środa, 7 grudnia 2016

16. Wspomnienie

http://s3.flog.pl/media/foto/2127784_plonie-ognisko-w-lesie-wiatr-smetna-piosnke-niesie.jpg


Revellon miała dość. Cały dzień chodziła po lesie w poszukiwaniu jej kompanów. Jacka nie trudno było znaleźć, zważywszy na jego krzyki i śmiechy, a także na częste potknięcia, przewracanie się i tym podobne. Ogólnie piraci zachowywali się strasznie głośno, co można było zauważyć od razu. Julia nie była jakąś szczególnie rozgadaną i głośną osobą, więc ton jej towarzyszy nie umknął uwadze siedemnastolatki. Nie można też pominąć faktu, że codzienne wrzaski były nieco… irytujące.
Teraz jednak oddałaby wiele, żeby znów usłyszeć ciąg przekleństw Joshonny’ego, narzekanie Angeliki czy choćby żenujące komplementy Sparrowa. Cisza w nadmiarze była gorsza, niż bezustanny hałas. Zapamięta to na zawsze.
Zamiast dłużej się nad sobą użalać, postanowiła rozpalić ognisko i przygotować sobie miejsce na nocleg. Czy bała się sama spać w lesie? Na pewno, ale nie aż na tyle, żeby trząść się ze strachu i uciekać przed własnym cieniem. Starała się już nie myśleć o tym, że gdzieś tu mogą kryć się duchy drzew czy czego tam innego.
Po niedługim czasie usiadła przy ogniu. Mimo, że temperatura kręciła się koło jakichś czternastu stopni, Julii było zimno. Magiczna torba nie pomyślała, żeby wyposażyć się w namiot czy choćby jakiś daszek. Na szczęście Revellon znalazła w niej śpiwór. Ułożyła się wygodnie i wyciągnęła z pierścionka coś jeszcze – małą, ale dość grubą książeczkę z białą okładką.
Karty historii są odmienne.
Odmienność. Czy jest czymś złym? Nie. Przyszłość jest w ruchu. Powiedziano, że los decyduje o tym, co się stanie.
Nie, to nie los. To ty.
Czytając te słowa miała wrażenie, jakby właśnie coś tworzyła. Nowy rozdział. Nowe karty historii… Przeszłości. To zabawne, ale stwierdziła, że będąc tutaj może stworzyć nowy zabytek.
Wybrana nie jest wybraną od zawsze. Wybraną jest ten, kto sam się wybrał. Możliwe, że wybrał się świadomie lub nie. Ale odkąd Wybrany stał się Wybranym, pozostanie nim. Nie można powiedzieć, że na zawsze, bo coś takiego nie istnieje. Łamacz Czasu złamał tę zasadę. Łamie ją z każdym stworzeniem nowego wybranego. Wybrany lub wybrana jest stworzona przez łamacz, ale nie bezpośrednio. Jej tytuł i właściwości są wytworem łamacza.
Pokręciła głową. To był jakiś bełkot. Właściwości. Przypomniała jej się chemia i jakieś koleje bezsensowne wzory. Właśnie, szkoła.
Odłożyła książkę i pogrążyła się we własnych myślach. Jak nadrobi te wszystkie zaległości? Liceum to nie zabawa. Mimo, że nie była „kujonką”, to nie mogła przecież wszystkiego pozapominać. Co będzie, jak umknie jej w pamięi wzór na pole kwadratu? Albo gorzej – ile to 2+2? Co z jej wymarzonymi studiami dziennikarskimi? Wszystko legnie w gruzach, jeśli nie zda do drugiej klasy Liceum.
Wyobraziła sobie, że koło niej siedzi jej przyjaciółka Amelie. Głaszcze ją po ramieniu, szepcząc w swoim stylu „Wszystko będzie dobrze, spokojnie, Lia”.
Na to wspomnienie łza zakręciła się w oku siedemnastolatki. Spłynęła samotnie po policzku dziewczyny, a za nią potoczyły się kolejne. Strasznie tęskniła.
Mama… Wspomnienie mamy, głaszczącej ją po czole i pocieszającej po śmierci Keiry. Keira była niesamowita przyjaciółką, ale zginęła w wyniku wypadku samochodowego. Revellon zabrzmiały w głowie słowa Matki. „Dlatego tak bardzo trzeba szanować ludzkie życie. Jak już zrobisz prawo, pamiętaj: życie ludzkie to największy dar”. Tata… Żartowniś, opiekuńczy i zadziorny. Wieczny optymista. Tamtego dnia nawet on był smutny. Keira była bliska im wszystkim.
Tylko Bliźniaczki, Jane i Sophia, poprawiły im humor. Otóż tego dnia odwiedziła ich siostra ojca Julii. Jej dwie córeczki w najlepsze rzucały klockami w szklane szafki, biły się i szarpały o gumową piłkę. Michael, dziewięcioletni brat siedemnastolatki, siedział samotnie i cały dzień tłukł jedną grę komputerową.
Teraz na dobre się rozpłakała. Po co o tym myślała? Co jej to dało? Jedynie cierpienie.
Chociaż nie… Patrząc na to z drugiej strony: dało jej motywację. Pokazało, że ma o co walczyć.
Otarła łzy i uspokoiła się, powracając do lektury.

