Anna jeszcze nigdy w życiu nie
poczuła takiej ulgi na widok Jacka Sparrowa. W ręce trzymał kawałek szkła,
który kiedyś zapewne był wylotem szklanej butelki po winie. Albo czymś gorszym.
Na jego szeroko uśmiechniętej twarzy dało się dostrzec czerwone kropelki
jakiegoś trunku.
– No, miło było, ale ratując ciebie
mogłem niechcący wzbudzić czujność jakichś całych batalionów wojsk z tego
pałacu czy coś Także wiesz, musimy się stąd usunąć. – Zasugerował, ale Brookley
nie przeszło nawet przez myśl, aby zostawić tu ojca. Nie w takim stanie.
– Nie zostawię mojego taty –
powiedziała, po czym pobiegła w stronę komnaty Henry’ego.
Jack mimo wszystko pobiegł za nią, co
chwilę próbując namówić dziewczynę do ucieczki. Ach, kiedyś by tak zrobiła –
ba, nawet kilka… naście dni temu. Zrzuciła z siebie dwadzieścia kilogramów
samolubstwa, które dotąd przygniatało jej serce do podłoża, czyniąc je zimnym
jak lód. Nie była świadoma swojej ślepoty.
Ale Chris ją zdradził. Ona porzuciła
Andrewa ze złamanym sercem. Sprzymierzyła się z piratami. Po… no tak, dobra.
Polubiła Elizabeth. Współczuła jej. Żałowała swoich czynów. A jej ojciec
powiedział, że… że to jego koniec.
Nim zdążyła zwątpić i poddać się
strachowi, otworzyła z hukiem drzwi do pokoju, w którym leżał Henry. Żył, ale
jego oddech był równie świszczący co wcześniej. Brookley zupełnie zapomniała o
Jacku, podbiegając do swojego rodziciela.
– Tatusiu, proszę, trzymaj się. –
Złapała go za rękę, która trzęsła się przeraźliwie.
– Anusiu, posłuchaj mnie teraz – wysapał.
– Nie, tato! To ty posłuchaj mnie! Nie umrzesz
mi teraz… nie… – I zaniosła się płaczem. Trochę to potrwało, ale w końcu
wydusiła ciche: – Przepraszam, za wszystko. Byłam okropnym człowiekiem.
– Nie, moja kochana. Byłaś cudowna…
ale… – Zakaszlał, a stróżka krwi spłynęła po jego suchej i bladej skórze
twarzy. – Pamiętaj. Podążaj za tym, czego pragniesz. Teraz liczy się tylko
twoje szczęście.
– Nie rozumiem… Zawsze miałam być
idealną księżniczką. Tym, kim chciałeś, był była – dumną damą.
– Widzisz, bo to jest tak – jeśli
jesteś śpiewakiem, na próbach wykonujesz utwory świetnie. A jeśli masz wystąpić
przed publicznością… Wszystko się miesza. Coś rozumiesz. Coś innego niż tam, w
małej sali na próby. Aaa…
– Tato, TATO! – Anna wpadła w szał –
nie była w stanie powiedzieć, co wtedy się stało. Krzyczała, ale ojciec nie
oddychał. Umarł. Odszedł. I nigdy nie
wróci. Po raz kolejny z chęcią wyprułaby flaki temu idiocie Chrisowi.
Pamiętała, że Sparrow chwycił ją za ręce i wyszedł na korytarz, niewiele
mówiąc. Jak już trochę się uspokoiła i dzikie krzyki przerodziły się w cichy
szloch, zdała sobie sprawę, że pirat jest niesamowicie poważny. To znaczy…
nie skupiała się na nim, ale zauważyła, że nie odzywa się i jedynie przebiera
oczami po całym holu. Potem uświadomiła sobie coś jeszcze dziwniejszego: nikt
ich nie gonił. Nie szukał.
– Co się stało? – szepnęła, a jej
głos brzmiał, jakby miała w gardle gwoździe i śruby. Gardło bolało ją
niemiłosiernie, ale jakoś wcześniej się nie zorientowała.
– Chodźmy stąd, dobrze? Pałacowi
zajmą się twoim ojcem.
Bez słowa ruszyli cicho korytarzem,
stawiając niedbale kroki. Wzrok wbili w ziemię, ale Jack i tak co chwilę
oglądał się dookoła. W pewnym momencie coś się stało i Sparrow podskoczył do góry.
