Chris siedział spokojnie na fotelu
obok łoża chorego króla. Mimo wszystko jego stan był już niemal krytyczny. Od
kilku dni stary Henry nie ruszał się ze swojego posłania. Medycy pałacowi nie
byli w stanie stwierdzić, co jest przyczyną. Sprowadzano najlepszych lekarzy
zza granicy, ale i oni nie mogli nic stwierdzić.
– Co z moją córką? – spytał.
– Nie mamy na razie wieści, ale
miejmy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Pewnie niedługo tu będzie. –
odparł Rodriguez. Zastanowił się, czy to już. Czy powinien przestać się
ukrywać, czy jeszcze pociągnąć tę grę. Był pewien, że stary gbur nie pociągnie
już dłużej niż tydzień. Wszyscy pomyślą, że zginął z tęsknoty. Doskonałe alibi.
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę. – odezwał się książę, nie
czekając na decyzję króla.
– Panie – powiedział sługa – Do
naszego portu przybił statek z La Calle. W stronę pałacu zmierza księżniczka
Anna, ale nie jest sama… Powinieneś chyba wiedzieć.
– Kto jej towarzyszy?
– Drogi książę, są to… cóż, piraci. –
wyjąkał wyraźnie zakłopotany strażnik.
Chris zerwał się gwałtownie.
– Jak to?! Czy… – Ugryzł się w język.
– Wasza Królewska Mość, za pozwoleniem. Muszę sprawdzić, co się tam dzieje.
– Moja córka… – stęknął, ale nie
zdążył. Chris już znalazł się na korytarzu.
Biegł przed siebie jak szalony,
układając sobie wszystko w głowie. Jego plan nie miał się tak potoczyć. Jeśli
teraz Anna dotrze do pałacu, do ojca, wszystko się skomplikuje. W dodatku ma
pomoc piratów – co też wymyśliła! Ta zgraja brudnych szczurów morskich jest
poniżej godności tak ważnej damy. Najpierw ją porywają, a ona wraca z nimi jako
sprzymierzeńcami? Skandal.
Nie zauważył nawet kiedy dotarł
do głównej bramy, za którą rozciągała
się brukowana ścieżka prowadząca do Port Royal. Za murami stała… sama Brookley.
Miała na sobie drogą i piękną suknię w kolorze czerwonym, nawet nieubrudzoną.
– Chyba musimy poważnie porozmawiać.
– odezwał się w końcu, stanowczym tonem.
– Owszem. – mruknęła.
W tej chwili zza jej pleców wynurzyła
się brunetka i starszy, niski grubas, ale nie wyglądali łagodnie.
~♠~
Anna patrzyła na swojego narzeczonego
ostrożnym wzrokiem.
– Co to ma znaczyć? Ukochana, cożeś
zrobiła? Czy ci piraci…
– Posłuchaj, to skomplikowane.
Potrzebuję się dostać do ojca. Wiem, że się o mnie zamartwia. Potem muszę
odpłynąć…
– Zamierzasz nas zostawić? – oburzył
się.
– Nie. Po prostu… Jestem do czegoś
bardzo potrzebna. To może zadecydować o naszej przyszłości. Proszę, nie mam
czasu. – nalegała.
Mimo pozornego wizualnego spokoju,
miała ochotę biec przed siebie. Serce biło jej jak młotem ale już nie z powodu
przystojnego młodzieńca – bała się o ojca. Autentycznie.
– Najdroższa, nie możemy cię wpuścić
z nimi… Prawa nakazują, że ten, kto zadaje się z piratami, jest… nieczysty. –
wyjąkał, a dwudziestolatka z bólem stwierdziła, że cały blask z jego oczu
zniknął podczas jej nieobecności.
Ale… nieczysta? To niedorzeczne. A
nawet jeśli? Nie obchodziło jej to. Nic jej nie obchodziło. Teraz po prostu musiała zobaczyć Henry’ego.
– Zamierzasz mnie… wyrzucić? –
spytała niepewnie. Miała nadzieję, że uda jej się uniknąć „planu awaryjnego”,
ale na razie wszystko wskazywało, iż to będzie konieczne. Stąpała po kruchym
lodzie i dobrze o tym wiedziała, ale wracając tu nie była już tak słaba.
