środa, 9 listopada 2016

12. Bezskutecznie

https://745515a37222097b0902-74ef300a2b2b2d9e236c9459912aaf20.ssl.cf2.rackcdn.com/9ed4d09bcea7ae8fb56295d4997a0c87.jpeg


William przewiózł kolejnych sto dwadzieścia tysięcy dusz na drugi brzeg. 
Mijały dni, noce, godziny, minuty i sekundy. Znów położył się do łóżka samotny. Czuł wielką pustkę. Jeszcze dziewięć lat. Za cholerne dziewięć lat zobaczy się ze swoją ukochaną. Czemu tak długo? Miał już dosyć tego połowicznego życia. Czasem myślał, że lepiej byłoby mu umrzeć, niż żyć z nieustającą tęsknotą w sercu.
Wtulił się w pościel. Czuł zapach Elizabeth. Miał wrażenie, że leży co wieczór obok niego. Że gładzi go po głowie i tuli do snu. Każdego ranka czuł jej łagodny oddech, który budzi go niczym delikatny wiatr. Wiedział, że ona też o nim myśli. Już po chwili sen spowijał jego ciało.

~~

Gubernator Henry Brookley rozsiadł się wygodnie w fotelu. Przyjrzał się swojemu pałacowi z zachwytem. Pozłacane rzeźby, cudowne wzory, drogie firany, szlachetne arrasy. Lśniąca porcelana, kolekcja marmurowych wazonów. Wygodne łoża, kosztowne fotele. Pałac w północnej strefie Port Royal był idealny. Bogactwa, którymi mógł popisać się Henry były niemal tej samej wartości, co majątek samego księcia Jerzego.
– Drogi gubernatorze, przybył lord Chris Leon Robertson. – zakomunikował odźwierny.
– Wpuść go – Ożywił się nieco starszy mężczyzna. W końcu chodziło tu o jego zaginioną córkę.
Do środka wmaszerował schludnie ubrany mężczyzna. Jego wyraz twarz nie zdradzała nic prócz dumy.  Ukłonił się nisko, zdejmując kapelusz. Następnie kazał strażnikom odejść, a sam usiadł naprzeciw Henry’ego Richarda Brookley i zaczął rozmowę.
– Mój panie, niestety poszukiwania nie przynoszą upragnionych skutków. Moja flota przemierzyła już pół świata. Nadzieje z każdą chwilą słabną. – Ściągnął brwi.
– Jak to? Niemożliwe. Anna musi gdzieś być! Macie szukać do skutku. Jeśli jej nie znajdziesz skrócę cię o głowę. – Obruszył się, po chwili spostrzegając, że podszedł do sprawy nieco zbyt ostro.
– Ani myślę, by przestać, panie. Panienka jest przecież moją miłością życia. Znajdę ją w końcu. Serce mi podpowiada, że wciąż żyje. – Napięcie w jego głosie potwierdzało, że się przejął. Tak bardzo się kochali.
– Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. Głęboko wierzę, że w końcu odbędzie się wasz upragniony ślub. Moja ukochana córka wreszcie będzie zamężna. – stwierdził, odzyskując nadzieję.
– Możesz na mnie liczyć, królu.

~~

Dlaczego teraz? Przez pecha, czy może przez jakieś głupie fatum? Nie wiedziała, ale była pewna, że los robi jej na złość.
Nie dość, że wciąż szli pod górkę, robiło się coraz zimniej. Poza tym, przed nimi ukazał się wielki i ciemny las. Chcąc nie chcąc, musiała przyznać, że się przestraszyła. Prawda, bywała w lesie wielokrotnie, ale nie w tak gęstym i to nocą.
– Ten las wygląda… strasznie – Źrenice dziewczyny powiększyły się dwukrotnie.
– To zamknij oczy. – odparł Sparrow, po czym ruszył w głąb puszczy.
– Angelica, ja tu nie wejdę. – Revellon zwróciła się do kobiety.
– No chodź, nie ma się czego bać. – odparła tamta obojętnym tonem.
Nie mając już wyjścia, siedemnastolatka ruszyła przed siebie. Powinna pomyśleć o tym, że miała przy sobie broń i magiczny pierścień, gdyby musiała spać w warunkach survivalowych.
Wspominała już, że lasy w czasach, w których się znalazła były o wiele gęstsze  i ciemniejsze. Owady były co najmniej o połowę większe, gleba wilgotna. Ogólnie czuła się jak w tropikalnej dżungli i możliwe, że rzeczywiście się w niej znajdowała. Nie widziała nic przed sobą. Jedyne, co torowało jej drogę to ciała grubych piratów. Jack wyglądał na całkowicie spokojnego. Jakby szedł sobie spacerkiem po parkowych alejkach w biały dzień. Co jakiś czas oparł się o pień grubego drzewa, aby nie stracić całkowicie równowagi. Ogólnie panowała dość napięta atmosfera, ale z czasem Gibbs ją rozładował. Kamraci zaczęli głośno się śmiać i rozmawiać. W dodatku stary oficer miał w zanadrzu pięć butelek rumu. Julia musiała przyznać, że radosne podśpiewywanie na wpół trzeźwej załogi poprawiło jej humor. Bardzo nie chciała, ale w końcu (pod naciskiem Sparrowa) spróbowała alkoholu, a nawet wypiła prawie pół butelki. Było to dobrym odstresowaniem od ostatnich wydarzeń. Po ilości, którą wypiła, zaczęło kręcić jej się w głowie i stwierdziła, że dosyć. Niemniej jednak było to dość przyjemne uczucie: śmiać się razem z całą resztą załogi. Nie, wcale aż tyle nie wypiła.

