środa, 18 stycznia 2017

22. Nadzieja czyni cuda

http://www.bank-zdjec.com/foto3/5341_b.jpg 


Henry siedział na swoim łożu, popijając zioła lecznicze. Ostatnimi dniami jego zdrowie było od znakiem zapytania. Anny nadal nie było, ale nie miał serca zabijać Chrisa, który starał się na wszystkie sposoby. Poza tym, co powie Anna, gdy wróci i zastanie uciętą głowę swojej miłości? Zapłacze się na śmierć.
– Królu, ktoś do ciebie. – poinformował go strażnik o brązowych włosach i ciemnej karnacji.
– Wpuść. – wydusił, krztusząc się herbatą ziołową. W drzwiach do komnaty stanął wysoki mężczyzna o muskularnej posturze i blond włosach. Był elegancko ubrany, ale widać było po nim zmęczenie i utrudzenie.
– Wasza Królewska Mość, przynoszę dobre wiadomości z pałacu króla Damiana Daniela Deverona – Skinął głową na odźwiernych, a ci posłusznie wyszli i zamknęli za sobą drzwi. W Sali zapanowała głucha cisza, jeśli nie liczyć sapania władcy prowincji Port Royal. Jego oddech był niezdrowo piszczący, czasem przeplatany kaszlem.
– Co masz mi do powiedzenia. – Henry poprawił się na łóżku, aby wyglądać na mniej chorego, niż był. Prawdę mówiąc, goniec był załamany stanem starszego mężczyzny. Brookley dobrze widział współczucie w oczach młodzieńca, ale nie chciał pokazać swojego załamania. To wszystko przez tych okropnych piratów.
– Księżniczka Anna jest u księcia Andrewa w pałacu. To znaczy… – Mężczyzna w skrócie opowiedział to, co przekazano mu w La Calle. Z każdym kolejnym słowem król nabierał kolorów. Możliwe, że nadzieja czyniła cuda, jak to mówiła królowa Miranda za życia.
– To… To cudownie! Musimy natychmiast ją odebrać! Zawołaj tu panicza Chrisa, już! – Uradowany Brookley aż cały się świecił. Jego życie nabrało sensu. Chciał odzyskać ukochaną córkę. Wiedział, że nic jej nie jest i że znajduje się w dobrych rękach.

~~

Julia myślała, że zwariuje, idąc w czterdziestostopniowym upale, z Jackiem jęczącym jej nad uchem, że nie ma Rumu i chce wracać do Perły, z narzekaniem Angeliki, że Sparrow powinien się wcześniej zastanowić, że nie powinien być w takim razie kapitanem, skoro nie umie normalnie poprowadzić wyprawy, z Gibbsem, który wciąż nie był pewny, czy warto było tu iść, oraz z załogą, która non stop pytała, dokąd właściwie idą i czy w ogóle ta cała wskazówka Lettego istnieje. Sama pragnęła już tylko walnąć się na swoją koję na pokładzie Czarnej Perły i zasnąć, ale nie narzekała. Zastanawiała się też, jakim cudem ktoś z takim beznadziejnym charakterem jak ona, w ogóle mógł się przenieść w czasie. No bo tak na dobrą sprawę: każdy bohater książkowy czy filmowy, o jakim słyszała, miał jakieś szczególne cechy – na przykład Percy Jackson. Nadpobudliwy, niegrzeczny, ale także niesamowicie odważny i ambitny. Miał swoje cechy „specjalne”. Ona czegoś takiego nie miała – charakter Julii niczym się nie wyróżniał. No bo co: nie była buntowniczką z problemami, nie była jakąś księżniczkową damulką, nie była żadną… Właściwie była nikim.
– Wkurza mnie to wszystko! – W końcu nie wytrzymała. – Angelika i Jack – ogarnijcie się i przestańcie się wreszcie kłócić, do cholery! A cała reszta niech się zastanowi nad swoim życiem i niech słucha się… kapitana. – Ostatnie słowo wypowiedziała tak, jakby właśnie połknęła kęs zgniłego jabłka.
– Coś ci nie pasuje, skarbie? – Złoty ząb Sparrowa błysnął w słońcu. Revellon miała ogromną ochotę odpowiedzieć „Tak! Nie ogarniam tego, że istniejecie i że jestem trzysta lat do tyłu!”, ale zamiast tego wykonała faceplam.
– Posłuchajcie, jesteśmy już blisko plaży, blisko miasta z portem. Po co się teraz kłócić? – Uniosła brew.
– Cudownie, ale wytłumacz temu kretynowi…
– Nic nie będę nikomu tłumaczyć, jasne? – Przerwała Angelice, a kobieta uniosła ręce w geście poddania, co trochę nie zgrywało się z jej charakterem, ale Julia nie zamierzała się nad niczym zastanawiać.

Znaleźli się finalnie w dość ładnym miasteczku, przepełnionym kupcami i handlarzami. Było to po prostu miejsce interesów. W dodatku w porcie stały całkiem ładne statki.
Na widok jednego z nich Sparrow przystanął, lustrując go wzrokiem. Julia pomyślała w pierwszej chwili, że musi być piracki, ale potem nie była już tego taka pewna. Żagle były w kolorze nocnego nieba, a na nich piętrzyły się białe kształty – półksiężyc i dwie mniejsze gwiazdy. Kadłub był dość obszerny, ale wyglądał na zbyt zadbanego, jak na piratów.
– Drogi Joshonny, zdaje mi się, że odnaleźliśmy starą przyjaciółkę. Chyba wiesz, o co mi chodzi. O, proszę, jest tu i Zemsta! – Jack przechadzał się wzdłuż brzegu swoim charakterystycznym stylem, oglądając cumujące tu galeony. Jeden z nich był naprawdę przerażający i Revellon była pewna, że należał do prawdziwych, okrutnych piratów. Jego maszt zdobił szkielet i zastanawiała się, czy był z plastiku. Szczerze w to wątpiła.
Tymczasem kapitan zachowywał się tak, jakby właśnie zobaczył ducha: rozglądał się na wszystkie strony, od czasu do czasu chowając się za Gibbsem. Angelika wyglądała na nieobecną. Właściwie można było tylko podziwiać uroki tego miasteczka – siedemnastolatka nie była nigdy na takiej wycieczce do ruin starych miast, ponieważ: 1) Jeszcze klika lat temu była dzieckiem całkowitej destrukcji i wszystko, czego się dotknęła, dziwnym trafem się psuło; 2) Mieszkała w Kalifornii i wychowała się w miejskiej dżungli; 3) Niezbyt ją to interesowało. Dziś jednak nie mogła oderwać wzroku od uroczych domków, targów czy kamienic.

~~

Barbossa siedział w knajpie przepchanej pijakami, piratami i innymi paskudztwami. Głupia dziewucha! Jakim prawem w ogóle im uciekła?!
Nie myślał już racjonalnie, dolewając sobie kolejną dawkę czerwonego wina do drewnianego kubła. Wypił już chyba z siedemnaście pełnych – nic więc dziwnego, że mózg nie funkcjonował prawidłowo. Taka ilość alkoholu powali nawet najlepszego pirata. Pozostała część załogi nie miała się lepiej. Większość spała na podłodze lub leżała na stołach, a zawartość alkoholu wahała się od dwóch do pięciu promili.
Swój wzrok Hector utkwił jednak w czymś innym. Ktoś… Ktoś znajomy. Widział kogoś. Nie potrafił tylko określić, kto to. Obraz przed oczami mu się rozmywał, jakby cały świat pływał w wodzie. Niestety, chyba troszeczkę przesadził.
– Hector! – Usłyszał głos znajomego pirata… Tak. To był on. Czarnowłosa kobieta w przewiewnej białej bluzce z dużym dekoltem zaśmiała się, co zabrzmiało trochę jak baran.
– Witaj, Jack! – Starszy rozłożył ręce, zapraszając przybyszy do stołu.

~~

Jack patrzył na Orę wielkimi, błyszczącymi oczami. Jego walizka stałą już przy wyjściu, płaszcz i buty były gotowe do włożenia. Grubsza kobieta ściskała w dłoni chusteczkę, która i tak już była cała mokra od łez. Starszy mężczyzna, zwany przez chłopca „Dziadkiem”, stał nieopodal. Wyglądało to niemal jak pożegnanie na pogrzebie. A najgorsze było to, że Elizabeth nie mogła nic z tym zrobić. Tak, jasne. To wszystko jej wina – ona zabiera stąd Jacka, mimo, że nie było jej przez rok. Ale była piratem.
– Będziemy o tobie pamiętać, kochany. – Powiedziała cicho siedemnastoletnia blondynka. To ona opiekowała się chłopcem od dwóch lat, po tym, jak poprzednia niania spaliła pół mieszkania, gotując zupę. Turner wiedziała, że jej synek przywiązał się do Ory.
– Następnym razem, jak się spotkamy, będę już duży i będę prawdziwym pir…
– Tak, kochanie. Ale chodź już, musimy się z kimś spotkać. – Przerwała mu kobieta, omijając temat piractwa. Kto wie, jakby to się skończyło.