– Wyrzucić to niebyt trafne
określenie. Raczej nie wpuścić. Możesz stanowić zagrożenie… Według kodeksu,
oczywiście.
Chris był do tego stopnia pewny
siebie i uparty, że Annie udało się spojrzeć na mężczyznę z innej strony. Ten Rodriguez
wyglądał bardziej ma cwaniaka, niż na romantyka.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie
wpuścisz mnie do własnego domu?! To ty tu byłeś gościem! Mój ojciec tego nie
daruje! – pogroziła.
Kątem oka spojrzała na wysoki dąb,
który stał tuż nad najwyższym murem pałacowym. Na jednej z jego grubych gałęzi,
chwiejnym krokiem, przemieszczał się Jack Sparrow, ich „tajna broń”. Pragnęła
dać mu jakiś znak, aby został tam i nie wkradał się do posiadłości, ale nie
chciała, aby straże i Chris go zauważyli.
– Tak… a więc, moja droga, mogę cię tam
zaprowadzić. Ale pójdziesz tylko ty i ja, straż zostanie tu i zajmie się nimi. To
jedyna możliwość. – odparł po chwili, nieco bledszy.
– Zgoda.
Brunetka rozglądała się wokół siebie
i uważnie obserwowała ruchy Chrisa. Mimo, że znała ten pałac doskonale,
podążała krokiem narzeczonego. On wyglądał, jakby zamieszkał tu już na zawsze…
Nie. Jakby mieszkał tu od zawsze. To
nie podobało się dziewczynie. Gdy mijała piękne, rzeźbione drzwi do sali obrad,
mimowolnie przypomniała sobie Andrew’a.
Czas dłużył się niemiłosiernie, a
niepokój wzrastał z każdą sekundą, ale w końcu dostrzegła wrota do ulubionej
komnaty Henry’ego – małego, przytulnego pokoiku w tej mniej oficjalnej części
pałacu.
Pchnęła grube drewno, tylko po to,
aby zobaczyć jeden z najgorszych widoków w życiu. Jej ukochany tata, niegdyś
mężny i dumny, teraz był bledszy niż trup. Oddychał z trudem, a w zaciskanej
kurczowo pięści trzymał zakrwawioną chustę. Pot spływał mu po czole, ale gdy
tylko zobaczył swoją córkę, zerwał się z łóżka.
– Tatusiu… – szepnęła, a łzy wezbrały
jej się w oczach. – Co ci się stało?
Podbiegła i pomogła mu usiąść, gdy
podczas kaszlu zaczął pluć krwią. Anna miała ochotę zniszczyć wszystkich i
wszystko, za to, co świat zrobił z jej ojcem. Dopadnie Barbossę.
– Moja Aniusia. Kochanie, posłuchaj…
– Spojrzał wymownie na Rodrigueza, a ten wyszedł posłusznie na zewnątrz i
zamknął drzwi. – Dziecko, aleś ty piękna.
– Już dobrze, jestem tu. – Złapała go
za rękę, ze strachem stwierdzając, jak chuda i zimna jest ta kończyna. – Czemu chorujesz?
– Lekarze nie są w stanie nic
powiedzieć, ko… kochana. To chyba koniec – wychrypiał
– Co?! Nie! Tatusiu, niemożliwe! Nie
umrzesz! Sprowadzę tu wszystkich lekarzy! Magików! Przywiozę gwiazdy! Ale
proszę, nie poddawaj się! – wyłkała. Teraz po prostu płakała. Czystymi łzami.
– Ależ masz w sobie determinację.
Nigdy tego nie widziałem – szepnął, a po chwili znów zakaszlał.
– Bo może nigdy jej nie miałam.
Następne półtorej godziny spędzili na
rozmowach. Anna opowiadała, jak trafiła do pałacu Deveron. Przemilczała oczywiście
całą historię z Andrewem. Trochę pokręciła z tymi piratami. Wezwała też medyka,
który miał się zjawić niedługo.
– Straże, zajmijcie się Królem. –
odezwała się w końcu. – Pójdę sprawdzić, co z tym lekarzem.
– Córciu, to nic nie da. Wiesz…
– Nie umrzesz.
Ruszyła zdecydowanym krokiem przed
siebie. Minęła salę obrad, salę tronową, komnaty dam dworu i służek, polityków.