– Jedną chwileczkę, księżniczko.
Jeśli zdobędziemy łamacz, możemy odwrócić bieg czasu! Co oznacza, że twojego
ojca da się wskrzesić! – powiedział, a oczy Anny zabłyszczały.
– Nigdy nie wierzyłam w tę
przepowiednię o Skarbie Lettego. Ale zrobimy tak, jak ona nakazuje i
przywrócimy mojego ojca do życia – odparła, biegiem rzucając się przed siebie.
Sparrow popatrzył na nią jak na wariackiego chomika, ale pognał w ślad
dziewczyny. MIała teraz nadzieję. Może naiwną, ale ją miała.
Dotarli do pozostałych, jakimś cudem,
niezauważeni. Niezbyt wiele rozmawiali. Anna po prostu czułą czystą złość – na
Chrisa Leona Rodrigueza może też, ale bardziej na samą siebie. Wplątano ją w
coś, w co brnęła. Niedobrze.
A jednak… Jakaś szalona cząstka jej
umysłu naprawdę mocno trzymała się myśli. Niebezpiecznej myśli. Wciągała ją od
kilku dni, ale dzisiaj przeskoczyła z poziomu 10 do 10 000 (I to uczucie, kiedy w głowie
siedzą mi jednostki pola… Matma, fizyka, pozdrawiam :D).
– I
co teraz robimy? – spytała w końcu dwudziestolatka, a trzy zaskoczone
spojrzenia znalazły się dokładnie na niej.
–
No, naturalnie, szukamy załogi, łupimy jakiś okręt, płyniemy odbić Perłę,
znajdujemy Julię Revellon i przyłączamy się do poszukiwania Wskazówek Lettego
– wyrecytował Jack w taki sposób, jakby mówił „Wstajemy z łoża, ubieramy się,
jemy śniadanie, idziemy na spacer w ogrodzie i przyłączamy się do zrywania
polnego kwiecia”.
–
Ale Kapitanie, „czarna Perła” jest przecież w tamtym porcie…
–
Drogi Joshonny, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Barbossa, widząc taką
okazję, przepuści ją. On zawsze chciał dorwać się do mojego statku. Nie, do mojego marzenia. Wolności! To wbrew prawom,
bo ja jestem tu kapitanem. Kapitan zawsze ma rację. – przerwał Sparrow.
–
Ekhem, to tak jakby troszkę…. No, w sensie ta służba na Latającym Holendrze,
całe zamieszanie z Davy Jones’em, dwa lata na Perle no i…
–
Ach, zapewniam cię, panie Gibbs, że te szczegóły nie mają żadnego znaczenia.
Zabawne.
Anna nie komentowała, ale ten cały „kapitan” zachowywał się dziwnie. To nie
miało sensu. Jakby go w ogóle nie obchodziły jej losy, to, że straciła ojca.
–
Przestańcie się bawić jak dzieci! Ja właśnie straciłam ojca! Okażcie chociaż
krztę współczucia! – wykrzyknęła w końcu, ale jej głos brzmiał jak stare,
nienaoliwione drzwi.
–
Proponuję oszczędzać gardło, moja droga. A tymczasem czeka nas najprzyjemniejsza
część całego planu – bar!
~♠~
Zadziwiające,
jak łatwo przyszła im ucieczka z żółtego statku - pasażerowie transportowca
nawet nie zwrócili uwagi na zeskakujących z kotwicy na pomost osobników. A może
ich nie zauważyli. W każdym razie poszło nieźle.
Julia
rozejrzała się wkoło. Pogoda nie różniła się zbytnio od tej w La Calle – śnieg
pokrywał uliczki i dachy domów, z których unosiły się kłęby dymu. Ludzi było tu
jednak znacznie więcej – pędzili gdzieś przed siebie, wozy konne i jakieś
mniejsze karoce przemierzały metry brukowanych dróg.
–
Skąd tu takie tłumy ludzi? – spytała w końcu.
–
Wenecja – mruknął Andreas.
Jednak
to miasto w ani jednym procencie nie przypominało Wenecji. Był tu port, owszem,
ale – z tego co pamiętała – budynki wyglądały na zbyt biedne. No i żadnych rzek
i innych wód. Przecież Wenecja to miasto na wodzie.