~~

Jack skakał. Po prostu skakał wysoko, nawet nie zwracając uwagi, po czym skakał. Było mu tak dobrze. Czuł się szczęśliwy i spełniony.
– Hej, Gibbs, co tam na horyzoncieee! – Wzniósł się wysoko. Widział chmury. Chmury, zielone wzgórza. Kolorowe słońce, sielanka. Po kwiecistych łąkach biegały pełne energii i życia konie, krowy, kozy i owce. Wokół unosił się cudowny zapach… Czegoś nieznanego. Na pewno świeżych owoców, ale było to jeszcze coś…
Po chwili zorientował się, że coś tu nie gra.
– Chwileczkę. Czy to logiczne, abym skakał aż tak wysoko? W ogóle, powinienem się zastanowić i przeanalizować podłoże, na którym dokonuję dokonywanej w tym momencie przeze mnie czynności.
Jego wzrok padł na… nie. Niemożliwe. Okazało się, że skakał na brzuchu swojego wiernego przyjaciela, Gibbsa. Zamiast sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, ten parsknął śmiechem.
– Jack, przestań! – warknęła Angelika, sprawiając, że mężczyzna podniósł się z ziemi.
– Co. – Spytał, bez okazywania większych emocji. Chyba nawet go nie obchodziło, że przed chwilą wierzgał się i śmiał jak głupi przez sen. W końcu był tylko piratem.
– Musisz wstać. – Kobieta zrobiła dziwną minę, z przejęciem wpatrując się w twarz swojego kompana. Kompas działa. To wschód. – Malon wskazała na Joshonny’ego, który miał się dobrze i wraz z Raghettim zawzięcie o czymś dyskutował.
Na wiadomość o busoli Sparrow poderwał się i z uśmiechem na twarzy ruszył w stronę grubaska. Musiało stać się coś naprawdę ciekawego…
Świat nagle zmienił się w fioletową galaretkę. Drzewa przybrały ciemnawy odcień, słońce zmieniło się w małą lampkę zawieszoną gdzieś wysoko. Każda roślina zdała się zwiędnąć, każda oznaka życia… zniknęła. Głosy słyszał jak przez wodę. Wszystkie jego zmysły zostały uśpione, nawet zmysł, który podpowiadał mu, że nie jest trzeźwy. Błędnik przestał mu prawidłowo funkcjonować i przewrócił się na plecy. Ciśnienie spowodowało, że głowa chciała mu eksplodować. Ku swojemu zdziwieniu Angelika, Gibbs i reszta załogi nadal zajmowała się swoimi sprawami. Tyle, że poruszali się strasznie wolno.
Nagle spośród cieni wyłoniła się postać. Jej czarne, długie włosy opadały na gładkie ramiona. Ciemna skóra lśniła w niebieskim świetle… Skąd niebieskie światło? Postać wyglądała jak wyjęta z czasoprzestrzeni. Wielkie oczy przypominały pełnie księżyca.
– Witaj, Jack. Miło cię znów spotkać. Mam nadzieję, że teraz będzie milej niż ostatnio. – Tia Dalma uśmiechnęła się, ukazując rząd białych i równych zębów. Czy to naprawdę była ona?

~~~~~~~~~***~~~~~~~~~
~Hej :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Pisałam go dość niedawno, czyli zła wiadomość. trochę mało ostatnio mam czasu na takie rzeczy jak właśnie pisanie rozdziału... Mam napisane rozdziały tylko do 18. Mam nadzieję jednak, że się wyrobię i dam radę wstawiać regularnie. W końcu niedługo przerwa świąteczna... :D
Trochę ostatnio się też (muszę przyznać) zaczytałam w Riordanach... Ach, Berło Serapisa i Magnus Chase <3 Polecam gorąco wszystkim ^^

Dziś dedykacja dla... Hm. Sue <3



6 komentarzy:

  1. Wzorowo napisane XD nie no nie był mnie tu długo, i nie poznaje twoje go stylu pisania! Jest tak super! Sorka ale no czas jest na wagę złota xD

    Olga
    nmbzt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :):)
      Ciesze się strasznie, że jeszcze tu wróciłaś ^^
      NMBZT!

      Usuń
  2. Hej :3
    Jejciu. To jest jeden z najfajniejszych rozdziałów jakie czytałam. Fajną rodzinkę ma Julie. Tylko szkoda mi jej kumpeli :/
    Jack ty figlarzu. Po prostu murarz, tynkarz, akrobata. Z takim talentem wysokiego skakania po brzuchu Gibbsa z łatwością będziesz się przemieszczał po Gotham Batmanie XD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jack: będę tak skakać po sadełku Batmana!
      Ja: Cudownie. Cieszę się, że się spodobał :)))
      Pozdrowionka i zaraz lecę czytać Twój!

      Usuń
    2. Ja: Chyba po jego sześciopaku, jeśli nie zginiesz wcześniej z jego rąk.
      Evan: Zabójcze zapasy na zimię Batgirl też mogą się nadać.
      Batgirl: Patelnia pójdzie w ruch nędzny laptopku.
      Evan: Przepraszam piękna damo.
      Ja: Matko! Z kim ja muszę współpracować.

      Usuń
  3. Nieeee!!!! Gdzie zniknął mój kom. Dobra zaczynam od nowa.
    Hei, już jestem. Ale się smutno zrobiło, gdy Julia wspominała bliskich. .... :( Ja nie wiem jsk ons to wytrzymuje.
    No i Sparrow, jak ja go lubię. Próbowałam sobie jakoś wyobrazić jak skacze po brzuchu Gibbsa i .... no to trzeba mieć wyobraźnię. A jeszcze przy tym standardowo wykrzykiwal swoje poematy zrozumiałe tylko dla niego więc ja na miejscu Angeliki peklabym ze śmiechu. XD
    Tak, za dwa tygodnie święta i wolne a jeszcze przede mną masa kartkówek i sprawdzianów jeee, ale się cieszę. ;(

    Czekam na next. NMBZT!

    OdpowiedzUsuń