W jej głowie gotowała się taka zupa, jak wtedy, gdy była małą jedenastolatką i
uczyła się o rozmnażaniu ludzi. Piraci czekali na zewnątrz? Co było z Jackiem?
– …tyle dukatów. Ani grosza mniej. –Usłyszała
nagle. To był głos Chrisa.
Schowała się za jednym ze słupów i
zobaczyła kolejną rzecz, za którą miała ochotę udusić cały świat. Jej
narzeczony dawał sporą sumkę pieniędzy nadwornemu lekarzowi.
– Proszę mu zalecić to. – Książę
podał fiolkę ciemnego płynu medykowi. – Pamiętaj, co cię czeka. Liczę, że nie
zawiedziesz.
Nie. To nie mogło być prawdziwe. Czyli…
RODRIGUEZ OTRUŁ JEJ OJCA.
– Ty świnio! – To była największa
obelga, jaką znała, ale rzuciła się na Chrisa. Po prostu – z pięściami. Chciała
ukarać go za to wszystko, co zrobił. – Jesteś cholernym… idiotą! Nienawidzę
cię! Chciałeś zabić mi ojca! – Może i Chris był dobrym wojownikiem, ale
najwyraźniej się nie spodziewał tego ataku. Dostał porządnie w nos.
– Stałaś się jedną z nich! Tak, tych
brudnych piratów! A on… I tak już nie ma ratunku. Ja tylko chcę skrócić jego
cierpienia. To ty go zabiłaś! Gdyby nie ta wyprawa z piratami…
– Nie sugeruj, że uciekłam
specjalnie! Nie… – Ale nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż mężczyzna przygwoździł
ją do słupa i pocałował. Ale nie był to pocałunek prawdziwej, głębokiej
miłości, jak mogło się zdawać na początku. Był to znak, że Rodriguez jest
niebezpieczny. Chciał to wszystko… na siłę.
Nagle coś się stało – Brookley usłyszała
dźwięk tłuczonego szkła. Medyk padł martwy na ziemię. Zaraz po tym Chris,
jęcząc z bólu, odtoczył się na bok.
– Witaj, skarbeńku. Tajna broń do usług!
~~~~~~***********~~~~~~~~
Hejo!
Jak Wam mija marzec? Mi całkiem spoko :)
Nie mam dzisiaj siły na sprawdzanie błędów, także wybaczcie. Może jutro się za to zabiorę, ale na dziś koniec :P
Jakaż normalnie akcja się tu robi :O xD
Dedykacja leci do Natalie Witness <3
Trzymajcie się, do środyyyyyy!
Ojej, znowu dla mnie dedyk. <3
OdpowiedzUsuńMiałam zostawić sobie na sobotę, ale wzięłam się za siebie i jestem.
Jej to już 30 rozdział. Jak to wszystko szybko leci.
Akcja jest i to sporo, a właśnie takie opowiadania, filmy, książki lubię najbardziej. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja.
Od pierwszych słów czułam, że z tym Chrisem jest coś nie halo. Ale z niego dupek, szuja, świnia i idiota. Nie wierzę w to co napiszę, ale jak spotkała się z tatą to ... zrobiło mi się jej żal. Jeszcze wczoraj nigdy bym takiego czegoś nir napisała. No i Jack na końcu. Ach, gdyby tak Sparrow ratował mnie planem awaryjnym na klasówce z biologii.
Jak marzec? Całkiem spoko nawet bardzo i powoli zaczynam myśleć o wakacjach.
♥♥
Niezła akcja w tym rozdziale. Opiekuńczy Rodriguez, który tak naprawę liczy na to, że dostanie się do władzy. Anna, której w końcu zaczęło na czymś zależeć i to na poważnie. No i szlachetny wybawiciel :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.
Hej :3
OdpowiedzUsuńTen Chris to dupek do nieskończoności. Niech no tylko znajdę tego durnia to razem z Jackiem urządzimy sobie cancanę oraz tango na jego oczach. Będzie miał koszmary do końca życia. Chcial przejąć władzę trując przyszłego teścia. Anna jest spoko.
Opisy i dialogi jak zawsze odjazdowe. Gdzie jest nowy rozdział? Przepraszam za wszystko, ale u mnie rozdział pojawi się w sobotę.