środa, 15 marca 2017

30. Tajna broń

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/12/ba/a8/12baa823f7c9c98102ec531008717427.jpg


Chris siedział spokojnie na fotelu obok łoża chorego króla. Mimo wszystko jego stan był już niemal krytyczny. Od kilku dni stary Henry nie ruszał się ze swojego posłania. Medycy pałacowi nie byli w stanie stwierdzić, co jest przyczyną. Sprowadzano najlepszych lekarzy zza granicy, ale i oni nie mogli nic stwierdzić.
– Co z moją córką? – spytał.
– Nie mamy na razie wieści, ale miejmy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Pewnie niedługo tu będzie. – odparł Rodriguez. Zastanowił się, czy to już. Czy powinien przestać się ukrywać, czy jeszcze pociągnąć tę grę. Był pewien, że stary gbur nie pociągnie już dłużej niż tydzień. Wszyscy pomyślą, że zginął z tęsknoty. Doskonałe alibi.
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę. – odezwał się książę, nie czekając na decyzję króla.
– Panie – powiedział sługa – Do naszego portu przybił statek z La Calle. W stronę pałacu zmierza księżniczka Anna, ale nie jest sama… Powinieneś chyba wiedzieć.
– Kto jej towarzyszy?
– Drogi książę, są to… cóż, piraci. – wyjąkał wyraźnie zakłopotany strażnik.
Chris zerwał się gwałtownie.
– Jak to?! Czy… – Ugryzł się w język. – Wasza Królewska Mość, za pozwoleniem. Muszę sprawdzić, co się tam dzieje.
– Moja córka… – stęknął, ale nie zdążył. Chris już znalazł się na korytarzu.
Biegł przed siebie jak szalony, układając sobie wszystko w głowie. Jego plan nie miał się tak potoczyć. Jeśli teraz Anna dotrze do pałacu, do ojca, wszystko się skomplikuje. W dodatku ma pomoc piratów – co też wymyśliła! Ta zgraja brudnych szczurów morskich jest poniżej godności tak ważnej damy. Najpierw ją porywają, a ona wraca z nimi jako sprzymierzeńcami? Skandal.
Nie zauważył nawet kiedy dotarł do  głównej bramy, za którą rozciągała się brukowana ścieżka prowadząca do Port Royal. Za murami stała… sama Brookley. Miała na sobie drogą i piękną suknię w kolorze czerwonym, nawet nieubrudzoną.
– Chyba musimy poważnie porozmawiać. – odezwał się w końcu, stanowczym tonem.
– Owszem. – mruknęła.
W tej chwili zza jej pleców wynurzyła się brunetka i starszy, niski grubas, ale nie wyglądali łagodnie.

~~

Anna patrzyła na swojego narzeczonego ostrożnym wzrokiem.
– Co to ma znaczyć? Ukochana, cożeś zrobiła? Czy ci piraci…
– Posłuchaj, to skomplikowane. Potrzebuję się dostać do ojca. Wiem, że się o mnie zamartwia. Potem muszę odpłynąć…
– Zamierzasz nas zostawić? – oburzył się.
– Nie. Po prostu… Jestem do czegoś bardzo potrzebna. To może zadecydować o naszej przyszłości. Proszę, nie mam czasu. – nalegała.
Mimo pozornego wizualnego spokoju, miała ochotę biec przed siebie. Serce biło jej jak młotem ale już nie z powodu przystojnego młodzieńca – bała się o ojca. Autentycznie.
– Najdroższa, nie możemy cię wpuścić z nimi… Prawa nakazują, że ten, kto zadaje się z piratami, jest… nieczysty. – wyjąkał, a dwudziestolatka z bólem stwierdziła, że cały blask z jego oczu zniknął podczas jej nieobecności.
Ale… nieczysta? To niedorzeczne. A nawet jeśli? Nie obchodziło jej to. Nic jej nie obchodziło. Teraz po prostu musiała  zobaczyć Henry’ego.
– Zamierzasz mnie… wyrzucić? – spytała niepewnie. Miała nadzieję, że uda jej się uniknąć „planu awaryjnego”, ale na razie wszystko wskazywało, iż to będzie konieczne. Stąpała po kruchym lodzie i dobrze o tym wiedziała, ale wracając tu nie była już tak słaba.
– Wyrzucić to niebyt trafne określenie. Raczej nie wpuścić. Możesz stanowić zagrożenie… Według kodeksu, oczywiście.
Chris był do tego stopnia pewny siebie i uparty, że Annie udało się spojrzeć na mężczyznę z innej strony. Ten Rodriguez wyglądał bardziej ma cwaniaka, niż na romantyka.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie wpuścisz mnie do własnego domu?! To ty tu byłeś gościem! Mój ojciec tego nie daruje! – pogroziła.
Kątem oka spojrzała na wysoki dąb, który stał tuż nad najwyższym murem pałacowym. Na jednej z jego grubych gałęzi, chwiejnym krokiem, przemieszczał się Jack Sparrow, ich „tajna broń”. Pragnęła dać mu jakiś znak, aby został tam i nie wkradał się do posiadłości, ale nie chciała, aby straże i Chris go zauważyli.
 – Tak… a więc, moja droga, mogę cię tam zaprowadzić. Ale pójdziesz tylko ty i ja, straż zostanie tu i zajmie się nimi. To jedyna możliwość. – odparł po chwili, nieco bledszy.
– Zgoda.

Brunetka rozglądała się wokół siebie i uważnie obserwowała ruchy Chrisa. Mimo, że znała ten pałac doskonale, podążała krokiem narzeczonego. On wyglądał, jakby zamieszkał tu już na zawsze… Nie. Jakby mieszkał tu od zawsze. To nie podobało się dziewczynie. Gdy mijała piękne, rzeźbione drzwi do sali obrad, mimowolnie przypomniała sobie Andrew’a.
Czas dłużył się niemiłosiernie, a niepokój wzrastał z każdą sekundą, ale w końcu dostrzegła wrota do ulubionej komnaty Henry’ego – małego, przytulnego pokoiku w tej mniej oficjalnej części pałacu.
Pchnęła grube drewno, tylko po to, aby zobaczyć jeden z najgorszych widoków w życiu. Jej ukochany tata, niegdyś mężny i dumny, teraz był bledszy niż trup. Oddychał z trudem, a w zaciskanej kurczowo pięści trzymał zakrwawioną chustę. Pot spływał mu po czole, ale gdy tylko zobaczył swoją córkę, zerwał się z łóżka.
– Tatusiu… – szepnęła, a łzy wezbrały jej się w oczach. – Co ci się stało?
Podbiegła i pomogła mu usiąść, gdy podczas kaszlu zaczął pluć krwią. Anna miała ochotę zniszczyć wszystkich i wszystko, za to, co świat zrobił z jej ojcem. Dopadnie Barbossę.
– Moja Aniusia. Kochanie, posłuchaj… – Spojrzał wymownie na Rodrigueza, a ten wyszedł posłusznie na zewnątrz i zamknął drzwi. – Dziecko, aleś ty piękna.
– Już dobrze, jestem tu. – Złapała go za rękę, ze strachem stwierdzając, jak chuda i zimna jest ta kończyna. – Czemu chorujesz?
– Lekarze nie są w stanie nic powiedzieć, ko… kochana. To chyba koniec – wychrypiał
– Co?! Nie! Tatusiu, niemożliwe! Nie umrzesz! Sprowadzę tu wszystkich lekarzy! Magików! Przywiozę gwiazdy! Ale proszę, nie poddawaj się! – wyłkała. Teraz po prostu płakała. Czystymi łzami.
– Ależ masz w sobie determinację. Nigdy tego nie widziałem – szepnął, a po chwili znów zakaszlał.
– Bo może nigdy jej nie miałam.

