środa, 15 lutego 2017

26. Porozumienie

 
http://zamekkrokowa.pl/wp-content/uploads/2012/02/okolica-krokowej-plaza-baltyk-debki-zachod-slonca.jpg


Anna wpatrywała się pustym wzrokiem w szary obraz zimy za oknem. Po raz pierwszy czuła się na wzgórzu La Calle nie na miejscu. Chciała coś zrobić, ale czuła się bezsilna. Andrew nie rozmawiał z nią prawie w ogóle – napomknął jedynie o schwytaniu tych więźniów. Z pomocą tamtych łakomych strażników dotarła do cel więziennych niezauważona. To kolejna dziwna rzecz: król Damian nadal nie wiedział o jej obecności. Miała przeczucie, że kiedyś i tak to się wyda, ale chciała ukryć prawdę jak najdłużej.
Komnata księcia była jak zwykle przytulna i ciepła, ale Anna już tak tego nie odczuwała.
Powolnym krokiem ruszyła w stronę pracowni Andrewa. W jej głowie pojawiła się myśl, która przyprawiała ją o rumieńce. Wiedziała, co musi zrobić, a czego nigdy nie robiła. Przeprosić. To znaczy, oczywiście, przepraszała kiedyś kogoś tam, ale było tylko rzucone słowo na wiatr. Do odkupienia tego, co wczoraj zrobiła, potrzebne były szczere przeprosiny i przyznanie się do winy. W końcu najpierw… Ech. Szkoda nawet o tym myśleć.
   Westchnęła ciężko, uchylając drzwiczki i weszła do pomieszczenia. Uderzył ją zapach gliny i farb, który był tak charakterystyczny i tak dobrze jej znany. Podeszła do wielkiego pudła stojącego w rogu. Otworzyła je i z trudem wyciągnęła wazon – największe dzieło Andrewa. Patrzyła na pięknie namalowanych członków rodziny królewskiej. Brakowało tylko jej. A może wcale nie brakowało? Czyżby los coś przewidział?
Ale teraz już się nie wycofa. Chwyciła do ręki pędzel i umoczyła w jednej z farb. Już miała dotknąć powierzchni garnka, kiedy ręka jej zadrżała. Łzy spłynęły jej po policzkach. Za wiele przeszła. Jej delikatne serce…
– Droga księżniczko, wybacz, że przerywamy chwilę depresji, ale na prawdę musimy już iść. – Usłyszała głos. Znała go.
– Nie, proszę! Nie zabierajcie mnie stąd! Nie teraz! – Wykrzyknęła, nawet nie odwracając wzroku. Miała już dosyć. Naważyła sobie piwa, to musi je teraz wpić. Niestety, to mogło ją kosztować dużo… o wiele za dużo.
– Posłuchaj mnie, kapitanie Elizabeth! Jeśli mnie zabierzesz, zabijecie trzy osoby. Mnie, z poczucia winy. Kogoś innego ze złamanego serca! A mojego ojca z tęsknoty! Myślisz, że to ty masz ciężko?! Ja straciłam matkę kilka lat temu! – Teraz już rozpłakała się na dobre. – Jestem wam potrzebna do jakiegoś głupiego skarbu, który nie zwróci rodziny…
Usłyszała jakieś szepty za sobą i zorientowała się, że Turner nie była sama.

– Posłuchaj, ja nie wiedziałam o tym wszystkim. – zaczęła Elizabeth, siadając koło Anny. Brookley niechętnie została na miejscu. – Ale cię rozumiem. Może ciężko w to uwierzyć, ale kiedyś sama byłam taka jak ty. Też porwali mnie piraci. A co najlepsze, też Barbossa. Też nie mam matki. Też… Też zachowywałam się trochę podobnie. Chociaż może byłam mniej… Wyniosła. Potem zostałam piratem, wyszłam za mąż za kowala. Teraz Will jest piratem. To znaczy… On by nie żył, gdyby nie pewna klątwa. Mogę się z nim zobaczyć raz na dziesięć lat, bo tylko raz na dziesięć lat może schodzić na ląd. Mój synek widział ojca tylko raz. – Mówiła z pewnym oporem, jakby to były dla niej ciężkie przeżycia.