Obudzili się rano. Wszyscy leżeli na sobie. A właściwie nie… Zwisali jakieś cztery metry nad ziemią.
Chwila, co?!
Angelica zerwała się jako pierwsza. Na jej twarzy leżała noga Jacka, co nie było zbyt przyjemne. Pod nią kotłował się Barry Tomson i Joshonny Gibbs. Obok leżała Julia, śpiąc w najlepsze.
– Jesteśmy w klatce. – stwierdziła, wyciągając sztylet zza pasa. Zaczęła przecinać sznury. Po chwili byli prawie wolni. Jeszcze jedna gruba lina…
– Aaach! – W tej chwili wszyscy spadli na dół. Na szczęście nikomu się nic poważniejszego nie stało.
– Nie ma to jak poranna pobudka. – Odezwał się Sparrow, bezskutecznie usiłując wydostać się spod ciężaru Gibbsa. – Może… Ktoś… – stękał. W te chwili Joshonny sturlał się na bok i zaczął kaszleć, a kapitan łapczywie złapał powietrze w płuca. Cała załoga zaczynała powoli się podnosić, pocierając głowy i usiłując przypomnieć sobie, co wczoraj się zdarzyło.
Julia zmrużyła oczy, rozglądając się dookoła. Znajdowali się w lesie, który w pierwszej chwili uznała za dżunglę, ale okazało się że to zwyczajna puszcza. Dopiero teraz zauważyła, jak wiele drzew wycięto na przełomie wieków. Gdyby wejść do puszczy w XXI wieku, niewiele różniłaby się tu od zwyczajnego lasu. Pomijając już to, że w „przyszłości” było o wiele smętniej, brudniej i mniej zielono, niż teraz.
Siedemnastolatka zasugerowała, iż dobrze byłoby się umyć. W końcu, jak na jej standardy, byli już przerażająco brudni.
– Zażywałem kąpieli dwa tygodnie temu… – Zastanawiał się Gibbs, marszcząc brwi. – Chyba jeszcze z tydzień pociągniemy.
Revellon przewróciła oczami, po raz kolejny czując się tak, jakby urwała się z choinki (co było w sumie prawdą :P). niemniej jednak nie zamierzała odpuścić, jakąś higienę osobistą trzeba mieć.
– Słuchajcie, może się rozejrzę za jakimś jeziorkiem. Wy spokojnie zjedzcie śniadanie, a ja niedługo wrócę. – Podniosła się z ziemi, a następnie ruszyła przed siebie.

Julia mijała grube pnie drzew, przeskakiwała przez ich korzenie, przedzierała się przez krzaki i unikała wielkich motyli. Pomimo tego, że była miliony kilometrów i – jeśli można tak to ująć – trzysta lat od domu, czuła się tu niesamowicie. Jeszcze nigdy nie oddychała tak świeżym i rześkim powietrzem. Nie widziała tak barwnych kwiatów, nie słyszała tak pięknego śpiewu ptaków. „Gdyby tylko byli przy niej rodzice, przyjaciele… Byłoby niemalże idealnie.
Wreszcie znalazła to, czego szukała. Jej oczom ukazało się niewielkie bajorko, doskonale osłonięte krzewami.
Po chwili weszła do wody, czując się świetnie. Umyła się dokładnie i przebrała, używając rzeczy z torby. Chwała temu, kto wymyślił, żeby dać jej ten pierścionkowy skarb.
Po chwili rozczesała swoje długie do pasa blond włosy, spakowała szampon i ręcznik do torby i nałożyła ją na  palec. Była już prawie że gotowa, aby znów pokazać się całej załodze. Pytanie tylko… Którędy tu przyszła?

~~~~~~~~~~~********~~~~~~~~~~~~
Przepraszam strasznie za denną końcówkę i długość tego rozdziału. W ogóle to chyba jest jeden z najgorszych, jaki mi wyszedł. Żadnych opisów i akcja pędzi do przodu jak szalona... Ale jeden taki to chyba nie tragedia... mam nadzieję.

Dedykuję go Batgirl (mam nadzieję, że przebrniesz przez beznadziejność tego rozdziału).


4 komentarze:

  1. Hmm, pokazałaś mi ten rozdział już wcześniej i wyraziłam swoje zdanie na jego temat, ale chcesz koma, więc ci jeszcze raz powiem, że jest super.
    Czekam nn.
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej ;)
    Przesyłam przytulaska za dedykację. Przebrnęłam przez ten rozdział. :)
    Mi się on podoba. Trochę za krótki, ale przypadł mi do gustu.
    Biedny Will. :/. Tyle lat musi czekać na swoją ukochaną. Widać, że bardzo ją kocha.
    Te wyprawy do dżungli... poczułam klimat Tarzan (nie pytaj). I ten moment, kiedy zostajesz przygnieciony przez śmierdzącego Gibbsa :'). Hahaha
    Czekam na kolejne rozdziały.
    Ps. Zakochałam się w Twoim blogu o SW. Muszę tylko go nadrobić ;)
    I Niech Batman Ci Towarzyszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci baaardzo i nawet nie wiesz jak miło słyszeć coś takiego *.*
      Niech Moc będzie z Tobą!!

      Ps: tak wiem. Bardzo kreatywna odpowiedź.

      Usuń
  3. A właśnie, że ten rozdział nie jest beznadziejny!!! Uwierz, że piszesz super. :)
    Oj Julia nie ładnie, nie ładnie. Wpadasz w złe towarzystwo. Ładnie to tak upijać się. XD Czy Jack działa tak na wszystkich?! :)
    Nie wiem czy już kiedyś pisałam czy nie, ale super wychodzą Ci opisy, co nie jest takie proste. :)

    Czekam na next, a ja zapraszam jutro do siebie na nowy post. :)
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń