Anna siedziała na miękkim fotelu, z
lekkim uśmiechem popijając herbatę i grzejąc się przy cieple kominka. Miała na
sobie białą piżamę z dość dużym dekoltem, a na to narzuconą jedwabną pelerynę w
kolorze czerwonym. Wyglądała i czuła się już znacznie lepiej. Andrew usiadł naprzeciwko,
wbijając wzrok w dziewczynę.
– Dobrze, że jesteś. Tęskniłam –
przyznała.
– Ja też. – Zaśmiał się sucho. – Niedługo
znów odejdziesz. Wysłałem swojego najlepszego i najbardziej zaufanego gońca z
powiadomieniem, że przebywasz u mnie w pałacu. Uprzedziłem go, że mój ojciec
nic nie wie.
– Dziękuję. Trochę szkoda mi
opuszczać wzgórze La Calle. Tutaj czuję się zawsze tak… Ciepło i przytulnie. –
Upiła łyk trunku. – Ale też bardzo tęsknię za ojcem. Wiem, że po stracie mamy…
Nie jest już taki sam. Szybciej się denerwuje, a moja nieobecność przez tak
długi czas mogła go doprowadzić do ciężkiego stanu psychicznego…
Brunetka zawiesiła się przez chwilę,
spuszczając wzrok. Oczywiście Andrew wiedział o wszystkich tych problemach, ale
nieswojo się czuła wypowiadając te słowa. Ta przygoda z Piratami nauczyła jej
jednego: nie ufaj zbyt łatwo. Ba, nawet prawie nikomu nie ufaj. Musi być silna
i znać wartość swojego słowa.
– Spokojnie, rozumiem. Zawsze będę
cię wspierać. – Wstał i podszedł do Brookley. – Chodź, pokażę ci coś.
Zaciekawiona ruszyła za Deveronem.
Udali się – tak jak wcześniej przypuszczała – do jego pracowni artystycznej, w
której codziennie spędzał godziny na lepieniu naczyń z gliny. Musiała przyznać,
że miał talent. Już w wieku dziecięcym jego garnki budziły podziw wśród
dworzan. Z roku na rok szło mu coraz lepiej. Przypomniało jej się, jak w
poprzednie Boże Narodzenie ulepił dla niej figurę Apollina. Uwielbiała mityczną
historię o greckim bogu sztuki – inspirowały ją jego poematy, pieśni i talenty.
Cały zbiór opowiadań o tym bożku był w jakimś sensie niezwykły.
Tym razem zaś nie zastała podobizny
Apollina. Po otworzeniu małych drzwiczek we wschodniej części komnaty znalazła
się w istnej mieszaninie farb, gliny, pobrudzonych chusteczek z jedwabiu,
których Andrew bardzo inteligentnie używał do czyszczenia koła garncarskiego. Nie
to jednak przykuło jej uwagę – w końcu doroczne wizyty przez dwadzieścia lat
robią swoje. Dziś na smutnych, szarych betonowych ścianach widniały malunki –
czasem były to krajobrazy, a czasem po prostu nic nie znaczące wzorki.
– Widzę, że odkryłeś w sobie malarza –
Zaśmiała się słodko.
– Może trochę. Zacząłem dekorować
moje naczynia farbami na wiosnę. Dużo ćwiczyłem. – Pokazał na beznadziejny
portret Jerzego V, znajdujący się w jednym z rogów pomieszczenia.
– Na ścianach. – Westchnęła.
– Największym moim celem było coś,
czego jeszcze nie ukończyłem. – Z wielkiego, drewnianego pudła wyjął naprawdę
szeroki wazon. Malunek przedstawiał rodzinę Królewską: był tam król Damian,
nieżyjąca już jego żona Aurelia, Andrew, a obok stał Henry Brookley.
– Ooch… Chcesz zrobić…
– Tak. Szkoda tylko, że nie umiem Cię
namalować. – zarumienił się – Chyba zbyt rzadko się widujemy.
– O wiele za rzadko. – przytaknęła,
marszcząc brwi. – A gdzie moja matka?
– Nie zrozum mnie źle. Po prostu jej
nie pamiętam. Jedyny portret Mirandy znajduje się u Ciebie, a wiem, że jest dla
króla Henrego bardzo cenny.