Annę zadziwiło jednak to współczucie w głosie i dziwne poczucie zrozumienia ze strony blondynki. Przecież ona była piratem.
– Masz chyba statek, prawda? Tamten z księżycem i gwiazdami na maszcie. Możecie się spotkać na morzu. – mruknęła.
– Uwierz mi, też tak myślałam. Gdybym mogła to zamieszkałabym z Willem na „Latającym Holendrze”. Sęk w tym, że ten statek ma swoje zadanie. Przewożenie zmarłych na… drugą stronę. Byłam tam raz. Ledwo uszłam z życiem, a co gorsza – spotkałam duszę swojego ojca. Nieświadoma, że umarł. – Urwała, łapiąc oddech. – Ledwo uszłam z życiem. Aby wrócić z tej krainy… Ledwo nam się udało.
Anna odpuściła sobie pytanie kim byli ci „nam”.
– Aby znaleźć krainę umarłych należy się zgubić. Aby znaleźć „Latającego Holendra”, należy się zgubić. A wychodzi na to, że dwa różne statki nie mogą się zgubić w tym samym miejscu. Dlatego spotkanie Williama jest niemożliwe. A jeśli on złamie przysięgę kapitana Holendra, zamieni się w to, czym był ten poprzedni. Davy Jones.
Samo imię Davy Jones zmroziło jej krew w żyłach. Słyszała opowieści o demonicznych ryboludziach z jego załogi i straszliwe opowieści o tym potworze. Ponoć miał macki jak  ośmiornicy i wykrojone serce, poprzez porzuconą miłość… Chwila. Czy to by znaczyło, że mąż tej piratki też ma wykrojone serce? Wolała nie pytać.
Niemniej jednak Elizabeth pokazała jej coś, czego nigdy nie dostrzegała w piratach. Że mają serce i są normalnymi ludźmi. No i że nie wzięli się znikąd – przecież urodzili się w normalnych rodzinach (chyba), w każdym razie nie od razu byli tym, kim są.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Brookley podniosła wzrok.
– Że dam ci czas na odkręcenie tego, co tu się stało, o cokolwiek ci chodzi. Możesz zobaczyć się z ojcem. Ale jeśli chcesz cofnąć czas i naprawić błędy z przeszłości… Pójdź z nami, by odnaleźć Łamacz Czasu. Twoja krew jest potrzebna, aby go użyć. Odnajdziemy go i odmienimy przeszłość. Przywrócimy Willa do normalnego życia. Wskrzesimy twoją matkę. Co tylko chcesz. – Jej oczy błyszczały niebezpiecznie, ale wyglądały na przepełnione bardziej nadzieją niż szaleństwem.
Nie wiedziała, co zrobić. Myślenie doprowadzało ją do szału, a propozycja odkręcenia błędów przeszłości zdawała się być kusząca. Poza tym… Teraz nie musiała się użerać z Barbossą. To była jednak kobieta.
– Może.

~~

To jest pierwsza wskazówka Lettego – wyrecytowała Julia, czytając wspak napis na kamieniu. Następnie obróciła go i znalazła coś napisanego bardzo drobnymi literami. – Na zachód udaj się do ciepła krainy, znajdź starożytne ruiny. Na najwyższe wzgórze… – urwała, ponieważ natknęła się na słowo, którego wcale nie miała ochoty wymawiać.
– Co? Czytaj dalej! – powiedziała Rina.
– Jasne, nie mogłam odczytać tego słowa. – skłamała, po czym z oporem wypowiedziała pozostałe słowa: - wybraniec niech wejdzie, na niebie cień drugiej wskazówki osiędzie.
Osiędzie? Kto dziś używa takich słów? Chociaż w sumie to wskazówka. No i cofnęła się o trzysta lat w czasie. Szkoda tylko, że to, co przeczytała nie miało sensu.
– To brzmi jak kompletny bełkot – odezwał się Andreas – Jaki wybraniec?
– Właśnie. Słyszałam… Legendy mówią, że wskazówki mają być nietypowe i nieszablonowe. A tutaj zwykła przepowiednia z kamienia, znalezionego w więzieniu w La Calle.
– A spodziewałaś się, że tam znajdziesz pierwszą wskazówkę? – Błysk w oku Riny był jeszcze bardziej niebezpieczny niż przed chwilą. Coś mówiło Julii, że gdyby tylko chciała, wyprułaby im wszystkim flaki.
– No… Tak, ale czy to nie trochę naciągane? – spytała.
– O to chodzi. Kompletnie pomieszane, naciągane, nieszablonowe, a jednak tak bliskie i proste. Dlatego tak wielu ludzi daje się na to nabrać i giną. Dlatego nikt jeszcze nie odnalazł Łamacza.
Tego łamacza? On nie istnieje. – Przerwał jej chłopak.
– Skoro nie istnieje, to ty też nie istniejesz. O, a teraz chodźmy. Nie mamy czasu do stracenia. – odparła brunetka, po czym ruszyła szybkim krokiem przed siebie.
Revellon postanowiła na razie się nie spierać, ale wydawało jej się, że idą w kompletnie złym kierunku. Najprościej jednak było zaufać Rinie, bo już dwa razy ich przechytrzyła. Julię zastanowiły tylko słowa „Skoro nie istnieje, to ty też nie istniejesz”. Czy tyczyło się to tylko Andreasa, czy może wszystkich? A co, jeśli ta chinko-japonka wie o pochodzeniu siedemnastolatki?
Dreptała po zamarzniętym chodniku z wzrokiem wbitym w ziemię. Szmaty, które dostała na „Perle” nijak nie ogrzewały jej w jakimkolwiek stopniu. Powstrzymała się jednak od zajrzenia do pierścionka. Miała dziwne przeczucie, że Rina domyśliłaby się prawdy równie szybko, jak wydostali się z więzienia.
– Hm, nieźle sobie poradziłaś tam w załodze Sparrowa. Z gościem ponoć trudno się dogadać. – odezwał się w końcu Andreas.
– Aa… Powiedziałabym raczej, że trudno z nim w ogóle wytrzymać. – odparła Julia, błagając w duchu, aby chłopak zakończył już tę rozmowę. Trudno jej było kłamać piratom, a co dopiero normalnym ludziom… Chociaż ciężko nazwać tych dwoje „normalnymi”.
– Jesteś piratem? – spytał.
Tego się obawiała. Pytań. Po pierwsze, zawsze przywodziło jej to na myśl kuzyna Nerona, który wpadł na wizytę na szesnaste urodziny Revellon. Chyba z trzy dni przed nim uciekała.
– Nie do końca. – mruknęła w końcu.
Na szczęście odezwała się Rina, która wskazała na horyzont.
– Port Ygve. Stamtąd najłatwiej będzie nam się dostać na stały ląd.
– Jak to „stały ląd”? Czyli gdzie my niby jesteśmy? – Julia zamrugała oczami, a oni spojrzeli na nią jak na wariatkę.
– Przecież La Calle jest wyspą. Jesteśmy na wschodzie Włoch, panno Revellon. – Rina zlustrowała ją od stóp do głów, jakby po wyglądzie sprawdzała poziom inteligencji tudzież ocenę na semestr z geografii.
Problem jednak polegał na tym, że dziewczyna nigdy w życiu nie słyszała o wyspie La Calle. W głowie miała słynne pouczenie pani Bruce, nauczycielki geografii: „Ucz się, dziecko, ucz! Kiedyś zgubisz się w środku Europy i co?”. Prawda była jednak taka, że siedemnastolatka szczerze wątpiła w te słowa. Dziś zastanowiła się, czy Amanda Bruce przewidywała przyszłość.
