Anna zastanawiała się, czy jej
sytuacja w ogóle jest możliwa. Takiego pecha mogła posiadać tylko osoba, która
przez całe życie miała szczęście.Płynęli już od kilku godzin, ale dopiero na otwartym morzu Jack uznał, że... Mogła "w sumie zostać w La Calle". Wyskoczył z inicjatywą jak piorun, nikogo o niczym nie uprzedzając, nigdy wcześniej nie wskazując na możliwość wypowiedzenia tych słów...
Oznaczałoby to, że cała ta wyprawa, porwanie, ucieczka, kłopoty, spotkanie z Andrewem i… to, to wszystko, co się wydarzyło… Los chciał się zemścić za te
wszystkie złamane serca, pogardliwe spojrzenia i wymądrzanie się. Za dumę. Los
pokazał jej zupełnie inny świat, w którym została zdominowana.
– Znaczy, że to wszystko, co
przeszłam… Było na nic? Nazwaliście mnie pomyłką?! Teraz twierdzisz, że mogę wrócić do domu i życ normalnie jak wcześniej?!
- Tego było za wiele. Tyle wycierpiała…
To było niesprawiedliwe. A Teraz, gdy już tu dotarła... mówią, że może wrócić.
– Nie masz co narzekać. Odstawimy cię
teraz do domu i odpłyniemy. Wszystko będzie jak dawniej - odezwała się Angelika, wbijając wzrok w
horyzont.
Nie masz na co narzekać, powiedziała. Czy ta głupia piratka
zdawała sobie w ogóle sprawę, co Anna musiała wycierpieć?! Jakie rany pozostawi
to wydarzenie na jej sercu do końca życia?
A potem Brookley spojrzała na twarz
brunetki. W jej oczach było coś dziwnego… Cień wspomnienia który kazał jej
zadać sobie pytanie, czy mimo wszystko warto tak narzekać i czy ona nie miała
gorzej. Mimowolnie na myśli przychodziły jej słowa Elizabeth. „Byłam taka jak
ty”, mówiła. Anna wiedziała, że ta przygoda na pewno zmieni jej życie i wywróci
wszystko do góry nogami.
Niestety nie wiedziała, że aż tak
bardzo.
~♠~
Julia miała niewielki problem z
otworzeniem oczu, ponieważ gdy to robiła, coś do nich wpadało. Okazało się
potem, że tym czymś było siano.
Otrzepała twarz ze słomy i usiadła.
Rozejrzała się dookoła, przypominając sobie, co się stało przed jej snem. Rina
i Andreas najwyraźniej o czymś rozmawiali, ale gdy zobaczyli, że Julia się
rusza, przestali.
– I co, możesz nam teraz powiedzieć,
o co z tym wszystkim chodzi? Czemu nam pomagasz? – spytała Julia krótkowłosej, ni stąd ni zowąd zaczynając nowy temat.
– Cóż, powodów jest dużo. Na pewno
nie chcę, aby Łamacz dostał się w ręce Barbossy. Poza tym, mamy pierwszą
wskazówkę i wygląda na to, że istnieje szansa na zdobycie drugiej. No i
właściwie… to tyle – odparła Rina, wzruszając ramionami. Revellon miała jednak
pewność, że dziewczyna chciała dodać coś jeszcze, ale się powstrzymała.
– Ok… to jest jasne. – Cholera. Znowu
mówiła językiem potocznym.
– Co właściwie znaczy zwrot OK? –
spytał Andreas, unosząc prawą brew.
– Yy… Tam, skąd pochodzę mówimy w ten
sposób. Ok jest synonimem do dobrze,
rozumiem, spoko i tak dalej.
– Chyba rozumiem – mruknął chłopak,
a Julia już widziała, jak zastanawia się, czym jest „spoko”.
– Pochodzisz z Ameryki? – Rina
spojrzała na siedemnastolatkę błyszczącymi oczami.
– Tak. – westchnęła, wyczuwając
ewidentną złośliwość w głosie czarnowłosej. – A ty skąd? – Odpłaciła się.
– To nieistotne.
– W takim razie czemu ja musiałam
odpowiedzieć? – Zmarszczyła brwi.
– Nie musiałaś.
– Zabiłabyś mnie tym swoim morderczym
wzrokiem – burknęła Julia.
– Ej, dajcie spokój! – przerwał im
Andreas. – Co to ma być: cyrk czy wyprawa? Jeśli mamy cokolwiek osiągnąć,
musimy mieć choć trochę zaufania.
Miał rację. Blondynka zacisnęła usta,
spoglądając na dno skrzyni, w której siedzieli. Mowa o integracji trochę ją
przerażała, bo w duszy wciąż chciała wrócić do piratów. Oni przynajmniej mieli
statek i nie cisnęli się w pudłach. No i nie mogła ukryć, że martwiła się o
Sparrowa. Był taki niesamowity, nieprzewidywalny i intrygujący. Polubiła go. Raz
nawet, w przypływie euforii, chciała zeswatać go z Angeliką. A teraz... musiała kłamać, okłamywać porządnych ludzi.