Anna położyła dłoń na pustym miejscu.
Brakowało tylko jej. Przez głowę przebiegła jej niebezpieczna myśl, która
siedziała tam już od dłuższego czasu.
– Coś się stało? Zbladłaś. – Deveron
odwrócił się i położył dłoń na ramieniu przyjaciółki, a ich twarze znalazły się
niebezpiecznie blisko.
– To nic takiego, po prostu trochę
martwię się o ojca. – Wymamrotała, jednak cała drżała. Nie wiedzieć czemu czuła
się tak nienasycona. Niedokończona, nienapełniona czymś… Dlaczego właśnie
teraz?
Poczuła na sobie oddech mężczyzny.
Był jak zwykle miętowy, zapewne od herbaty. Jego głębokie, niebieskie oczy
przenikały ją od środka. Czarne, bujne włosy jak zwykle porozrzucane były na
wszystkie strony. Dotknęła dłonią jego twarzy.
Zamknęła oczy i pocałowała go. Był to
ich pierwszy pocałunek. Anna poczuła się tak, jakby właśnie wznosiła się do nieba.
Od lat ta myśl siedziała jej w głowie, ale nie mogła sama przed sobą się do
niej przyznać.
Po czym pomyślała o swoim ślubie z
Chrisem i wszystko legło w gruzach.
– Andrew, zaczekaj… Ja nie mogę. – Z ciężkim
sercem odsunęła się do tyłu. Zaskoczony chłopak osiągnął szczyt w Poziomie
Czerwonej Twarzy. – Ja… Przepraszam, że
do ciebie nie napisałam… Albo że ci nie powiedziałam…
Deveron wciąż wpatrywał się w nią
wielkimi oczami, a ona starała się na niego nie patrzeć. To tylko pogorszyłoby
sytuację.
– Jestem zaręczona. Właściwie nie
wiem nawet, czy mój ślub już minął. To znaczy… Miał być za pięć dni, kiedy
zostałam porwana. Ale Chris mnie nie znalazł i trafiłam do ciebie… – Do oczu
napłynęły jej łzy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo zauroczona była
swoim narzeczonym. Przecież nawet gonie znała. Nie wiedziała o nim zupełnie nic. Ale był bogaty, przystojny, miły…
– Jaki Chris?! O czym ty mówisz? –
Mina mężczyzny z każdą chwilą przechodziła ze zdziwionej z coraz bardziej
rozzłoszczoną.
– Chris Rodriguez. To znaczy… Mój
ojciec miał wysłać wam zaproszenie na ślub. To było pięć dni temu…
– Anna, do cholery, CO TY GADASZ?! –
Wrzasnął w końcu, po czym zapanowała cisza. Kobieta bez słowa osunęła się na
ziemię. Cały czas cicho szlochała. Jeszcze nikt nigdy bezkarnie tak na nią nie
krzyknął. Ale nie chciała skazywać Andrewa na karę – całkowicie się z nim
zgadzała. Co ona wygadywała? Kim w ogóle był Chris? Ano, możnym księciem!
Ojciec wybrał go nie patrząc na charakter – liczyła się kasa. Zresztą co tu
dużo mówić – dla brunetki też liczyła
się kasa. Była tak zaślepiona…
– Przepraszam. – Powiedział troskliwie
po chwili milczenia Deveron. – Nie… Ja tylko…
– Ale ja nie chcę tego ślubu, And.
Teraz dopiero widzę, jak wielkim błędem było zgadzanie się na ten układ. –
Podniosła się, spoglądając w stronę drzwi. – Ale nie ma odwrotu. Dziękuję ci za
wszystko, ale za błędy się płaci. A za ten zapłacimy oboje.
Skierowała się do wyjścia, po chwili
dodając – Aha, a to, co dzisiaj tu zaszło… To się nigdy nie stało. Nie chcę
mieć kłopotów i nie chcę, abyś ty miał kłopoty.