– Plan jest taki – ciągnęła Rina – Wchodzimy na statek towarowy „Corro”. Wysiadamy, gdy tylko dobije do brzegu. Nie powinno to potrwać długo.
– Zgoda. Ale mam kilka pytań. – zaczął Andreas.
W tej chwili usłyszeli przenikliwy świst – do portu przypłynął masywny parowiec o pomarańczowo-żółtych burtach. To strasznie zdziwiło Julię – halo, wszystkie statki, które w tym wieku widziała, były zrobione z drewna. Nie wiedziała, kto je konstruował, ale nie miał poczucia humoru, bo wyglądały majestatycznie i przerażająco. „Corro” miał prostą konstrukcję i nieco bogatszą kolorystykę. Nie sposób było przejść koło niego obojętnie. Revellon stwierdziła (ku swojemu zaskoczeniu), że taki towarowiec ma marne szanse na przetrwanie w razie inwazji piratów. Dziwne barwy przykują uwagę każdego.
– Oto nasz transport. Wsiadamy, dopóki załoga nie wyjdzie.
Bez słowa przemknęli aż na tył okrętu. Julii już nie podobał się ten pomysł, ponieważ jej umiejętności gimnastyczne ograniczały się do stania na rękach przy ścianie. Rina kazała im wspiąć się po grubych linach na pokład.
– Nie potrafię tego zrobić! – upierała się – Wpadnę do wody i nici z całej tej Wskazówki.
– W takim razie patrz i ucz się.
Andreas wspinał się niesamowicie szybko i zwinnie, tak, że po kilku sekundach stał na pokładzie.
Siedemnastolatka w końcu postanowiła zignorować swoje obawy i wskoczyła na gruby sznur. Powstrzymała się od pisku i spadnięcia w dół. Jeden punkt zaliczony.
– Okej, i co teraz? To znaczy… Co mam robić? – Skarciła się w duchu. Skąd oni mogą znać zwrot „OK’? Rina od razu wyczuje, że coś jest nie tak.
– Spróbuj się wspiąć. – Japonka uczepiła się liny obok i zwinnie mknęła ku celowi.
Revellon nie mogła jednak powiedzieć, że została ostatnią ciapą, bo jakimś cudem na pokład wpadła chwilkę po czarnowłosej.
– Udało się. – szepnęła z bijącym jak młot sercem, ale zaraz pożałowała.
Szybko przykucnęli za workami z węglem i jeszcze czymś, ledwo kryjąc się przed trzema osiłkami, którzy właśnie tu przyszli. Ich muskuły przypominały szmaty wypchane bułkami. Twarze mieli podobne do bobasów z reklam pieluszek – gładkie i pulchne. Jedyne, co tam nie pasowało to skrzywione miny. Ubrani byli w klasyczny strój – pobrudzone, ciemnobrązowe spodnie, biała koszula i jakieś skórzane, wysokie buty. Ci jednak zadbali o zdrowie i włożyli skórzane kurtki. Krzyczeli coś w nieznanym Julii języku. Dopiero potem się zorientowała, że musiał to być włoski. Przecież La Calle rzekomo należy do tego państwa. Dziwne, że wcześniej niczego takiego nie zauważyła – no dobrze, była tylko w pijanej knajpie i więzieniu, ale tamta księżniczka gadała po angielsku, Rina i Andreas też…
– Jak pójdą – odezwał się chłopak, próbując zapanować nad szczękającymi z zimna zębami – to znajdziemy cieplejszą kryjówkę.

~~~~~~****~~~~~~~
 Elo!
Dziś wpadam na szybko, bo lecę oglądać Idola xD
Miałam coś jeszcze powiedzieć, ale zapomniałam.