– Ee, Julka, wszystko w porządku? – Czarnowłosy pomachał jej ręką przed twarzą, a ona zauważyła dwie rzeczy: że
gapi się na Andreasa i ma uśmiech na twarzy od wspominania wybryków Jacka, oraz
że nikt nigdy nie nazwał ją per Julka, odkąd cofnęła się w czasie.
– Yy, tak. Przepraszam, coś mi się
przypomniało. Czemu mówisz do mnie Julka?
– Z tego co wiem, to jest zdrobnienie
od Julia. – Andreas uniósł lewą brew. – Nikt się tak do ciebie nie zwraca?
Revellon zastanowiła się nad
odpowiedzią. Oczywiście, że rodzina i przyjaciele mówili na nią zdrobniale, ale
w ustach tego chłopaka zabrzmiało to tak dziwnie. Może przez to, że nie
słyszała tej nazwy od… O nie.
Zbladła, gdy uświadomiła sobie jedną
rzecz – ile czasu już tu jest? Miesiąc? Trzy tygodnie? Nie potrafiła określić.
Myślała o rodzinie, ale czy… Czy oni się nie martwią?
O tym mogła dowiedzieć się tylko z
białej książeczki od Merilli. Nie odważyła jednak się sięgać do pierścionka,
aby nie wzbudzić podejrzeń. Na razie nie dopuszczała myśli, że kiedyś jej
pochodzenie wyjdzie na jaw.
– Jesteś tu jeszcze? – spytała
Rina, której wyraz twarzy nieco złagodniał.
– Ta – mruknęła Julia, kładąc się na
powrót na sianie i zamykając oczy.
– Nie martw się, każdemu z nas jest
ciężko. – Andreas położył dłoń na ramieniu Revellon, przemawiając łagodnym
tonem.
Już miała odpowiedzieć coś w stylu
„nie rozumiesz, mam gorzej niż wy”, ale się powstrzymała. Na krańcu świadomości
zarejestrowała wspomnienie – jej przyjaciel z gimnazjum, który niestety
przeprowadził się do Utah, pokłócił się kiedyś z nią o to, że zbyt dużo
narzeka. Narzekanie nic nie da.
Widziała, że faktycznie ma całkowitą rację.
– Aaaach, musimy myśleć pozytywnie,
co? – Uśmiechnęła się. – Może się uda. Kiedy ten grat przybije do głównych
Włoch?
– Powinniśmy wkrótce być. – odparła
Rina.
– Dużo mi to dało – szepnęła pod
nosem Julia, na co czarnowłosy parsknął śmiechem.
– Co?
– W porządku – powiedział Andreas, a
po chwili dodał: – Skoro Rina nie chce powiedzieć, to ja jestem z Kanady.
Andreas Feroux (czyt. Feru).
– Ty… mówisz po francusku? – spytała
siedemnastolatka.
– Tak, to bardzo popularny język w
Kanadzie. Chociaż wiesz, Angielski jest zdecydowanie łatwiejszy, więc
przeważnie to nim się posługuję – przytaknął.
– To sup… fantastycznie!
Zapadło dziwne milczenie. Rina nadal
się nie odzywała, choć wiedziała, że oczekują jakiejś reakcji ze strony
dziewczyny. Julia usiadła po turecku i zaczęła bawić się źdźbłami siana.
Najgorsze było to, że z całej siły pragnęła dowiedzieć się czegoś z białej
książeczki. Ale jeśli ściągnęłaby torbę, zdradziłaby wszystko. Rozumiała –
urządzenia czy rzeczy z przeszłości. Ale z przyszłości? Wątpliwy przypadek.
– Pochodzę z Japonii. – W jej myśli
wdarła się Rina. – Moje pełne imię to Mandarina Hong.
Głos dziewczyny brzmiał sucho i
cierpko, ale to cud, że w ogóle to powiedziała. Siedemnastolatka czuła się
wśród tych dwojga jak dziwoląg – Kanadyjczyk, Japonka i jedna, sama Amerykanka.
Cóż, ważne, że chociaż się dogadywali po angielsku.
– Muszę się rozejrzeć – mruknęła po
chwili czarnowłosa. – Zbyt długo płyniemy.
Zanim zdążyli zaprotestować, ona
uchyliła wieko pudła i wyskoczyła. Andreas zerwał się i wyjrzał przez szparę.
– Co tam jest? – spytała Julia, z
niepokojem podnosząc się z ziemi.
– Zostań tutaj, muszę coś sprawdzić
– odparł Feroux.
Revellon nie spodobało się to.
Zaczynała mieć coraz częściej wrażenie, że ci dwaj znają się nie od dziś, że
coś knują. Ale z drugiej strony… Miałaby chwilkę na skorzystanie z torby. A to
było bardzo potrzebne.
– To idź – warknęła, może nieco zbyt
ostro, ale chłopak jedynie spojrzał na nią z ukosa. Potem wyskoczył z pudła.
Rzuciła się na pierścionek. Miała tak
wiele rzeczy do zrobienia, a tak niewiele czasu. Natychmiast otworzyła torbę i
wyrzuciła z niej białą książeczkę. Umyła twarz oraz dłonie chusteczkami
nawilżanymi i błyskawicznie przebrała się w czarne legginsy plus zwykłą, białą
bluzkę z krótkim rękawem. Narzuciła na siebie czarną skórzaną kurtkę.
Przeczesała włosy, zaplatając je w długi warkocz. Niewiele myśląc, zmieniła też
buty na zupełnie czarne New Balance’y (nigdy nie nosiła markowych ubrań, więc nie miała
pojęcia, skąd to się wzięło). Nie obchodziło ją w tej chwili, co pomyślą Rina i
Andreas.
Otworzyła jedno z pudełek z kanapkami
i spałaszowała bułkę tak szybko, jak nigdy dotąd. O dziwo wszystko było
idealnie świeże, jakby prosto z Kalifornijskiej piekarni. Jakimś cudem
uprzątnęła cały bałagan na czas, zmieniając torbę z powrotem w mały
pierścionek. Upewniła się, czy przy pasie ma sztylet i pistolet, po czym
zmieniła torbę w pierścionek i nałożyła na palec. Właśnie miała zacząć
zastanawiać się, jakiej wymówki użyć, kiedy do środka wleciał Andreas. Dysząc
ciężko opadł na dno pudła. A ona zorientowała się, żew pośpiechu schowała do torby białą książeczkę.
– Co się stało? Gdzie Rina? –
spytała.
– Z nią wszystko w porządku, ale ja
ledwo uszedłem z życiem, jak zobaczyła, że idę za nią – odetchnął.
– Czyli mam się nie martwić? –
mruknęła.
– Nie. Ale, co ty masz na sobie?
Szlag. Już miała nadzieję, że nikt
nie zauważy. Teraz jednak było za późno. Trzeba było się jakoś wyłgać.
– Myślisz, że tylko wy umiecie się stąd
wydostać niepostrzeżenie? – Uśmiechnęła się pod nosem a oczy jej zabłyszczały. Wprawdzie
cieszyła się z dobrego kłamstwa niż z tego, o czym mówiło, ale i tak osiągnęła
cel. Wyraz twarzy Kanadyjczyka zmienił się w pełen podziwu.
– No, nieźle…
Urwał, bo coś spadło z trzaskiem na
jego głowę. A raczej ktoś, czyli
Rina.
– Przepraszam! – Natychmiast odtoczyła
się na bok zarumieniona. – Jesteśmy prawie na miejscu. Przed nami port w Wenecji.
~~~~~~~~*******~~~~~~~~
Jestem!
Poprawiając ten rozdział zauważyłam masę błędów, które jakoś takoś udało mi się usunąć, mam nadzieję. Muszę lecieć, pa!
Dedyk dla Batgirl <3
Tak, tak, super rodział i tak dalej.
OdpowiedzUsuńNo i wszyscy mamy deja vu, bo Anna skończy dokładnie jak Elizabeth i będzie piratem.
I nie możesz nie wstawić, bo przeczytałam i skomentowałąm, a teraz wracam do mojich Shadowhuntersów.
NMBZT
Bardzo dobry rozdział. Trochę mi szkoda Anny. Nikomu nie zależy na tym, co się z nią tak właściwie stanie.
OdpowiedzUsuńJulia trafiła na ciekawe towarzystwo. Prawdziwa mieszanka kulturowa. Może być ciekawie.
Pozdrawiam.
Hejka!
OdpowiedzUsuńWłaśnie zastanawiam się jak na miejscu Andreasa zareagowałabym na wygląd Juli. New Balancy musiały go nieźle zszokować. :D
Tak mi się wydaje, że wyraz 'angielski' pisze się z małej litery, bo to przymiotnik.
Anna mnie wkurza i dobrze jej tak. Bardzo dobrze to ujęłaś. Zemścili się za jej dumę.
A wczoraj w TV byli Piraci i chciałam oglądać, ale nie mogłam się rozdwoić, bo przecież w tym samym czasie leciało ,,Imperium kontratakuje" - moja ♥ część.
Zostawiam cię z tym skromnym komentarzem i miałam jeszcze coś napisać, ale zapomniałam. Znając życie jak opublikuję kom to sobie przypomnę. Ach ...
Trzymaj się :* NMBZT i do następnego.
Miłej niedzieli.
N.W.
Ojejciu :3 dziękuję za dedyk. Ta cała Anna dostanie porządną lekcję życia. Piraci nauczą ją samodzielności, życia bez wygody, zabawy z niebezpieczeństwem oraz zasad mycia się raz na dwa tygodnie XD. Ewentualnie przywiążą do masztu jako syrenę. Fajnych znajomych ma Julia. I ten Andreas... Mrau. Poza tym ta Rina to chodzący samuraj i zabójcza dziewczyna (dosłownie). Czekam na nexta i zapraszam do mnie ;).
OdpowiedzUsuń