Henry siedział na swoim łożu,
popijając zioła lecznicze. Ostatnimi dniami jego zdrowie było od znakiem
zapytania. Anny nadal nie było, ale nie miał serca zabijać Chrisa, który starał
się na wszystkie sposoby. Poza tym, co powie Anna, gdy wróci i zastanie uciętą
głowę swojej miłości? Zapłacze się na śmierć.
– Królu, ktoś do ciebie. – poinformował go strażnik o brązowych włosach i ciemnej karnacji.
– Wpuść. – wydusił, krztusząc się
herbatą ziołową. W drzwiach do komnaty stanął wysoki mężczyzna o muskularnej
posturze i blond włosach. Był elegancko ubrany, ale widać było po nim zmęczenie
i utrudzenie.
– Wasza Królewska Mość, przynoszę
dobre wiadomości z pałacu króla Damiana Daniela Deverona – Skinął głową na
odźwiernych, a ci posłusznie wyszli i zamknęli za sobą drzwi. W Sali zapanowała
głucha cisza, jeśli nie liczyć sapania władcy prowincji Port Royal. Jego oddech
był niezdrowo piszczący, czasem przeplatany kaszlem.
– Co masz mi do powiedzenia. – Henry
poprawił się na łóżku, aby wyglądać na mniej chorego, niż był. Prawdę mówiąc,
goniec był załamany stanem starszego mężczyzny. Brookley dobrze widział
współczucie w oczach młodzieńca, ale nie chciał pokazać swojego załamania. To
wszystko przez tych okropnych piratów.
– Księżniczka Anna jest u księcia
Andrewa w pałacu. To znaczy… – Mężczyzna w skrócie opowiedział to, co
przekazano mu w La Calle. Z każdym kolejnym słowem król nabierał kolorów.
Możliwe, że nadzieja czyniła cuda, jak to mówiła królowa Miranda za życia.
– To… To cudownie! Musimy natychmiast
ją odebrać! Zawołaj tu panicza Chrisa, już! – Uradowany Brookley aż cały się
świecił. Jego życie nabrało sensu. Chciał odzyskać ukochaną córkę. Wiedział, że
nic jej nie jest i że znajduje się w dobrych rękach.
~♠~
Julia myślała, że zwariuje, idąc w
czterdziestostopniowym upale, z Jackiem jęczącym jej nad uchem, że nie ma Rumu
i chce wracać do Perły, z narzekaniem Angeliki, że Sparrow powinien się
wcześniej zastanowić, że nie powinien być w takim razie kapitanem, skoro nie
umie normalnie poprowadzić wyprawy, z Gibbsem, który wciąż nie był pewny, czy
warto było tu iść, oraz z załogą, która non stop pytała, dokąd właściwie idą i
czy w ogóle ta cała wskazówka Lettego istnieje. Sama pragnęła już tylko walnąć
się na swoją koję na pokładzie Czarnej Perły i zasnąć, ale nie narzekała. Zastanawiała
się też, jakim cudem ktoś z takim beznadziejnym charakterem jak ona, w ogóle
mógł się przenieść w czasie. No bo tak na dobrą sprawę: każdy bohater książkowy
czy filmowy, o jakim słyszała, miał jakieś szczególne cechy – na przykład Percy
Jackson. Nadpobudliwy, niegrzeczny, ale także niesamowicie odważny i ambitny.
Miał swoje cechy „specjalne”. Ona czegoś takiego nie miała – charakter Julii
niczym się nie wyróżniał. No bo co: nie była buntowniczką z problemami, nie
była jakąś księżniczkową damulką, nie
była żadną… Właściwie była nikim.
– Wkurza mnie to wszystko! – W końcu
nie wytrzymała. – Angelika i Jack – ogarnijcie się i przestańcie się wreszcie
kłócić, do cholery! A cała reszta niech się zastanowi nad swoim życiem i niech
słucha się… kapitana. – Ostatnie słowo wypowiedziała tak, jakby właśnie
połknęła kęs zgniłego jabłka.
– Coś ci nie pasuje, skarbie? – Złoty
ząb Sparrowa błysnął w słońcu. Revellon miała ogromną ochotę odpowiedzieć
„Tak! Nie ogarniam tego, że istniejecie i że jestem trzysta lat do tyłu!”, ale
zamiast tego wykonała faceplam.
– Posłuchajcie, jesteśmy już blisko
plaży, blisko miasta z portem. Po co się teraz kłócić? – Uniosła brew.
– Cudownie, ale wytłumacz temu
kretynowi…
– Nic nie będę nikomu tłumaczyć,
jasne? – Przerwała Angelice, a kobieta uniosła ręce w geście poddania, co trochę nie zgrywało się z jej charakterem, ale Julia nie zamierzała się nad niczym zastanawiać.
Znaleźli się finalnie w dość ładnym
miasteczku, przepełnionym kupcami i handlarzami. Było to po prostu miejsce
interesów. W dodatku w porcie stały całkiem ładne statki.
Na widok jednego z nich Sparrow
przystanął, lustrując go wzrokiem. Julia pomyślała w pierwszej chwili, że musi
być piracki, ale potem nie była już tego taka pewna. Żagle były w kolorze
nocnego nieba, a na nich piętrzyły się białe kształty – półksiężyc i dwie
mniejsze gwiazdy. Kadłub był dość obszerny, ale wyglądał na zbyt zadbanego, jak
na piratów.
– Drogi Joshonny, zdaje mi się, że
odnaleźliśmy starą przyjaciółkę. Chyba wiesz, o co mi chodzi. O, proszę, jest
tu i Zemsta! – Jack przechadzał się wzdłuż brzegu swoim charakterystycznym
stylem, oglądając cumujące tu galeony. Jeden z nich był naprawdę przerażający i
Revellon była pewna, że należał do prawdziwych, okrutnych piratów. Jego maszt
zdobił szkielet i zastanawiała się, czy był z plastiku. Szczerze w to wątpiła.
Tymczasem kapitan zachowywał się tak,
jakby właśnie zobaczył ducha: rozglądał się na wszystkie strony, od czasu do
czasu chowając się za Gibbsem. Angelika wyglądała na nieobecną. Właściwie można
było tylko podziwiać uroki tego miasteczka – siedemnastolatka nie była nigdy na
takiej wycieczce do ruin starych miast, ponieważ: 1) Jeszcze
klika lat temu była dzieckiem całkowitej destrukcji i wszystko, czego się
dotknęła, dziwnym trafem się psuło; 2) Mieszkała w Kalifornii i wychowała się w
miejskiej dżungli; 3) Niezbyt ją to interesowało. Dziś jednak nie mogła oderwać
wzroku od uroczych domków, targów czy kamienic.
~♠~
Barbossa siedział w knajpie
przepchanej pijakami, piratami i innymi paskudztwami. Głupia dziewucha! Jakim
prawem w ogóle im uciekła?!
Nie myślał już racjonalnie, dolewając
sobie kolejną dawkę czerwonego wina do drewnianego kubła. Wypił już chyba z siedemnaście pełnych – nic więc dziwnego, że mózg nie funkcjonował prawidłowo.
Taka ilość alkoholu powali nawet najlepszego pirata. Pozostała część załogi nie miała się lepiej. Większość spała na podłodze lub
leżała na stołach, a zawartość alkoholu wahała się od dwóch do pięciu promili.
Swój wzrok Hector utkwił jednak w
czymś innym. Ktoś… Ktoś znajomy. Widział kogoś. Nie potrafił tylko określić,
kto to. Obraz przed oczami mu się rozmywał, jakby cały świat pływał w wodzie.
Niestety, chyba troszeczkę przesadził.
– Hector! – Usłyszał głos znajomego
pirata… Tak. To był on. Czarnowłosa kobieta w przewiewnej białej bluzce z dużym
dekoltem zaśmiała się, co zabrzmiało trochę jak baran.
– Witaj, Jack! – Starszy rozłożył
ręce, zapraszając przybyszy do stołu.
~♠~
Jack patrzył na Orę wielkimi,
błyszczącymi oczami. Jego walizka stałą już przy wyjściu, płaszcz i buty były
gotowe do włożenia. Grubsza kobieta ściskała w dłoni chusteczkę, która i tak
już była cała mokra od łez. Starszy mężczyzna, zwany przez chłopca „Dziadkiem”,
stał nieopodal. Wyglądało to niemal jak pożegnanie na pogrzebie. A najgorsze
było to, że Elizabeth nie mogła nic z tym zrobić. Tak, jasne. To wszystko jej
wina – ona zabiera stąd Jacka, mimo, że nie było jej przez rok. Ale była
piratem.
– Będziemy o tobie pamiętać, kochany.
– Powiedziała cicho siedemnastoletnia blondynka. To ona opiekowała się chłopcem
od dwóch lat, po tym, jak poprzednia niania spaliła pół mieszkania, gotując
zupę. Turner wiedziała, że jej synek przywiązał się do Ory.
– Następnym razem, jak się spotkamy,
będę już duży i będę prawdziwym pir…
– Tak, kochanie. Ale chodź już,
musimy się z kimś spotkać. – Przerwała mu kobieta, omijając temat piractwa. Kto
wie, jakby to się skończyło.
Po chwili szli już ciasną uliczką,
pełną kupców i żebraków. Typowe miasto.
– Mamo – zaczął Jack – wiesz, jak
będę prawdziwym piratem, to wrócę tu kiedyś i zabiorę Orę do pałacu króla
Deverona.
Elizabeth wbiła wzrok w uliczny gwar,
poszukując Mary. Umówiły się na głównym targu z resztą załogi (w sumie było ich
24), ale póki co ich nie widziała. Niestety przed oczami przemknął jej obraz
kogoś bardzo znajomego… A może jej się zdawało. Nie, to przecież niemożliwe.
– Mówiła, że tam jest taki książę i
że ona chciałaby wziąć z nim ślub. Podobno on jest młody i przystojny. –
Dziesięciolatek uniósł lewą rew, przyglądając się matce.
– Co? Aaa, tak, książę. Ale… O,
chodź. Poznasz swoją załogę. – Westchnęła, ale jej mina nie wskazywała na
wyluzowanie. Gdzie jest Barbossa? Co z tą dziewczyną?
Tymczasem podeszli do grupki
stojących przy stoisku z darmowymi próbkami wódki tradycyjnej „Karminka”
piratów i piratek. Elizabeth widziała ekscytację i podniecenie na twarzy jej
syna: wyglądał, jakby zobaczył załogę Devy’ego Jones’a, zanim…
– Cześć, kompania. – powiedziała,
odganiając od siebie wszystkie myśli. Dwadzieścioro troje osób odwróciło głowy
i entuzjastycznie przywitało panią kapitan, ale ona miała wrażenie, że starali się z całej siły nie patrzyć na Jacka.
– Złapaliście Barbossę? Albo
przynajmniej wiecie, gdzie jest? – spytała, na co oni wykazali niezwykłe
zainteresowanie swoimi zniszczonymi butami. – Wiedziałam. Dobra, gdybym była
okropnym starym, śmierdzącym dziadem, to dokąd bym poszła?
– Do baru – Uśmiechnęła się Mary.
~~~~~~~~~~~********~~~~~~~~~~
Dzień dobry wszystkim ^^
Rozdział zdecydowanie dla miłośników Julii, chociaż, o ile się nie mylę, są takie z jeszcze większą ilością tej oto pani *grzebanie w pamięci*, tak chyba coś takiego było. Teraz, gdy ja mam ferie, proponowałam Wam dodatkowe rozdziały, ale jednogłośnie ogłosiliście pod rozdziałem 20, że nie ma być niczego takiego. Oprócz tego wzięłam się za siebie i poprawiłam nieco błędy w rozdziale 1 i prologu. Stworzyłam też nową stronę - Mapy. Można tam znaleźć (na razie) tylko mapę Włoch z zaznaczonymi dwoma miejscami, więc polecam zajrzeć, jeśli się pogubiliście I od razu uprzedzam, że nie wszystko, co tam jest (a właściwie NIC, co tam jest) jest realne (dorobiłam Włochom wyspę! XD). Z czasem dojdzie więcej map i jeszcze bardziej zniekształcę kulę ziemską (mam nadzieję, że Wasze głowy nie).
Aha, i zaktualizowałam Bohaterów!
Do zobaczenia za tydzień :)
Wracam i nadrabiam zaległości. Rozdział był ciekawy i zastanawiam się czy w miasteczku nie dojdzie do spotkania trzech wielkich kapitanów. Jeśli tak, na pewno nie będzie z tego nic dobrego. Swoją drogą żal mi biednego, małego Jacka, że musi rozpocząć życie pirata i zostawia za sobą tak bliską mu sercu przybraną matkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com
Hej :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Anna szybko spotka się z ojcem. Widać, że bardzo ją kocha i martwi się nad życie. Julia ma zły humor... te hormony itp. Jak ja uwielbiam, kiedy wkurza się na Jacka :D. To była trudna sytuacja dla Jacka, ale szybko chyba się pozbiera po utracie swojej opiekunki...
Czekam na nowy rozdział i zapraszam do mnie
Rozdział fajny jak zawsze i tak dalej, i tak dalej.
OdpowiedzUsuńEj. Ta akcja Julii mi się kojarzy z takim jakimś czymś co gdzieć w necie widziałam. Że jak mamie dziecko w sklepie płakało, to ona też zaczęła i to misię tak skojarzyło XD
I tak w ogólę jak ci to komentuję to prawie nie widzę klawiatury i nie chce mi się poprawiać błędów, więc masz.
Hmm miejska dżungla... tak gadała jakaś babcia z Madagaskaru. A potam chcieli upiec Alexa.
Czekam nn.
NMBZT!
Wiesz co? Z każdym Twoim rozdziałem mam coraz większą ochotę oglądnąć sobie Piratów. Zobaczę jak to będzie w ferie może mi się uda. :)
OdpowiedzUsuńTak samo jak Julia nienawidzę chodzić w upały, w ogóle nienawidzę upałów.
Chciałabym w końcu zobaczyć Elizke w jakiejś akcji, żeby rozwaliła system, a za Anną wcale nie tęsknię. ;)
Czekam na następny rozdział i miłego wypoczynku.
PS. Zapraszam do mnie.
Buźka :*