Witam gorąco moje dwie nowe czytelniczki! <3

6 komentarzy:

  1. ANNA ZOSTANIE PIRATEM JAK ELIZABETH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Po za tym ma szybki zapłon "poł kompanii zgineło w czasie bitew z piratami Davym Jonsem, ale go zabili. Jego klątwą było wycięte serce. Ale oczywiście nikt nie wie, ze teraz już nie ma Davyego Jonsa, a piraci wygrali wtedy magiczną sztuczką czy coś. Na pewno.
    TO COŚ, CO PRZENIOSŁO JULIĘ DO TEGO ŚWIATA UMOŻLIWIA JEJ ROZUMIENIE TGO CO MA ZROZUMIEĆ PO ICHNIEMU I MÓWIENIE PO ICHNIEMU, AL E JAK NIE MUSI TO NIE ROZUMIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zgadłam? XDD
    Nie, ale księżniczka ze złamanym serduszkiem, mimo, zę była wredną jędzom. Anna ma serio ciekawy charakter. I będzie piratem.
    Czekam nn.
    NMZTB!

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu mówię, że nie mam weny na koma więc będzie on bardzo skromny ...
    W wirze nauki czytam Twój rozdział i nie mogę uwierzyć w tą przemianę Anny. To ona przeprasza, wie, że takie coś w ogóle istnieje i odczuwa skruchę??
    Elizabeth jak zwykle super babka. ♡♡
    A Julia kolejna świetnie wykreowana postać. Udała ci się. :D
    Czekam na next i przy okazji zapraszam do mnie. :*

    N.W.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo emocjonujący rozdział. Opowieść Elizabeth na pewno dała Annie temat do przemyśleń. Nie tylko dla niej życie nie było łaskawie. Dobrze, że zgodziła się na propozycję pani kapitan. Przynajmniej nie będzie więźniem na pokładzie i zrobi wszystko bez przymusu.

    Julia coraz lepiej radzi sobie z byciem piratem. Choć na jej miejscu nie ufałabym tak bardzo Rinie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, witam i o zdrowie pytam.
    Rozdział podoba mi się, ale weny na komentarze nie mam.
    Jedna rzecz mnie zadręcza. Jakim językiem oni mówią? Tak jakby to miało się odbywać w rzeczywistości... I skąd u licha wziął się angielski we Włoszech.
    No dobra... znalazłam błąd w dialogach.
    "– Udało się. – szepnęła z bijącym jak młot sercem, ale zaraz pożałowała."
    Powinno być:
    "– Udało się – szepnęła z bijącym jak młot sercem, ale zaraz pożałowała."
    Jeśli opisuje się wymawianie tekstu, to NIE stawiamy kropki po wypowiedzi. Hej, przynajmniej połowa dobrze! :DD
    Ogólnie supi dupi, a opisy na końcu mnie rozwaliły. xdd
    Niech będzie one-shot z tymi baby osiłkami z mięśniami jak bułki!!

    To może ja już skończę. Pozdrawiam. Dawny Wuj. (Błąd specjalnie)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie zauważyłam Twojego komentarze :D.
      Opowiadanie jest bardzo ładnie napisany i przyjemnie mi się go czytało. Anna to nieco zarozumiała księżniczka. Co do Elisabeth w końcu odkryłam historie Eli ;). Bardzo ciekawa.
      Co do naszej kochanej Julii to niezła z niej gimnastyczks XD. I te opisy mięśniaków :D. Takie zabawne. Uwielbiam ją.
      Zapraszam do mnie ;)
      kalosprzygody.blogspot.com

      Usuń
  5. Na początku bardzo Cię przepraszam za długą nieobecność. Powróciłam z nową energią i życiem. I jak zawsze nie zawiodłam się Twoim blogiem. Opowiadanie bardzo miło się czytało. Przysięgę jaka została zawarta między wkurzajacą Anną a Elisabeth jest interesująca. Podobnie jak opis przydupasów :).
    Bardzo się za Tobą stęskniłam ;).

    OdpowiedzUsuń