był porządnym mężczyzną z królewskiego rodu! Teraz
wyglądał na bynajmniej nietrzeźwego.
Niewiele myśląc podeszła
i z całej siły uderzyła go w policzek.
– CO TY WYPRAWIASZ? –
wydarła się, ale nie zrobiło to żadnego wrażenia na pozostałych klientach.
– Anna… Poczekaj… –
kolejny raz oberwał.
– Czemu jesteś tutaj?! Co z twoim
ojcem, całą tą sprawą?! Jak…
Rozpłakała się, chowając twarz w
dłoniach. Tyle pytań… A ona dopiero po chwili zorientowała się, że nie płacze z
przygnębienia, ale ze szczęścia, że widzi Deverona. Nade wszystko bała się o
niego, a teraz on staje przed nią – i tu wchodzi sprawa drugiego rzędu, czyli
cała reszta.
– Możesz mi wyjaśnić…
Nie zdążyła dokończyć, ginąc w
pocałunku mężczyzny. Czuła się jak w niebie: teraz nic innego nie miało
znaczenia. Jack, Angelika, Gibbs, Barbossa, łamacz… Po prostu poczuła w końcu
to coś: miłość, bezwarunkową. Taką, która przychodzi naturalnie. Pokonuje
złości, smutki, kilometry i wszystkie przeciwności. To jest coś, czego nigdy
nie doświadczyła. A raczej czegoś, czego nie potrafiła dać. Nie pokochała
nikogo tak.
– Jack Sparrow powiedział wszystkim o
nas. Mój ojciec nie zdołał uciszyć ludu, dla dobra nas wszystkich kazał mi jak najszybciej
uciekać. Ludzie krzyczeli, że nie żyjesz, że porwali cię piraci. Trafiłem tu
jako niewolnik, porwany przez jakichś zagranicznych kupców. Uciekłem i udałem
się tu, straciłem zupełnie wszystko i nie wiedziałem jak wrócić, po prostu…
– Nigdy tak nie rób, nawet jeśli
jesteś w stanie krytycznym. Nie zasługuję na to. – Spojrzała z pogardą na ową
kelnerkę, już kręcącą się koło innego mężczyzny. – To grzech, And. Nie jesteś
taki jak oni. Chodź ze mną. Ja też trafiłam tu przez trudy. Mój ojciec nie
żyje. Myślałam tylko o tym, żebyś był cały. Nigdy nie sądziłam, że spotkamy się
w takich okolicznościach.
– Przyznam, że ja też nie. Jesteś tu
sama? – spytał powoli uspokajając się po agresywnych ciosach Brookley.
– Nie, nie jest – uśmiechnął się do niego
Sparrow, pojawiając się obok znikąd. – Ale nie biorę za nią odpowiedzialności –
mruknął.
– Ty…
– Spokojnie, chłoptasiu. Panienka
pracuje z nami, więc jeśli ci życie miłe… Chociaż, jak sądzę, aktualnie niezbyt
miłe… Tak czy siak, chyba nie chcesz, żeby twoja laleczka pożegnała się z
życiem? – postukał się po kieszeni, w której spoczywał bezpiecznie pistolet.
– Jest pusty.
– Och, doprawdy? – Zmarszczył brwi,
po czym wyciągnął broń, uważnie ją oglądając. – Ach, Angelika… – mruknął z
dezaprobatą.
– Kapitanie, chyba jest tu ktoś, z
kim można by pomówić – Odezwał się Gibbs.
Ich oczom ukazał się jeden z zombie z
załogi Hectora, siedzący przy zwyczajnym, barmańskim stoliku.
~~~~~~~***********~~~~~~~~
Cześć!
Na wstępie: tak, wiem. Nie było rozdziału w środę, ale co ja poradzę, że wciągnęły mnie "dary Anioła". Ale dzięki czytaniu mam wenę!
Poza tym w głowie po cichu rodzi mi się pomysł na nowe opowiadanie, ale mało szans, że je zacznę.
Co do rozdziału, to nie sprawdzałam go i jest ostatnim, który napisałam. Jeszcze nigdy nie miałam takich zaległości tutaj, na Piratach, ale... Po prostu szkoła. Do 18 maja będzie ciężko, chociaż teraz mam tydzień przerwy, więc może coś napiszę ^^ A jak już wrócę z wycieczki to pewnie w szkole będzie luźniej, bo powystawiane wszystkie oceny i tak dalej.
TAK BLISKO WAKACJE. TAK BLISKO!!!
Dobra, do zobaczenia!
PS: czy tylko mi gwałtownie wzrasta apetyt patrząc na zdjęcie do rozdziału? XD