–
Wenecja przyciąga tu ludzi, bo jest taniej. Wiesz chyba, o co chodzi –
powiedziała Rina, ale Revellon zrobiła głupią minę. Japonka wywróciła oczami.
– Jesteśmy w Joses. Jakieś pół mili (około 3,5 km) od Wenecji.
Jako że noclegi są tam bardzo drogie, ludzie po prostu zatrzymują się tu, a w
dzień wyjeżdżają do Wodnego Miasta – wyjaśniła.
Miało to sens, kto by nie chciał
oszczędzać.
– W takim razie idziemy do Wenecji? –
zdziwiła się.
– Musimy zdobyć cieplejsze ubrania i
coś do jedzenia. A potem ruszamy dalej na zachód – powiedziała Hong.
Julii ścisnęło się gardło. Mogła
przecież coś im pożyczyć – w torbie były koce, a na Rinę pewnie pasowałaby
jakaś kurtka. Ale musiałaby się zdradzić… A tego nie chciała. Nie chciała
myśleć, co będzie, kiedy wszyscy się dowiedzą. Może gdyby od razu wszystko
wyjawiła, byłoby jej teraz łatwiej… Ale czemu miałaby wtedy myśleć racjonalnie?
Przecież to ją oszołomiło.
– To… na co czekamy? – Zgrzytnął zębami
Andreas.
– Julia ma ciepłe ubranie, więc to
nie problem dla niej – mruknęła japonka.
Siedemnastolatka przygryzła wargi. Co
ta dziewczyna do niej miała? A może chciała w ten sposób wyrazić
zainteresowanie… Pochodzeniem? A może ona już wie? Nie, mimo wszystko Revellon
będzie udawać, że nie zauważa wymownych reakcji…
Ruszyli w końcu przed siebie, nie
odzywając się do siebie.
~♠~
Elizabeth wtuliła się mocno w pierś
swojego synka.
– Dobrze, że wróciłeś do domu. Kocham
cię, mój mały. Dzielnie sobie poradziłeś – powiedziała – Wiesz co, myślę, że
chyba jeszcze cię stąd nie zabiorę. Popełniam błąd, chcąc to wszystko
przyspieszyć. Mam za dużo na głowie.
– Mamo…
– Posłuchaj mnie teraz, Jackie. Muszę
dziś odpłynąć, mam bardzo ważną rzecz do załatwienia. Muszę zrobić coś naprawdę ważnego…
I… i mogę nie wrócić. Ale jeśli tylko mi się uda, od razu przypłynę tutaj z
twoim tatą. Przysięgam. Ale ty się nie bój, dobrze? Trzymaj się dzielnie. Ćwicz
sprawność i pomagaj Orze. – Złapała go za ręce, spoglądając w oczy swojemu
największemu skarbowi. Nie mogła znieść myśli, że być może widzi go po raz
ostatni…
– Kocham cię, mamusiu – odparł Jack,
całując Swann w policzek. Ona odwzajemniła gest.
– Żegnajcie! – odetchnęła, wychodząc
z domku przy małej, wąskiej uliczce. Teraz miała wyraźne cele – odnaleźć załogę,
Barbossę, Jacka i spółkę, Julię, zdobyć Łamacz i na zawsze odmienić swoje
życie.
~~~~~~~~**********~~~~~~~~~
Hej!
Ten rozdział wyjątkowo mi się podoba :o KIedy ja go pisałam!
Jak ten czas leci... Ach, ile szkoły. Teraz nadchodzą te
tygodnie mega zawalone testami itd. Dzisiaj (to znaczy teoretycznie wczoraj, bo piszę to 21.03.2017r.) był dzień wagarowicza i wiosny! Kto uciekł z lekcji? :P Ja nie, poszłam na koncerty do muzycznej :)
Dedykacja leci do Leny Sokołowskiej. dziękuję, że zawsze jesteś ze swoim komentarzem ^^
PS: (23.03) Bardzo przepraszam za brak rozdziału, ale z powodu nauki nie mogłam go nawet opublikować >.< Dzięki dla Batgirl. Jest tu nowa notka dla ciebie xD♡
<3
OdpowiedzUsuńZacznijmy może od tego, że coraz bardziej zachwycam się Twoim blogiem. Nie jest to podlizywanie tylko podziw. Zrobiłaś na mnie ogromne wrażenie swoim dojrzałym stylem pisarskim. Wszystko masz przemyślane oraz zaplanowane (u mnie to totalny chaos na blogu XD). Z łatwością możesz napisać nową powieść tak dobrą jak Percy Jackson czy Harry Potter lub jeszcze lepszą.