Po chwili szli już ciasną uliczką, pełną kupców i żebraków. Typowe miasto.
– Mamo – zaczął Jack – wiesz, jak będę prawdziwym piratem, to wrócę tu kiedyś i zabiorę Orę do pałacu króla Deverona.
Elizabeth wbiła wzrok w uliczny gwar, poszukując Mary. Umówiły się na głównym targu z resztą załogi (w sumie było ich 24), ale póki co ich nie widziała. Niestety przed oczami przemknął jej obraz kogoś bardzo znajomego… A może jej się zdawało. Nie, to przecież niemożliwe.
– Mówiła, że tam jest taki książę i że ona chciałaby wziąć z nim ślub. Podobno on jest młody i przystojny. – Dziesięciolatek uniósł lewą rew, przyglądając się matce.
– Co? Aaa, tak, książę. Ale… O, chodź. Poznasz swoją załogę. – Westchnęła, ale jej mina nie wskazywała na wyluzowanie. Gdzie jest Barbossa? Co z tą dziewczyną?
Tymczasem podeszli do grupki stojących przy stoisku z darmowymi próbkami wódki tradycyjnej „Karminka” piratów i piratek. Elizabeth widziała ekscytację i podniecenie na twarzy jej syna: wyglądał, jakby zobaczył załogę Devy’ego Jones’a, zanim…
– Cześć, kompania. – powiedziała, odganiając od siebie wszystkie myśli. Dwadzieścioro troje osób odwróciło głowy i entuzjastycznie przywitało panią kapitan, ale ona miała wrażenie, że starali się z całej siły nie patrzyć na Jacka.
– Złapaliście Barbossę? Albo przynajmniej wiecie, gdzie jest? – spytała, na co oni wykazali niezwykłe zainteresowanie swoimi zniszczonymi butami. – Wiedziałam. Dobra, gdybym była okropnym starym, śmierdzącym dziadem, to dokąd bym poszła?
– Do baru – Uśmiechnęła się Mary.

~~~~~~~~~~~********~~~~~~~~~~ 
Dzień dobry wszystkim ^^
Rozdział zdecydowanie dla miłośników Julii, chociaż, o ile się nie mylę, są takie z jeszcze większą ilością tej oto pani *grzebanie w pamięci*, tak chyba coś takiego było. Teraz, gdy ja mam ferie, proponowałam Wam dodatkowe rozdziały, ale jednogłośnie ogłosiliście pod rozdziałem 20, że nie ma być niczego takiego. Oprócz tego wzięłam się za siebie i poprawiłam nieco błędy w rozdziale 1 i prologu. Stworzyłam też nową stronę - Mapy. Można tam znaleźć (na razie) tylko mapę Włoch z zaznaczonymi dwoma miejscami, więc polecam zajrzeć, jeśli się pogubiliście I od razu uprzedzam, że nie wszystko, co tam jest (a właściwie NIC, co tam jest) jest realne (dorobiłam Włochom wyspę! XD). Z czasem dojdzie więcej map i jeszcze bardziej zniekształcę kulę ziemską (mam nadzieję, że Wasze głowy nie). 
Aha, i zaktualizowałam Bohaterów!

Do zobaczenia za tydzień :)

4 komentarze:

  1. Wracam i nadrabiam zaległości. Rozdział był ciekawy i zastanawiam się czy w miasteczku nie dojdzie do spotkania trzech wielkich kapitanów. Jeśli tak, na pewno nie będzie z tego nic dobrego. Swoją drogą żal mi biednego, małego Jacka, że musi rozpocząć życie pirata i zostawia za sobą tak bliską mu sercu przybraną matkę.
    Pozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Mam nadzieję, że Anna szybko spotka się z ojcem. Widać, że bardzo ją kocha i martwi się nad życie. Julia ma zły humor... te hormony itp. Jak ja uwielbiam, kiedy wkurza się na Jacka :D. To była trudna sytuacja dla Jacka, ale szybko chyba się pozbiera po utracie swojej opiekunki...
    Czekam na nowy rozdział i zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział fajny jak zawsze i tak dalej, i tak dalej.
    Ej. Ta akcja Julii mi się kojarzy z takim jakimś czymś co gdzieć w necie widziałam. Że jak mamie dziecko w sklepie płakało, to ona też zaczęła i to misię tak skojarzyło XD
    I tak w ogólę jak ci to komentuję to prawie nie widzę klawiatury i nie chce mi się poprawiać błędów, więc masz.
    Hmm miejska dżungla... tak gadała jakaś babcia z Madagaskaru. A potam chcieli upiec Alexa.
    Czekam nn.
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co? Z każdym Twoim rozdziałem mam coraz większą ochotę oglądnąć sobie Piratów. Zobaczę jak to będzie w ferie może mi się uda. :)
    Tak samo jak Julia nienawidzę chodzić w upały, w ogóle nienawidzę upałów.
    Chciałabym w końcu zobaczyć Elizke w jakiejś akcji, żeby rozwaliła system, a za Anną wcale nie tęsknię. ;)
    Czekam na następny rozdział i miłego wypoczynku.
    PS. Zapraszam do mnie.

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń