Sparrow przyjrzał się stojącym
naprzeciw wojskowym ze spokojem wymalowanym na twarzy, co zapewne zdziwiło
mundurowych. Najwyraźniej byli nieco zawiedzeni z powodu ucieczki więźniów.
– Och, cóż my tu mamy? – Jack
zlustrował wzrokiem żołnierzy. – Chyba przydałaby wam się kąpiel. O, ty! –
Wskazał na niskiego mężczyznę z krzywym zgryzem – Mógłbyś łaskawie podać mi moje rzeczy?
Wzrok tamtego powędrował kierunku wskazanym przez pirata. Na wieszaku
przy wejściu zobaczył kapelusz, pistolet, większą strzelbę i kompas.
– Chyba śnisz. – Uniósł jedną brew, a
kolega obok niego odezwał się dużo grubszym i zdecydowanie bardziej męskim
głosem:
– Idziemy, draniu. Książę
przyspieszył twoją egzekucję.
– Oo, zastanawiam się, która to już.
Ciekaw jestem, za co mnie oskarżą. Księciulki to takie śmieszne stworzonka – snuł po drodze do stryczka Sparrow. – A tak w ogóle, to czy on wie, kim jestem?
– Wystarczy mu to – warknął żołnierz, podwijając rękaw koszuli Jacka. Ukazał się im
wypalony na skórze znak. – Jesteś piratem, szczurze.
– A to pech. Musi być bardzo
głupiutki, skoro o mnie nie słyszał. Zapewne gdyby wiedział, kim jestem,
rozważyłby swoją pochopną i jakże beznadziejną decyzję.
Ku swojemu zadowoleniu, Jack wywołał
niepewność na twarzach mundurowych. Spojrzeli po sobie, zwalniając kroku,
jednak nadal dzielnie szli w kierunku placu. Po chwili ich oczom ukazała się
średniej wielkości powierzchnia. Na podłodze ułożono szare cegły, a dookoła
stały białe mury. Naprzeciwko znajdowała się brama, przez którą próbowały się
przepchać tłumy ludzi. Sparrow puścił do nich oczko i pomachał. Na samym środku
znajdowało się coś w rodzaju deski z otworami na głowę i ręce.
– Ach, czyli dziś odcinanie? Oj –
mruknął, zagłuszony przez wrzaski tłumów.
Po chwili pojawili się tam również
dwaj mężczyźni. Starszy był blondynem z niebieskimi oczami, a młodszy miał
brązowe włosy i zielone tęczówki. Rozsiedli się na tronach, po czym młodszy
przemówił:
– Drodzy poddani! Zebraliśmy się
tutaj, aby sprawiedliwości zaznał ten oto pirat, który swoim podstępnym,
chytrym, zakłamanym…
– Bla, bla, bla. – Przewrócił oczami
kapitan Perły. – Czemu przy każdej egzekucji oni tyle paplają?
Zastanowił się więc na spokojnie,
jakby tu wymknąć się tym razem. Nic błyskotliwego jednak nie wpadało mu do
głowy.
– Jak ci na imię, złoczyńcze? –
wystąpił książę.
– Och, naprawdę nikt z was nie
słyszał opowieści o wielkim Kapitanie Czarnej Perły, który żeglował po
wszystkich oceanach i morzach? Który dotarł do Źródła Wiecznej Młodości,
powstał z martwych, pokonał Davy’ego Jonesa i dwa razy uciekł z bezludnej
wyspy?
Zapadła głucha cisza. Nawet
awanturujące się przy głównej bramie babki nie piszczały. Dwaj władcy wbili
zimny wzrok w pirata, zastanawiając się, czy ich uszy nie zwariowały.
– Jack Sparrow? – spytał niepewnie
brunet.
– Kapitan
Jack Sparrow, Księciulku. Ech, cóż się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą. No
dobrze, może przejdźmy do rzeczy. – Zrobił krok do przodu, ale strażnicy
natychmiast go zatrzymali. – Za co tym razem mnie oskarżacie? To czasem jest
naprawdę ciekawe.
– Oskarżamy cię za piractwo,
kradzieże, brak szacunku, porwania…
– Tej twojej księżniczki? – spytał.
Wśród tłumu rozległy się szepty i
pomrukiwania, jakby od dawna coś przeczuwali, jednak dopiero teraz dostali
potwierdzenie swoich obaw. Andrew Deveron zarumienił się aż po końce uszu.
– O czym ty mówisz? – wtrącił się
Damian.
– A co, synalek ma z tobą na pieńku?
– zmarszczył czoło, ale nikt nawet nie drgnął. – Anna Brookley, tak? Och, nie
przejmuj się młody. Sprawy miłosne to taki rozległy temat. W każdym razie ona
tu jest. To znaczy wiesz, jeśli chodzi o rady, to mnie lepiej nie... – Oczy Jacka zabłyszczały niebezpiecznie, jakby już miał dokładny
plan, co zrobić. Ale nie miał.
– Skąd ty to wszystko wiesz, co? Nie
masz prawa…
– Ajaj, pozwól, że coś ci powiem. –
wtrącił się Andrew’owi Jack, pokazując, aby się zbliżył. Straże nie chciały go
puścić, ale w końcu książę przystawił ucho, a Sparrow coś wyszeptał.
Następnie nastąpiło coś, czego się
nie spodziewano, ale kapitan doskonale wyrobił tę sztukę – wyjął pistolet z
kieszeni Deverona i przyłożył go do skroni mężczyzny.
– Oddajcie mi moje rzeczy! Już, bo
strzelę!
Zapanowało milczenie, ale kilku
mundurowych uwinęło się i położyło przed Jackiem dobytek. Ten zaś ostrożnie
wszystko ubrał, po czym wrzasnął:
– Drodzy La Calleanie, czy jak tam
wam się mówi, zapamiętajcie ten ten dzień, w którym umknął wam Kapitan Jack
Sparrow, pozostawiając na pastwę losu biednego księcia ze złamanym sercem!
Po czym skoczył do przodu, odpychając
tym samym młodego Deverona na bruk. Strażnicy zbiegli się ze wszystkich stron,
celując w pirata, jednak ten nie zważając na nic biegł dalej. Niestety nie
patrzył przed siebie, co skutkowało wpadnięciem prosto w swoje sidła śmierci,
czyli deskę z otworami na głowę i ręce. Górna część, która była wcześniej
otwarta, opadła z trzaskiem, sprawiając, że głowa i ręce Sparrowa znajdowały
się dokładnie tam, gdzie według instrukcji było ich miejsce.
– Ojć – stęknął, po czym podniósł
się i pobiegł w głąb zamku, zakuty w deskę śmierci.
Po chwili znalazł się w ciasnym korytarzu, co miało i dobrą, i złą stronę. A mianowicie tłumy strażników przepychały się i znacznie zwolniły pogoń, ale szeroki kawałek drewna zaklinował się między ścianami. Strzały trafiały nie wiedzieć czemu w deskę, oszczędzając tyłek Jacka. On zaś kopał i szarpał się z kawałkiem drewna, ale ten uporczywie tkwił na swoim miejscu.
Po chwili znalazł się w ciasnym korytarzu, co miało i dobrą, i złą stronę. A mianowicie tłumy strażników przepychały się i znacznie zwolniły pogoń, ale szeroki kawałek drewna zaklinował się między ścianami. Strzały trafiały nie wiedzieć czemu w deskę, oszczędzając tyłek Jacka. On zaś kopał i szarpał się z kawałkiem drewna, ale ten uporczywie tkwił na swoim miejscu.
– Mamy go! – przepchnął się w końcu
przez tłum gruby mundurowy.
– No nie sądzę! – Odkrzyknął Sparrow,
robiąc jedną z tych szalonych rzeczy, których nikt się nie spodziewa – wykonał
salto tak, że jego głowa znajdowała się teraz po przeciwnej stronie: stronie
wojskowych. Jednym butem zahaczył o świeczkę, a wosk skapnął na jego prawą
rękę. Jakimś cudem wyszła z otworu. Po kilku kopnięciach i waleniu pięścią
deska w końcu się złamała, uwalniając drugą dłoń kapitana. Jack, niewiele
myśląc, pognał dalej. Spory kawał przyrządu egzekucji wciąż zwisał mu z szyi,
ale starał się to ignorować.