Wybiegła, zamykając za sobą drzwi i
pozostawiając dwudziestolatka samego w pracowni artystycznej. Przemierzyła
szereg stopni i znalazła się na drugim piętrze pokoju Andrewa, gdzie
przygotowane było dla niej łóżko i suknia na jutro. Miało być cudownie… Ten
pobyt miał być wyjątkowy. Teraz musiała to wszystko odkręcić. Wiedziała, że
zraniła przyjaciela. Ale nie chciała, aby tak było. Wstyd powiedzieć, ale
pierwszy raz żałowała, że złamała komuś serce. Każdy inny dworzanin czy
urzędnik, który się za nią uganiał, został wyśmiany i odrzucony.
Położyła się w miękkiej pościeli,
natychmiast zasypiając.
~♠~
Julia padała z nóg, ale była
zadowolona. Na horyzoncie pojawił się zarys najwyższych budynków miasta. Nie
miała zielonego pojęcia, co to za miasto i żywiła głęboką nadzieję, że to nie
to samo, z którego wyszli… Kiedy to było? Kilka dni temu?
– Ruszać, się, parszywe łachudry! –
Zakrzyknął Jack, radośnie idąc przed siebie. Jednak wyglądał na nieco
zamyślonego, a może nawet przytłoczonego. Czasami miała wrażenie, że chciał
zawrócić i w pięć minut znaleźć się z powrotem na… No właśnie!
Wiedziała, co tak bardzo martwi Sparrowa.
Była to chyba jedyna rzecz, zdolna popsuć mu humor (poza rakiem Rumu, rzecz
jasna).
Czarna Perła.
~~~~~~~~~~~~~~*************~~~~~~~~~~~~~
Hej :)
Sprawdzałam ten rozdział milion razy pod każdym kątem, więc mam nadzieję, że nie ma błędów. Znając życie coś się znajdzie. Chociaż takie to romansowe wyszło to... No cóż, sprawdzone pod okiem eksperta, Florence Star, której blogi serdecznie polecam oczywiście xD. Rozdział o Annie i jej rozterkach miłosnych O.O
Do zobaczenia!
PS: Rozdział ten napisałam cały w jeden wieczór.
O dziękuję bardzo Meg 😍 sam rozdział przeczytam już jak będę spokojna z ocenami na pierwszy semestr, chodź fragment z romansem znam 😉
OdpowiedzUsuńRak rumu? Taak, Jack będzie bardzo smutny jak jego rum umrze xd
OdpowiedzUsuńHerbata to trunek? Ej, można się nią upić? Bo to by wyjasniało twoje zachowanie na co dzień Madziu xd
Anna ma zostać piratem! ONA MUSI. Po za tym gratulacje, w końcu zrozumiała, ze chodzi o kasę, a nie. Brawo. W ogóle miałam dzisiaj na zastępstwie historię i oglądaliśmy film i tam było, że Aleksander Wielki był zakochany w jakimś chłopaku i się wszyscy z tego śmiali, a pani powiedziała, że w tamtych czasach taka miłość była bardziej szanowoano do miłości mężczyzny do kobiety. Dziwne to.
Ja chcę ferie. Jeszcze tylko jeden dzień... umrę.
Czekam nn.
NMBZT!
Witam ;)
OdpowiedzUsuńTe romanse. Uwielbiam jak historie bohaterów się komplikują. Nareszcie Anna dowiedziała się, że w życiu są wazniejsze rzeczy niż kasa będąca źródłem samych problemów :). Ma być z And ;).
Ciekawe ile ty szukałaś tego gifu na początku. Wrócę! :DD
OdpowiedzUsuńHejka :D
OdpowiedzUsuńFarciaro zaczynają ci się ferie, ja też już chcę.
Dobra, rozdział ok, może Anna wreszcie przestanie zadzierać nosa i doceni to co ma. Biedaczek z tego Adrewa.
Ja chcę więcej Julii. :)) Może Sparrow, alkoholiku wreszcie się ogarniesz, zobaczysz jeszcze będziesz Julii wdzięczny.
Życzę miłego wypoczynku. ^^
Ps. Dzieki za kom. XD
NMBZT!
Akurat wtedy nie mailami weny na kom xD
UsuńA dziękuję, jak już łaskawie raczę wyzdtowiec to sobie wypocznę. Julii potem będzie bardzo dużo, także nie martw się xD Sparrowa w sumie też, także no 😀