Następne półtorej godziny spędzili na rozmowach. Anna opowiadała, jak trafiła do pałacu Deveron. Przemilczała oczywiście całą historię z Andrewem. Trochę pokręciła z tymi piratami. Wezwała też medyka, który miał się zjawić niedługo.
– Straże, zajmijcie się Królem. – odezwała się w końcu. – Pójdę sprawdzić, co z tym lekarzem.
– Córciu, to nic nie da. Wiesz…
– Nie umrzesz.
Ruszyła zdecydowanym krokiem przed siebie. Minęła salę obrad, salę tronową, komnaty dam dworu i służek, polityków. W jej głowie gotowała się taka zupa, jak wtedy, gdy była małą jedenastolatką i uczyła się o rozmnażaniu ludzi. Piraci czekali na zewnątrz? Co było z Jackiem?
– …tyle dukatów. Ani grosza mniej. –Usłyszała nagle. To był głos Chrisa.
Schowała się za jednym ze słupów i zobaczyła kolejną rzecz, za którą miała ochotę udusić cały świat. Jej narzeczony dawał sporą sumkę pieniędzy nadwornemu lekarzowi.
– Proszę mu zalecić to. – Książę podał fiolkę ciemnego płynu medykowi. – Pamiętaj, co cię czeka. Liczę, że nie zawiedziesz.
Nie. To nie mogło być prawdziwe. Czyli… RODRIGUEZ OTRUŁ JEJ OJCA.  
– Ty świnio! – To była największa obelga, jaką znała, ale rzuciła się na Chrisa. Po prostu – z pięściami. Chciała ukarać go za to wszystko, co zrobił. – Jesteś cholernym… idiotą! Nienawidzę cię! Chciałeś zabić mi ojca! – Może i Chris był dobrym wojownikiem, ale najwyraźniej się nie spodziewał tego ataku. Dostał porządnie w nos.
– Stałaś się jedną z nich! Tak, tych brudnych piratów! A on… I tak już nie ma ratunku. Ja tylko chcę skrócić jego cierpienia. To ty go zabiłaś! Gdyby nie ta wyprawa z piratami…
– Nie sugeruj, że uciekłam specjalnie! Nie… – Ale nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż mężczyzna przygwoździł ją do słupa i pocałował. Ale nie był to pocałunek prawdziwej, głębokiej miłości, jak mogło się zdawać na początku. Był to znak, że Rodriguez jest niebezpieczny. Chciał to wszystko… na siłę.
Nagle coś się stało – Brookley usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Medyk padł martwy na ziemię. Zaraz po tym Chris, jęcząc z bólu, odtoczył się na bok.
– Witaj, skarbeńku. Tajna broń do usług! 

~~~~~~***********~~~~~~~~
Hejo!
Jak Wam mija marzec? Mi całkiem spoko :) 
Nie mam dzisiaj siły na sprawdzanie błędów, także wybaczcie. Może jutro się za to zabiorę, ale na dziś koniec :P 
Jakaż normalnie akcja się tu robi :O xD 
Dedykacja leci do Natalie Witness <3
Trzymajcie się, do środyyyyyy!

3 komentarze:

  1. Ojej, znowu dla mnie dedyk. <3
    Miałam zostawić sobie na sobotę, ale wzięłam się za siebie i jestem.
    Jej to już 30 rozdział. Jak to wszystko szybko leci.
    Akcja jest i to sporo, a właśnie takie opowiadania, filmy, książki lubię najbardziej. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja.
    Od pierwszych słów czułam, że z tym Chrisem jest coś nie halo. Ale z niego dupek, szuja, świnia i idiota. Nie wierzę w to co napiszę, ale jak spotkała się z tatą to ... zrobiło mi się jej żal. Jeszcze wczoraj nigdy bym takiego czegoś nir napisała. No i Jack na końcu. Ach, gdyby tak Sparrow ratował mnie planem awaryjnym na klasówce z biologii.
    Jak marzec? Całkiem spoko nawet bardzo i powoli zaczynam myśleć o wakacjach.
    ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezła akcja w tym rozdziale. Opiekuńczy Rodriguez, który tak naprawę liczy na to, że dostanie się do władzy. Anna, której w końcu zaczęło na czymś zależeć i to na poważnie. No i szlachetny wybawiciel :)

    Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :3
    Ten Chris to dupek do nieskończoności. Niech no tylko znajdę tego durnia to razem z Jackiem urządzimy sobie cancanę oraz tango na jego oczach. Będzie miał koszmary do końca życia. Chcial przejąć władzę trując przyszłego teścia. Anna jest spoko.
    Opisy i dialogi jak zawsze odjazdowe. Gdzie jest nowy rozdział? Przepraszam za wszystko, ale u mnie rozdział pojawi się w sobotę.

    OdpowiedzUsuń