Po chwili znalazł się w dość
obszernym i okrągłym pomieszczeniu. Na środku stał tron, a wokół porozstawiano
białe i złote kanapy z wieloma poduszkami. Czerwone dywany świetnie komponowały
się z całością, ale Jack nie miał czasu na przyglądanie się wspaniałościom
sali. Zamachnął się swoją „obrożą” i wybił szybę, a ścigający go żołnierze już
stali w progu.
– Pożegnałbym się w wielkim stylu ale
uciekło mi to słówko. Do widzenia! – Pomachał radośnie, po czym wyskoczył z
okna.
~♠~
Angelika rozejrzała się po komnacie
księcia Andrewa, podczas gdy Elizabeth rozmawiała z tą księżniczką w tamtej
piwnicy. Musiała przyznać, że samo pomieszczenie robiło wrażenie. Zbudowano je
tak, aby sprawiało wrażenie przytulnego i przestronnego w jednym. Najwyraźniej
się udało. Książki leżały tu miejscami porozrzucane, półki pokrywał
gdzieniegdzie kurz. Było to najczystsze miejsce, jakie odwiedziła Malon od
miliona lat.
Na myśli przyszedł jej od razu Jack.
To ona zabrał ją z czyściutkich komnat zakonnic. Zakończył tamto życie w
ukryciu. Zawsze patrzyła na niego spode łba w tym kontekście, ale jeśli
spojrzeć na to odwrotnie, to… Cóż, może Sparrow tylko uprzedził nieuniknione?
Tamten świat był dla niej za mały.
Stojąc teraz w tym pałacu czuła, że
cokolwiek teraz robią, było bez sensu. Po co gonili jakieś księżniczki, po co
szukali czegoś, co może okazać się legendą. No i po co im Łamacz? Czy on naprawdę
pozwoli zmienić bieg zdarzeń?
– A co tam się dzieje? – mruknął Gibbs,
rozglądając się dookoła.
Początkowo Angelika nic nie słyszała,
ale w końcu jej uszy zarejestrowały jakieś krzyki na zewnątrz. Czyżby…
egzekucja?
Zostanie tutaj. Jack doskonale
poradzi sobie sam, skoro jest przecież Kapitanem Jackiem Sparrowem. Nie może mu
teraz pomóc, bo sam sobie poradzi w całej swojej świetności. Nie będzie z tego
żadnego pożytku…
– Chyba udało nam się dojść do
porozumienia. – Drzwi się otworzyły i wysunęły się zza nich Elizabeth i
księżniczka. – Najpierw płyniemy do Port Royal.
~~~~~~~~*******~~~~~~~~
Hej!
Słuchajcie, co robi Meg przed jutrzejszym konkursem? Zamiast ćwiczyć
na pianinie korektuje rozdział. No jasne xD
Ach, i ważna informacja - za dwa dni (czyli w piątek), mija dokładnie rok
od założenia mojego pierwszego bloga. Będzie tam notka i takie standardowe procedury obchodzenia urodzin bloga, więc no. Mam nadzieję, że wpadniecie, bo będzie to się odnosić do całej mojej działalności na blogach i w ogóle. A obecność wszystkich Was będzie dla mnie bardzo ważna. Jeszcze w piątek wrócę tu i podam link w notce.
Okey, nie pomyślałam, że taki dziwny wyjdzie ten fragment z ucieczką Jacka. Mi tak średnio się podoba... No nie wiem. Iii... Jestem przekonana, że coś jeszcze chciałam powiedzieć, ale nie pamiętam co. No tak, typowe :P
Do zobaczenia!
PS: Czy tylko ja mam tyle szkolnych rzeczy w tym miesiącu? (I w przyszłym pewnie też XD)