Wracając do rozdziału... opisy jak zawsze odjazdowe. Ciekawi mnie zachowanie Jacka na wieść o tym, że zmarł ojciec Anny i ten brak straży. I ta Japonka. Ona coś wie... Elisabeth z kolei to zapracowana kobieta. Liczę, że odnajdzie ojca i stworzy szczęśliwą rodzinkę.
U mnie rozdział wieczorem.
Dziękuję 💖💖 Nie wiem po prostu co powiedzieć. Dziękuję ♡
UsuńZ chęcią przeczytam rozdział ^^
Zapraszam do mnie na rozdział :3
UsuńHej :3 wydaję mii się, że jest nowy zwiastun piratów :)
UsuńZwiastun nie, jest coś w stylu making-offa :P
UsuńHej! <3
OdpowiedzUsuńPodpisuję się obiema rękoma pod wypowiedzią Batgirl. To jaki masz styl pisania jest niesamowite i rozwijaj go dalej!
Jej, pojawił się tekst ,,Podążaj za tym czego pragniesz" :D i wiesz co zastanawiam się właśnie czy uda im się przywrócić znów ojca Anny do życia.
Taka mała uwaga - nie jestem pewna czy na ojca można powiedzieć rodziciel. Wiem, że na matkę często mówi się rodzicielka, ale nie wiem czy w przypadku ojca też to funkcjonuje.
Zawsze mi smutno, jak Elizabeth żegna się z synkiem. Oboje tak cierpią ... :_(
A tak w ogóle to przestraszyłam się, jak zobaczyłam tytuł "pożegnanie". Już myślałam, że odchodzisz, zostawiasz to wszystko itd., ale całe szczęście, że tytuł nawiązuje do opowiadania. Nie rób tego więcej! :)
Weź nawet nie mów o nadchodzącym czasie. Słowo "egzamin" słyszę po kilkadziesiąt razy dziennie od poniedziałku do piątku i to od września. Wyobrażasz to sobie?! Całe szczęście, że mam luźne nastawienie do tego typu spraw, bo gdybym tak miała posłuchać nauczycieli to według ich filozofii miałabym siedzieć 24 na dobę w książkach. Mam wrażenie, że oni bardziej się boją od nas. :D
Do Anny zaczynam się przekonywać, bo bez tego zadzierania nosa jest spoko babką.
Do następnego!
NMBZT!
N.W.
Dzięki za te wszystkie słowa ^^ Gdyby nie czytelnicy to ja bym nie wiem co zrobiła.
UsuńNo tak, w sumie nie wpadłabym na to, że tytuł może być czymś zwiastującym jakiś koniec bloga, ale spokojnie :D Do 34 rozdziału mam napisane. I mam jeszcze mała niespodziankę (niestety nie one shot czy coś) która może niedługo ujrzy światło dzienne, ale zobaczymy. Dzięki jeszcze raz ^^ A z tym ojcem to śmieszna sprawa xD E sumie chyba masz rację, no ale nie wiem, nie wiem... Do następnego!
Dziękuję za kolejną dedykację. Gdy tylko zauważam nowy rozdział, to czytam i komentuje bezzwłocznie.
OdpowiedzUsuńJack dał Annie nadzieję, że jej ojciec znów będzie żywy, choć wydaje mi się, że bardziej chce osiągnąć swój własny cel, cofając się w czasie. Nie mam pojęcia, co kierowało kapitanem, że zabrał Anne i nie pozwolił jej spędzić reszty życia w celi. Bo tam pewnie by trafiła. Aż trudno uwierzyć, że kapitan zlitował się nad dziewczyną i bezinteresownie jej chce pomóc.
Julia powinna uważać na Hong. Już podejrzewa, że coś z dziewczyną jest nie tak skoro posiada rzeczy, które wzięły się znikąd.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
Dzięki :D Milo mi słyszeć, że tyle rzeczy się Wam tu podoba. Co do tego Sparrowa to może faktycznie ma swój interes? Kto wie... :) Okaże się!
UsuńPozdrawiam ^^